(a/n: zakończone w pół dupy, nie polecam)
- Będę za tobą tęsknić, Hobi - jasnowłosy chłopak rzucił mu się na szyję, tak, że Hoseok musiał ugiąć lekko kolana, żeby Taehyung nie oderwał mu głowy.
- Ja za tobą też, TaeTae - puścił rączkę walizki i ścisnął mocno ciało młodszego, przygniatając go do swojej klatki piersiowej.
Taehyung od zawsze uwielbiał się łasić i przytulać, ale dopiero teraz Hoseok zauważył, jak bardzo i jemu to odpowiadało. Czuć jego dotyk na własnej skórze. Czuć blond włosy łaskoczące jego twarz. Móc po zapachu rozpoznać, jakiego szamponu użył tego dnia Tae.
Nie byli parą. Żadnemu z nich nigdy nawet przez głowę nie przeszło, że mogliby być razem. Byli tylko przyjaciółmi, nic więcej. Najlepszymi przyjaciółmi. Hoseok dbał o Taehyunga, jak o własnego brata, którego nigdy nie miał. Opiekował się nim, pocieszał go, motywował do wstania z łóżka, ale też brał go na różne koncerty (z których Tae nigdy nie był zadowolony, on chyba nie ma zbyt dobrego gustu muzycznego), zaciągał go na dyskoteki i pokazał mu nawet jak zaciągnąć się dymem papierosowym (blondyn o co mało wtedy się nie udusił).
- To tylko tydzień, prawda? - chciał upewnić się młodszy, wciąż wciskając twarz między szyję, a ramię Hoseoka.
- A potem on tydzień u mnie - czarnowłosy przeczesał palcami suche włosy Taehyunga. - Ale będziemy się już mogli normalnie spotykać.
- Mam nadzieję, że nie będzie fajniejszy ode mnie - zachichotał cicho blondyn i puścił w końcu Hoseoka wolno.
- Nikt nie jest fajniejszy od ciebie - Hobi poprawił swój czarny plecak, który wcześniej trochę zsunął mu się z ramion.
Nagle z głośników wydobył się kobiecy głos, informujący o otworzeniu bramek. Hoseok ostatni raz uśmiechnął się do Taehyunga, machając mu na pożegnanie o pognał środkiem lotniskowego pasażu, ciągnąc za sobą swoją niewielką walizkę, która obijała mu się o kostki przy każdym zakręcie.
Latał już nie raz samolotem ze swoim ojcem, więc bez problemu znalazł drogę na pokład. Zajął wyznaczone miejsce i z niecierpliwością czekał na start. Nie musiał czekać długo. Nie minęło nawet dwadzieścia minut, kiedy stewardessy już zaczynały proponować pasażerom przekąski w kosmicznych cenach, albo raczej w podniebnych cenach, w podniebnych bardziej pasuje.
Miał w planach przespać cały lot. Specjalnie w nocy zrobił sobie z Taehyungiem maraton filmowy, żeby całe zmęczenie dopadło go dopiero teraz. Ale nie dopadło. Dopadł go za to strach. Wyglądał przez niewielkie okienko, podziwiając dziwną naturę chmur, ale jego głowę zaprzątał Min Yoongi.
Min Yoongi - tyle o nim wiedział. Chłopak nazywał się Min Yoongi, mieszkał w Londynie i pochodził z dobrej rodziny, której głową był szef ojca Hoseoka, a zarazem jego dobry znajomy. Niezbyt wiele, ale na początek dobre i to.
Chłopcy nigdy wcześniej się nie widzieli, właściwie dopiero miesiąc temu dowiedzieli się nawzajem o swoim istnieniu. Hoseok długo zastanawiał się nad propozycją rzuconą przez obu ich ojców. On miał pojechać na tydzień do Yoongiego, do Londynu, a Yoongi miałby spędzić tydzień w Korei, nie wchodząc przy tym na głowę swojemu zapracowanemu tacie. Brzmiało nieźle, nawet całkiem uczciwie, ale Hobi i tak miał pewne obawy. Przecież ten chłopak mógł być jakimś ćpunem, albo psychopatą. A nawet jeśli nie, to wcale nie musiał być zadowolony z tego, że spędzi cały tydzień z jakimś obcym typkiem, kręcącym się po jego domu.
***
Opuścił już halę przylotów i rozglądał się teraz za różową czupryną Yoongiego. Tato powiedział mu, żeby patrzył na włosy, bo w ten sposób najszybciej zauważy chłopaka, z którym miał spędzić cały tydzień swoich krótkich wakacji.