rozdział 5.

3.9K 250 18
                                    

- Musimy biec szybko piesku. Rozumiesz? – Powiedziałam do niego, a bardziej do siebie i ruszyłam biegiem w stronę domu. Ciemne, brudne uliczki napawały mnie strachem, jednak nie mogłam odpuścić. Skoro zgodzili się, bym mu pomogła, nie mogłam pozwolić sobie teraz na słabości. Moje płuca paliły, a nogi odmawiały posłuszeństwa jednak nie odpuściłam. Biegłam ile w sił w nogach, a Mufasa pomagał mi utrzymując stałe tępo i nie oszukujmy się, trochę ciągnąc mnie za sobą, ale opłaciło się. Gdy wbiegłam na swoją ulicę, ujrzałam ustawione motory przy drodze i samochód, którym został zabrany Hunter. Nie oszukał mnie. Pomyślałam i ruszyłam w stronę mieszkania Hope. Wpuściłam Mufasę do swojego pokoju i szybko nalazłam mu wody, a następnie złapałam za swoją torbę lekarską, znalazłam okulary i w między czasie nałożyłam również bluzę na długi rękaw. Zamknęłam psa w pokoju, dom na klucz i ruszyłam biegiem na drugą stronę ulicy. Drzwi były otwarte, więc weszłam do środka. Nie było czasu na to, by rozglądać się po pomieszczeniach. Ruszyłam w kierunku największego hałasu, gdzie ujrzałam jak w wielkim salonie kręci się zgraja mężczyzn. Nie wiem ilu ich było. Sześciu, a może ośmiu. Chwilę stałam w osłupieniu, niepewna co powiedzieć, jednak uchwyt na mojej ręce kazał mi zwrócić uwagę na starszego mężczyznę, który wcześniej zadawał mi pytania. Nie mówiąc nic poprowadził mnie w stronę pokoju, gdzie po otwarciu drzwi ujrzałam Huntera, ułożonego na wielkim łóżku.

- Będę potrzebowała pomocy. – Powiedziałam do mężczyzny. Jednak odpowiedzi udzielił mi Boss.

- Ja jej pomogę. Możesz iść.

Zostałam z nim na sam w pokoju. Na początku stałam jak słup soli, wpatrując się w niego, jednak po chwili ocknęłam się i opuściłam moją torbę lekarką na podłogę.

- Musisz mi pomóc go rozebrać. Tylko delikatnie, by jak najmniej go naruszyć.

Słowa nie przełożyły się na praktykę. Nie mogliśmy zdjąć nic od pasa w górę, ponieważ Hunter majaczył i skomlał z bóli za każdym razem, gdy poczuł najmniejszy dotyk.

- Mogę przeciąć jego ubrania?

- Rób co uważasz za słuszne. – Usłyszałam w odpowiedzi i to mi wystarczyło. Sięgnęłam po torbę i wyjęłam nożyczki, które służyły mi do odcinania bandażu. Odsunęłam płaty skórzanej kurtki po obu stronach i rozcięłam zakrwawiony podkoszulek Huntera.

- Spróbuj teraz mu wszystko zdjąć. – Powiedziałam i zostawiłam go z tym zadaniem, a sama zajęłam się poszukiwaniem środka uspokajającego. Wyjęłam nową strzykawkę i igłę, po czym nabrałam w strzykawkę odpowiednią ilość mocnego środka. Sprawi, że poczuje nie będzie nic czuł. Podchodząc do Huntera ze strzykawką w dłoni, ujrzałam, że udało się Bossowi pozbyć się reszty ciuchów. Oczyściłam spirytusem miejsce w które chciałam się w bić i wstrzyknęłam środek upajający. Zanim środek rozprowadzi się po organizmie chorego, trzeba odczekać kilka minut, jednak w tym czasie przygotowałam sobie wszystko co było mi potrzebne do oczyszczenia i zaszycia rany. Odetchnęłam głęboko i ścisnęłam kilka razy dłoń w pięści, by dodać sobie pewności, a następnie odwróciłam się w stronę Bossa, który stał za mną. Omal na niego nie wpadłam, jednak wyminęłam go i  bez słowa podeszłam do Huntera. Założyłam rękawiczki i największą gazę nalazłam spirytusu, którym oczyściłam ranę dookoła rozcięcia. Gdy miejsce już było na tyle widoczne, nie pozostało mi nic innego jak zatamować krwawienie, oczyścić ranę i zaszyć ją. Podałam Hunterowi tym razem środek zakrzepowy, który miał spowodować krzepnięcie krwi, którą nadal sączyła się z rany. Później najdokładniej umiałam oczyściłam ranę na zewnątrz i wewnątrz, na tyle ile pozwalały mi to możliwości. Kolejną rzeczą było szycie, więc wyjęłam nić chirurgiczną i igłę, a następnie zaczęłam zasklepiać otwartą ranę. Szło mi to wolno, gdyż starłam się jak najprecyzyjniej założyć szwy, które utrzymają ranę w zamknięciu. Gdy skończyłam zakładanie 10 szwów, zajęłam się jeszcze ranami spowodowanymi pobicie. Jednak były to tylko siniaki drobne skaleczenia, które nie wymagały poważniejszych metod leczenia. Na sam koniec wróciłam ponownie do rany zadanej nożem i wytarłam resztki zaschniętej krwi, a następnie nałożyłam opatrunek. Najlepiej jakbym jeszcze owinęła to bandażem, jednak w tej sytuacji, lepiej będzie, gdy nie będziemy ruszać Huntera z miejsca. Gdy skończyłam, postanowiłam zając się Bossem, którego zaatakował Mufasa. Zastałam go siedzącego w fotelu, ustawionym w roku pokoju. Przyglądał się mi. Uważnie. Bacznie. Niemalże przeszywając mnie wzrokiem na wylot.

- Chciałabym opatrzyć też twoją ranę. – Zwróciłam się do niego, jednocześnie delikatnie podchodząc. Skinął głową na potwierdzenie. – Muszę rozciąć ci nogawkę. W porządku? – Uniosłam głowę go góry, gdyż zdążyłam już usiąść po turecku przy jego nodze. Kolejna odpowiedź twierdząca. Okeeej. Westchnęłam i zabrałam się za rozcinanie nogawki. Ugryzienie nie wyglądało dobrze. Znajdowało się na łydce. Mufasa nie jest małym psem, toteż jego szczeki również nie należą do najmniejszych. Na szczęście był badany i miał wszystkie szczepienia. Oczyściłam je wodą utlenioną i podałam mu środek przeciw wściekliźnie na wszelki wypadek. Na ranę nałożyłam gazę, a następnie zabandażowałam.

- Um.. Skończyłam. – Mruknęłam, odsuwając się na tyłku z dala od niego. Nie chciałam znajdować się blisko niego. Nie znałam go, a moje ciało reagowało na niego. Lepiej unikać złego, gdy to niemożliwe. Wiem, że mi się przyglądał. Czułam to, mimo, że wzrok miałam spuszczony na podłogę, udając piekielnie zajętą porządkowaniem w mojej torbie lekarskiej.

- Mam na imię Ashton. – Powiedział.

- Faith. Miło mi. – Mruknęłam, ale uniosłam głowę, po to by posłać mu przyjazny uśmiech.

- Więc skąd znasz Hope? – Spytał, gdy zmoczyłam gazik wodą z butelki, którą zazwyczaj noszę w torbie i zaczęłam wycierać krew z swoich rąk.

- Tak naprawdę to moja siostra.

- Nie wiedziałem, że ma siostrę. – Powiedział.

- Nie mój problem. – Mruknęłam pod nosem, ale nie obeszło się to bez echa, ponieważ pokój wypełni gardłowy, męski śmiech.

- Faktycznie, nie ma sprawy. – Powiedział pomiędzy śmiechem, a ja skończyłam oczyszczać swoje ręce z krwi.

- Myślę, że do tej nogi będziesz potrzebował lodu. – Popatrzyła na niego, a następnie pobierałam zużyte gazy i papierki, by wyrzucić je do kosza, gdy go znajdę.

- Nic mi nie będzie. – Powiedział, jednak naszą niekomfortową rozmowę, w równie niekomfortowej ciszy przerwał krzyk jakiejś kobiety. – Cholera. – Usłyszałam z ust Ashera, jednak nie ruszyłam się z miejsca. Żadne z nas się nie ruszyło. Słuchaliśmy krzyków, płaczu, próśb i gróźb kobiety, która usilnie próbowała się dostać do tego pomieszczenia. Głos mimo, że słyszany przez drzwi wydawał mi się znajomy. Hope? Czy to głos mojej siostry? Ale co ona tu robi. Zerwałam się z miejsca i ruszyłam w kierunku drzwi, a za mną krok w krok Asher. Gdy otworzyłam drzwi moim oczom ukazała się moja siostra, która była w ubraniu z pracy. Przytrzymywało ją dwóch mężczyzn, jednak ona nadal walczyła i krzyczała, by ją puścili. Chwilę zajęło jej uświadomienie sobie, że drzwi do sypialni Huntera są otwarte. Kiedy mnie ujrzała stanęła jak wmurowana, wpatrując się we mnie pustym wzrokiem, a po krzyku i histerii nie pozostało nic.

- Faith.. – Wypowiedziała drżącym głosem.

- Hope...

learn the rules.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz