Pierwszy raz w życiu mam okazję jechać powozem i to królewskim. Siedzę na poduszkach koloru złotego, które są delikatne niczym jedwab. Ogółem wnętrze wygląda bardzo wykwintnie i gustownie. To może oznaczać tylko jedno: ci szlachcice są bardzo bogaci. Podskakuję na siedzeniu wraz z pojazdem, który jedzie po kamienistej drodze. Od tego robi mi się jeszcze bardziej nie dobrze i czuję się okropnie. Ciągle boli mnie serce.
Droga w końcu robi się znów gładka i spokojnie jedziemy dalej. Spoglądam na świat za okienkiem. Patrzę, jak mijam wioski, domy, które bardzo dobrze znałam: często do nich zaglądałam za czasów, kiedy jeszcze moja rodzina się nie rozpadła, by sprzedać zdobycz, którą udało mi się znaleźć lub niewinnie zabrać jakiemuś handlarzowi. Przyglądam się miejscom, które od zawsze były moim domem. Chcę je jeszcze zapamiętać bo wiem, że już tutaj nie wrócę. W końcu zasłaniam zasłonkę, bo nie mogę znieść ponownej, narastającej rozpaczy.
Przez dalszą drogę tylko siedzę skulona i wpatruję się pusto przed siebie. W końcu wóz się gwałtownie zatrzymuje, a ja o mało co nie spadam na podłogę. Próbuję otworzyć drzwiczki by sprawdzić, co się dzieje, ale są zamknięte na klucz. Po chwili otwierają się.
- Panienka się nie martwi. - mówi siwy mężczyzna. - Koń z zaprzęży się uwolnił. Dziesięć sekund i ruszamy dalej.
Kiwam głową i już mam go spytać o coś, o cokolwiek, ale nic mi nie przychodzi do głowy. Drzwi się zamykają i znów pozostaję sama.
Siadam opierając się o ścianę obok okienka. Zza zasłon co jakiś czas do powozu pada jaskrawe światło. Pogoda dziś piękna. Szkoda, że tylko pogoda.
Na ławeczce naprzeciw mnie leży poskładany materiał i dopiero teraz go zauważam. Rozkładam go i okazuje się, że to suknia, z pewnością przeznaczona dla mnie. Jest długa, po same stopy, ciemnozielona, ze sznurowanym dekoltem na przodzie. Zwykła, prosta, idealna dla służącej, nie za uboga, nie za szykowna. Ubieram ją i pasuje idealnie. Choć rozmiar dobry, to i tak źle się w niej czuję. Pachnie pałacem. Nie jestem w stanie tego opisać, ale właśnie to wyczuwam.
Wyciągam swoją walizkę spod siedzenia i szukam lusterka, aż w końcu znajduję. Nie wiem z jakiej racji go dostałam. Pewnie po to, by codziennie wieczorem patrzeć na swoją brudną, umęczoną twarz.
Oglądam się w nim, choć jest małe. Moje wystające kości na przedramionach i szyi mogą świadczyć tylko o tym, jakie wiodłam życie. Nie raz przez prawie tydzień nic nie miałam w ustach, bardzo często żyliśmy w całkowitej biedzie, przez co nie miałam jak nabrać na wadze. Na szczęście na twarzy nie jestem taka wychudnięta, całe szczęście. Inaczej wyglądałabym jak kościotrup. Z sylwetki nie jestem aż tak bardzo chuda. Od ciężkiej pracy wyrobiły mi się małe mięśnie, których tak bardzo zazdrościłam Nate'owi. Zawsze chciałam być tak umięśniona jak on. Raz spytałam go, jak on to zrobił.
- Jeśli będziesz tak umięśniona jak ja, pomyślą, że jesteś bardzo silna i poślą cię do wojska. - mówił rozbawiony, ale wiem, że nawet żartując mówił prawdę. Słowo ''wojsko'' dawniej wywoływało u mnie podziw. Każdy, kto zostawał przydzielany do wojska był dla mnie niczym bohater. Teraz, to słowo dla mnie znaczy tylko jedno: koniec. Koniec doczesnego życia, koniec więzi rodzinnej, koniec wszystkiego, nawet swojego żywota.
CZYTASZ
Królowa Coldwater
FantasyJane żyje w Coldwater- kraju, gdzie ludzie są podzieleni na rangi: albo jesteś biednym i mieszkasz we wiosce zarabiając marne grosze, albo żyjesz w szlacheckim rodzie w dożywotnim dostatku. Dziewczyna nie ma łatwego życia. Poprzez brak pieniędzy wsz...