Chwyciłam dość sporę torbę, biorąc pod uwagę to, że od kilku lat nie kupiłam sobie nawet t-shirtu. Moja garderoba była dość skromna, ale wydaje mi się, że w moim guście. Nie lubiłam jaskrawych kolorów-wolałam szarości, brudne róże i czerń.
-Dobra, głęboki oddech i do przodu.-powiedziałam do siebie półszeptem.-Za kilka minut zaczynasz swoje nowe życie, wow-dodałam nieco głośniej. Powoli otworzyłam drzwi i wystawiłam prawą nogę, jakbym sprawdzała czy na pewno jest tam jakiś grunt.Na szczęście był. To chyba jakiś mały sukces, nie? Po prostu doceniam małe rzeczy, to wszystko.Drewniane schody miały na sobie odciski tysiąca stóp i stópek, co było słychać po ciągłym ich skrzypieniu.
-Alex...Wyglądasz...dobrze-usłyszałam delikatny głos. Od razu wiedziałam, że należy do pani Dorothy Millicent. Pani? Do cioci. Mimo, że wcale nią nie była, od jakichś pięciu lat tak właśnie ją nazywam. Kiedyś podczas zabawy w ogrodzie wymsknęło mi się i tak zostało. Pamiętam moje zażenowanie. Chciałam się zakopać w tej mokrej ziemi po deszczu, przysięgam. Jednak ona tylko poklepała mnie po ramieniu i powiedziała, że nie muszę się bać.
-Dz..dziękuję, ciociu- specjalnie dodałam to ostatnie, bo wiedziałam, że uszczęśliwia ją to. Po tym, co dla mnie zrobiła...
-Wszystko spakowałaś?
-Wszystko i jeszcze więcej-piskliwy głos dotarł do mojego ucha. No tak, Carly. Ten wredny karaluch.-Pewnie nie przepuściłabyś okazji, by komuś coś zawinąć, jak mniemam?
-Przymknij się już Carly. Dam ci dwa powody. Po pierwsze, na nikim nie robią wrażenia twoje pseudo-mądre słówka, które dodajesz za każdym, cholernym razem pod koniec zdania. Po drugie, nikogo nie obchodzi twoje zdanie, ponieważ każdy z nas jest wstanie potwierdzić, że nie masz za grosz rozumu. No oprócz osób, które z premedytacją zastraszyłaś.
Lily-pomyślałam. Moja dobra znajoma. Poprawka, moja jedyna i dobra znajoma. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie i machnęła dłonią, witając się. Dorothy chwyciła spód mojej torby, które grała za walizkę, i podrzuciła ją lekko, śmiejąc się cicho. Chyba chciała rozładować atmosferę i nie dać szansy Carly coś dodać do swoich wypocin. Dzięki Ci Boże za to, że ją zesłałeś ciocię na ten okrutny świat.
-No, Alex, czas na ciebie. Zaraz masz autobus. Nie wyganiam cię, ale...
-Wiem, wiem.-westchnęłam i urwałam jej w połowie zdania, bo nie chciałam słyszeć jego dalszej części.Poprawiłam pasek mojej zamszowej, lekko startej torebki, którą miałam przewieszoną przez ramię. Po raz setny tego dnia wzięłam głęboki oddech i udałam się w stronę drzwi, czując na sobie przenikliwe pary oczu. Kiedy wyszłam za próg,a do moich nozdrzy dotarła przyjemna woń świeżego powietrza, zostałam odchylona do tyłu przez parę rąk.
-Będzie mi cię brakować-powiedziała między łzami Lily, lekko pociągając nosem. Przytuliłam ją mocno i potarłam plecy w geście pocieszenie, lecz czy nie powinno być na odwrót? Gdy już się ode mnie oderwała, ciocia Dorothy powtórzyła smutną serię gestów.
-Masz, weź-szepnęła, w między czasie ocierając łzy z policzków. Z tylnej kieszeni swoich jeansów wyciągnęła kilka banknotów. O nie-pomyślałam.
-Nie mogę, wam się bardziej przydadzą, kupcie może nową...
-Alex...weź, proszę-Dorothy przerwała mi, chwytając moją dłoń i niemalże wcisnęła w nią pieniądze. Spojrzałam na Lily, która z bólem w oczach kiwnęła głową, jakby chciała mi pomóc w podjęciu decyzji. Schowałam nieoczekiwany podarunek do kieszeni płaszcza i otarłam spływającą łzę. Nie płacz, nie teraz.
Ja nigdy nie płaczę, już zapomniałaś?-spytałam w myślach samą siebie.
-Zobaczymy się niedługo, kiedyś...-powiedziałam szeptem i zrobiłam kilka kroków do tyłu, widząc nadjeżdżający autobus. Pomachałam im i jednym ruchem obróciłam się na prawej nodze, schodząc po betonowych schodach, na których sporo było małych rowków, gdzie gromadziła się woda. Usłyszałam dźwięk zamykających się drzwi. Obróciłam się znowu.
-Dom Dziecka Warnera-przeczytałam nieco głośniej niż zamierzałam, zwracając na siebie uwagę
jakiegoś przechodnia.-Wreszcie wolna.
Um, hej. Pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że się spodobało(co udowodnicie, głosując!).
Nie przeciągam, bo sama nie lubię czytać tych nudnych notek. Do następnego!
paulinke
CZYTASZ
Something, and something more.| JB |
Fanfiction-Jesteś nienormalny?-spytałam, czując ogarniający mnie chłód. Było cholernie zimno, a ten palant zaciągnął mnie tu o czwartej nad ranem. -Nie określiłbym się tak.-odparł kładąc palec na brodzie i udając, że się zastanawia.-Raczej inteligentny, szyb...