-Kochaniutka, byłaś w tym Domu Dziecka?-spytała jakaś staruszka. Po jej wyrazie twarzy i po tym jak obserwowała mnie po wejściu do autobusu stwierdzam, że chyba jest zatrudniona jako osiedlowy monitoring. Jeśli wiecie, o co mi chodzi. Gdy już chciałam odpowiedzieć, wtrąciła się i pomachała głową z politowaniem.-Okropne mają opinie te opiekunki. Podobno na śniadanie te dzieciaki dostają tylko suchą bułkę i szklankę herbaty bez cukru.-opowiadała do jakichś innych moherowych beretów, które z zaciekawieniem słuchały i wpatrywały się we mnie, aż pomyślałam, że chyba mam coś na twarzy.-A o pokojach to już nawet nie wspomnę-kontynuowała.Gdy już chciałam otworzyć usta i powiedzieć jej prawdę i kilka wrednych słów-powstrzymałam się widząc przystanek, na którym powinnam wysiąść. Tak się przejęłam tym całym gadaniem starych bab, że straciłam rachubę czasu. Chyba czas się wziąć w garść, w końcu dzisiaj zaczynam nowe życie, co nie?
Gdy wysiadłam, gołąb przeleciał mi prosto przed twarzą, powodując, że straciłam równowagę. Wpadłam na jakiegoś chłopaka, który tylko burknął coś, wcale na mnie nie patrząc. Nie zastanawiając się długo, wyciągnęłam z torebki karteczkę z adresem domu, do którego miałam się udać. Zajęło mi to niedługą chwilę, po chwili stałam już na wycieraczce z napisem 'welcome'.
-No to 'welcome'-powiedziałam i zadzwoniłam do drzwi. Miałam czas na to, by rozejrzeć się dookoła. Dom był ładny, z zewnątrz wyglądał przytulnie, no wiecie, kwiaty, jakieś krzewy, a wychylając się kawałek dalej można było zobaczyć huśtawkę i mały hamak. Miło.
-Alex, prawda?-usłyszałam niski głos. Odwróciłam się i mentalnie uderzyłam się ręką w twarz. Tak, idiotko. Rozglądaj się jakbyś chciała coś ukraść. Brawo.
-Y...tak, to ja. Dzień dobry- wyciągnęłam dłoń do wysokiego mężczyzny. Uścisnął ją i otworzył szerzej drzwi, dając mi znak, abym weszła. Czy wy sobie zdajecie sprawę jak niezręcznie się czułam? Znaczy,wiem po co tu jestem. Wiem też wszystko o tej rodzinie, ale...No po prostu to dla mnie za dużo. Zdecydowanie za dużo.
-Sabrina, zobacz, już przyszła-krzyknął mężczyzna, nie odrywając ode mnie wzroku. W jego oczach zobaczyłam taką radość, której ja prawdopodobnie nigdy nie czułam i pewnie nie poczuję. No bo jaką mam przyszłość? Jestem po prostu sierotą. I tyle. Boże, czy ja zawsze muszę dramatyzować w TAKICH momentach?
-Alex...Witaj-jakaś pani, Sabrina jak wnioskuję, uścisnęła mnie czule, czego nie odwzajemniłam. Odsunęła się ode mnie z bólem w oczach, ale próbowała tego nie pokazać. Co ja zrobiłam...To tylko uścisk, mogłabyś się chociaż raz zachować jak towarzyska osoba, Alex. Chyba dzisiaj umrę. To potwierdzone.
-No, rozbierz się i zapraszam do kuchni. Pewnie jesteś głodna, co?-powiedziała Sabrina, pocierając moje ramiona. W odpowiedzi rozszerzyłam oczy i szepnęłam ciche 'mhm', czym wywołałam śmiech u mężczyzny. Dalej nie wiem jak się nazywa. Chyba zaraz się dowiem, w końcu wypada znać imię swojego nowego taty, nie?
Podczas obiadu rozmawialiśmy o jakiś pierdołach, ale cieszyłam się z tego. Nie było niezręcznych pytań. Za to im dziękowałam z całego serca, bo czułam, że wtedy bym się rozpłakała. To by była najgorsza sytuacja w moim życiu.
-Jak sobie dajesz radę? To znaczy, jak twoja psychika? Trzymasz się?-spytał mężczyzna, który otwierał mi drzwi. Jak moja psychika? JAK MOJA PSYCHIKA? Wywołałam wilka z lasu.
-Dick!-krzyknęła Sabrina, kopiąc swojego męża po stołem, patrząc na to, jak bardzo się zatrząsł. O, nazywa się Dick. W końcu imię do czegoś zobowiązuje. Przybiłam sobie piątkę, ale po ich minach zastanawiałam się, czy nie powiedziałam tego na głos. Moje ręce zaczęły drżeć. Ale to chyba nie to, oni oboje czekali, aż odpowiem na pytanie. Nawet Sabrina. A już miałam ją za swoją sojuszniczkę, jakkolwiek to brzmi.
-Więc...Jest okej. To znaczy...Przywykłam do dziwnego stylu życia-tu dodałam lekki uśmiech.-Myślę, że będzie całkiem dobrze.-wypuściłam powietrze, które wstrzymywałam. Alex, gratuluję, wymyśliłaś w ciągu kilku sekund całkiem przyzwoite zdanie. I jeszcze ten uśmiech. Ty pieprzona aktorko!
-Mamy nadzieję, że będziesz się tu czuła wspaniale. Wiemy, że nie zastąpimy ci rodziców, ale...-zrobiła przerwę, żeby zobaczyć moją reakcję na wpomnienie o rodzicach-będziesz miała wszystko, czego zechcesz. Wiemy, że to trudne. Dlatego postaramy się być dla ciebie oparciem w każdej sytuacji.-gdy skończyła, położyła swoją dłoń na mojej, a ja uśmiechnęłam się lekko. To było miłe. Być może układała to zdanie tygodniami, ale nie obchodzi mnie to. Musi być dobrze. Będzie dobrze.
-Dziękuję Wam. Za to, że mnie chcieliście. Fakt, że ktoś mnie wziął z domu dziecka dopiero kilka miesięcy przez osiemnastką jest trochę przygnębiający, ale mimo wszystko, dziękuję.-powiedziałam prawie na jednym oddechu. Hm, to było okej. Byłam miła, ale też dodałam trochę goryczki do swoich rozważań. Dobra robota. W odpowiedzi otrzymałam uśmiechy z obu stron. Widziałam też, że myślą nad moimi słowami, a uśmiech znika z ich twarzy. Ups, chyba przesadziłam.
-Jutro pierwszy dzień w szkole. Czas, żebyś zobaczyła swój pokój. Wiemy, że to ważna chwila, więc zostawimy cię samą. Pierwsze drzwi na lewo.-powiedziała Sabrina i odstawiła sztućce.-Daj znać czy ci się podoba-dodał Dick i skinął głową, żebym już poszła. Dziwnie się czuję mówiąc do niego po jego imieniu...Wybaczcie, po prostu jakoś czuję się...skrępowana? Boże, jestem chora psychicznie. No nic, postanawiam, że wymyślę nową ksywkę, którą będę go określać. Może...Stewart? W domu dziecka mieliśmy chomika i właśnie tak go nazywałam. Jego życie nie trwało zbyt długo, ponieważ jakiś zdesperowany bachor podczas zabawy w berka kopnął klatkę. Resztę sami sobie dopowiedzcie. Wchodziłam po kolei na schodki, uważając, by się nie poślizgnąć, gdy zauważyłam, że są idealnie wypolerowane. Okej, więc pierwsze drzwi na...prawo. Pośpiesznie nacisnęłam klamkę, a ku moim oczom ukazał się ciemny pokój z ogromnym łóżkiem, wielką, czarną szafą oraz jasnym regałem, który generalnie był jedyną jasną rzeczą w tym pokoju. No może oprócz okna, które i tak zakrywała ciemna roleta. Na jednej ze ścian zobaczyłam mniejsze obrazki z motocyklami, a na większych zauważyłam drogie, sportowe auta. Halo? Coś jest nie tak. To znaczy...Czy ten pokój nie przypomina pokoju dla chłopaka? Może spodziewali się kogoś innego, a nie dziewczyny...-rozmyślałam, ale po chwili namysłu stwierdziłam, że to niemożliwe. Próbowałam znaleźć powód tego wszystkiego...Nie żebym narzekała, od jedenastu lat nie miałam własnego pokoju i szczerze mówiąc miałam dość piętrowego, niewygodnego łóżka z domu dziecka, które zawsze było zarzucane jakimiś ubraniami. I wtedy przypomniałam sobie słowa Sabriny.-Pierwsze drzwi na lewo.Ty totalna, głupia dziewczyno. No tak,znowu coś pomyliłam. Boże, daj mi trochę więcej rozumu. Pośpiesznie wyszłam z pokoju, w którym zaczęłam się czuć niekomfortowo. Zamknęłam drzwi i obróciłam się do właściwego wejścia. Po otwarciu drzwi moje usta otworzyły się lekko. Zaniemówiłam. Widok przede mną był tak wspaniały, że musiałam uszczypnąć się kilka razy, by upewnić się, że nie śnię. Nie śniłam. W rogu było dość spore łóżko, nad którym zwisał materiał, wiecie, coś na kształt baldachimu. Obok łóżka duże okno. Na lewej ścianie ogromna, podkreślam OGROMNA trzydrzwiowa szafa, a w niej nowe ubrania, buty, dodatki...Skąd znali mój rozmiar? Nieważne. Na prawej stronie kącik do nauki. Białe biurko i dwa regały na książki. Podeszłam do jednego z nich i wzięłam pierwszą, lepszą książkę. Michael Marshall Smith 'Za drzwiami'-przeczytałam w myślach. Tak długo nie czytałam książek. Jakoś nigdy nie mogłam dopchać się do wspólnych zbiorów w poprzednim domu, a gdy już to jakimś cudem mi się udało, Carly stała na straży. Zazwyczaj wyrywała mi książkę z rąk i udawała, że z zaciekawieniem przesuwa gałkami ocznymi po linijkach. To ten wybryk natury w ogóle umiał czytać? Odstawiłam książkę z grymasem na wspomnienie o starych dziejach. Pomieszczenie było cudowne, ale co najważniejsze-moje. Teraz już w stu procentach będę mogła oderwać i odciąć się od ludzi oraz zewnętrznego świata. Z wielkim uśmiechem na ustach opadłam na łóżko i wtulając się w mięciutką poduszkę,gwałtowanie otworzyłam oczy. Zaczęłam myśleć o pokoju, do którego trafiłam przypadkiem. Nie był on Dicka, ani tym bardziej Sabriny. Z tego, co mówiła mi Dorothy, nie mają dzieci. Więc? Do kogo należał ten tajemniczy pokój?
Rozdział drugi za nami. Dziękuję każdemu, kto zajrzał i docenił moją opowieść. Kisses.
paulinke
CZYTASZ
Something, and something more.| JB |
Fanfiction-Jesteś nienormalny?-spytałam, czując ogarniający mnie chłód. Było cholernie zimno, a ten palant zaciągnął mnie tu o czwartej nad ranem. -Nie określiłbym się tak.-odparł kładąc palec na brodzie i udając, że się zastanawia.-Raczej inteligentny, szyb...