☆2☆

1.3K 80 4
                                    

Dokładnie o godzinie pietnastej trzydzieści przekroczyłam próg kawiarni. Na pierwszy rzut oka było widać, że przychodzą tutaj sami bogacze. Zaczęłam się rozglądać za grubym i siwym facetem, lecz ku mojemu zdziwieniu podszedł do mnie wysoki dobrze zbudowany brunet z czarnymi jak węgiel oczami. Na oko miał może z 22 lata.
- Bianka Moore?- zapytał ze spokojem.
- Emm tak.
- Brayan Wilkinson, miło mi.
- Mi także- starałam się odpowiedzieć spokojnym głosem, lecz mi trochę nie wyszło. Z całego stresu zaczęłam się pocić i musiałam wytrzeć dłonie o moje stare dżinsy, które miały małe dziury.

Wskazał dłonią na stolik, do którego usiedliśmy. Kelnerka przyniosła nam Menu. Poczułam się niezręcznie, ponieważ nie miałam ani złamanego grosza. Pan Brayan widząc moją minę powiedział:
- Ja płacę, wybierz sobie coś- I wrócił do przeglądania stron z słodkościami.
Nie chciałam stwarzać problemu, więc wzięłam najtańsze ciasto i napój.

Po złożeniu zamówienia, siedzieliśmy w krepujacej ciszy. Trwała ona dość długo, bo nawet kelnerka zdążyła przynieść zamówienie. Kelnerka była bardzo ładna, długie blond włosy, niebieskie jak morze oczy oraz miała zgrabną figurę. Pan Brayan nawet nie krył się z tym, że patrzy się perfidnie w jej biust, a kiedy odchodziła to na jej tyłek. Z irytacji musiałam odchrząknąć.
- Ach tak. Przejdźmy do rzeczy. Nie będę owijał w bawełnę, pierwszy raz coś takiego robię i nie zamierzam Cię tak wykorzystać. Pomogę Ci pod jednym warunkiem... zamieszkasz ze mną. Będziesz mi gotować, sprzątać i takie tam wykonywać obowiązki domowe.- przez chwilę myślałam nad tym co powiedział, po tej sytuacji z kelnerką myślałam że sobie żartuje, ale jego mina była naprawdę poważna. Przygryzłam wargę.
- Dobrze.- odpowiedziałam poważnie.
- A więc, podjedziemy do Twojego domu i się spakujesz. Od dzisiaj oficjalnie mieszkasz u mnie.- powiedział i dokończył jeść swoją szarlotkę. Nawet nie wiem kiedy zaczął ją jeść, ale teraz to nie jest najważniejsze zmartwienie. Martwię się jak mama sobie poradzi sama w domu.

Dziesięć minut później, wyszliśmy z kawiarni i ruszyliśmy w stronę auta od Pana Brayana. Spodziewałam się czegoś drogiego i szybkiego, i się nie pomyliłam. Przyjechał nowiutkim Ferrari 488 GTB. Otworzyl mi drzwi jak przystalo na dżentelmena, wsiadlam i szybko znalazł się za kierownicą. Podałam mu adres i ruszył z piskiem opon.

Jechaliśmy w milczeniu. Dopiero teraz mogłam się mu dobrze przyjrzeć. Był mega przystojny. Nie, przystojny to za mało, był... boski. Przeklnęłam w myślach, że myślę tak o moim nowym szefie.
- Jeszcze będziesz miała mnóstwo okazji aby mnie podziwiać.- wyrwał mnie z zamyślenia jego męski głos, poczułam jak robię się gorąca na twarzy z zawstydzenia. Odwróciłam głowę w bok i podziwiałam uroki miasta po południu. Ludzie którzy spieszą się do pracy, matki z dziećmi, seniorzy na ławkach którzy czytają gazety i padający deszcz. Dziwnym trafem znowu zaczęłam myśleć o Panie Wilkinsonie, nie wiem co się ze mną stało w ciągu tych trzydziestu minut. Nigdy nie zawracalam sobie głowy facetami.

Nim się obejrzałam, staliśmy już przed moją kamienicą.
- Wracam za dziesięć minut Proszę Pana.- otworzyłam drzwi i pośpiesznie wysiadłam. Ruszyłam biegiem w stronę drzwi wejściowych i wbiegłam po schodach aż do mojego mieszkania.

W mgnieniu oka, spakowałam się, torbę odłożyłam przy drzwiach wyjściowych. Teraz zostało najtrudniejsze, pożegnać się z matką. Poszłam do jej pokoju i... o nie!
- Mamo!!!- mama leżała bezwładnie na podłodze, a koło niej pudełko po tabletkach. Szybko sprawdziłam jej puls. Ona nadal żyje! Szybko poszłam do kuchni i zadzwoniłam na pogotowie. Opowiedziałam co się stało i podałam im adres, powiedzieli że za około pięć minut będą. Rozlaczylam się i biegiem ruszyłam do matki, łzy lały mi się na potęgę.

Nie wiem ile minęło minut, zjawili się ratownicy. Później wszystko szło błyskawicznie, mamę dali na nosze, wsadzili do karetki. Mnie natomiast nie było wolno do niej wsiąść ponieważ, nie miałam ukończonych osiemnastu lat. Więc tylko co mi pozostało to iść na piechotę osiem kilometrów lub błagać Pana Brayana o podwiezienie.
- Co się dzieje mała?- przede mną zobaczyłam mojego szefa, ehh już sama nie wiem jak mam na niego mówić.
- Moją matkę zawieźli do szpitala, ehhm trochę mi głupio zapytać ale...
- Mogę Cię podwieźć- przerwał mi- Dowiesz się co z nią a później od razu jedziemy do mnie. Chodź zamknąć mieszkanie i wziąść rzeczy.- Pan Brayan wziął moje rzeczy a ja zamknęłam mieszkanie. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w stronę szpitala.

Po kilku minutach byliśmy już przed szpitalem. Wyskoczylam z samochodu i pobieglam do budynku. Zapytałam się gdzie znajduje się moja mama i po otrzymaniu odpowiedzi pędem ruszyłam do sali numer dwieście czterdzieści osiem.

Przed salą zastałam lekarza.
- Co z moją mamą?!
- Spokojnie, twoja mama miała dużo szczęścia. Znalazłaś ją w porę. Zrobiliśmy płukanie żołądka i po kilku dniach powinna już wrócić do siebie. Zostanie u nas na obserwacji jeszcze dwa dni.
- Mogę do niej wejść?
- Ale tylko na chwilkę.- powiedział i poszedł. Nie zastanawiając się weszłam do środka. Mama leżała na łóżku pod oknem podłączona do różnych urządzeń. Podeszłam do niej i ją przytuliłam.
- Oh mamo... - zaczęłam płakać- dlaczego to zrobiłaś? Ja,ja nie chcę cię stracić. Zostałaś mi tylko Ty. - mama zaczęła mnie delikatnie głaskać po plecach.
- Ciiii, nie płacz skarbie. Ja po prostu nie chcę Ci już stwarzać problemów. Musisz skończyć szkołę i mieć dobrą pracę, a nie zajmować się mną, sta...
- Ale mamo!- przerwałam jej, i usiadłam.- To nic nie zmieni jesli umrzesz! Będzie mi jeszcze trudniej!- uspokoiłam się trochę i dałam kosmyk włosów za ucho. - Potrzebuje Twojego wsparcia.
W tej samej chwili wszedł lekarz. Powiedział że mama musi odpocząć. Pożegnałam się z mamą i lekarzem, i wyszłam na korytarz gdzie czekał na mnie mój pracodawca.
- Muszę jej jak najszybciej pomóc!- pomyślałam.

BiankaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz