Rozdział II

1.1K 96 12
                                    

Nie wiem ile już leżałam na tym chodniku. Dodatkowo padał deszcz, więc zapewne mam już murowane przeziębienie. Ale wierzcie mi, że leżenie na środku jakiejś odludnej ulicy w deszcz jest całkiem przyjemne.

Nie, ja po prostu nie mam siły wstać.

Ale warto mieć w sobie trochę optymizmu, prawda?

Zerknęłam na telefon.

Sherlock Holmes, 100 nieodebranych połączeń.

Aż tak długo mnie nie ma? Kompletnie straciłam rahubę...

Będzie się martwił, mój mały, kochany Sherlock...

Westchnęłam i wykręciłam do niego numer.

- Sherlock? - zapytałam cicho.

- Alice! - wrzasnął mi do słuchawki. - Gdzie Ty jesteś?!

- Sama nie wiem... - wyszeptałam zupełnie zrezygnowana.

- Chryste... Nie ruszaj się, znajdę Cię - powiedział i się rozłączył.

Chwilę później moje powieki stały się tak ociężałe, że zasnęłam.

Wybudziłam się, gdy usłyszałam czyjś głos. Jego głos. Niósł mnie delikatnie na rękach. Bez wahania się do niego przytuliłam i na niego spojrzałam.

Był przejęty? Mało powiedziane.

- Dopadniemy go, prawda? - zapytałam cicho.

- Nie martw się, Alice - odparł cichym, zachrypniętym głosem. - Sam go dorwę i zabiję.

Przytaknęłam delikatnie i zamknęłam ponownie oczy.

•••

Nie mam po co się już udręczać.

Z jej śmiercią pogodziłam się już dobre lata temu... Mam Sherlocka Holmesa, okrutnego i zawistnego, jednak najwspanialszego człowieka, jakiego spotkałam. Z nim to przetrwam.

Nie będę płakać, bo to już nikomu nie jest potrzebne. Nic nie zdziałam płacząc, prawda?

Ten dzień zaczęłam z delikatnym uśmiechem na twarzy. Ubrałam się zielono-niebieską, kratkowaną koszulę i czarne spodnie z wysokim stanem. Weszłam do salonu, gdzie zastałam Sherlocka w towarzystwie Mycrofta.

- Mycrofcie, witaj - uśmiechnęłam się do niego, on to odwzajemnił.

Podeszłam do Sherlocka i delikatnie zasiadłam mu na kolanach. Witając się ze mną, delikatnie mnie pocałował.

- Takie wzruszające, że aż niewiarygodne - uśmiechnął się sarkastycznie Mycroft. - Między wami jest zbyt spora różnica wieku.

- T-to znaczy, że ile? - spytałam zbita z tropu.

Nigdy się nad tym nie zastanawiałam...

- Szesnaście lat, Alice, panno ścisłowcu, która odejmowanie powinna mieć w jednym palcu - powiedział Sherlock patrząc się cały czas w moją stronę... Z taką... Czułością?

Posłałam mu wzrok śmierci, jednocześnie będąc tą całą sytuacją rozbawiona.

Popatrzyłam na Sherlocka.

Tego nie byłam w stanie opisać. Gdy odwracał się w stronę Mycrofta, przeszywał lodowatym spojrzeniem, aż strach.

Kiedy odwracał się w moją stronę... Widać było zatroskanie, ogień i pewnego rodzaju szczęście...

Kto powiedział, że Sherlock Holmes nie posiada uczuć?

[...]

Nadeszła noc. Dochodziła dokładnie 23:00. Wzięłam głęboki oddech, w końcu musiałam zobaczyć się z Moriartym. Nie powiedziałam o nic Sherlockowi, bo on... znając życie nie pozwoliłby mi nigdzie pójść.

- Gdzie idziesz? - zapytał Holmes, patrząc jak ubieram buty na siebie.

- Idę do sklepu 24/h - powiedziałam normalnym tonem. - Wypiłeś cały sok pomarańczowy, a mam na niego ochotę.

- O 23:00 godzinie?

- Tak.

- Ugh - prychnął. - Idź.

Pocałowałam go na pożegnanie i wyszłam.

Wzięłam głęboki oddech i pomyślałam nad tym, co ja właśnie robię.

Wyszłam z bronią w kieszeni.

__
Co powiecie na maraton? Mam dziś wenę xd

Heartbreak || Sherlock cz. 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz