Rozdział VI - Wielki problem

151 13 1
                                    

Maggie P.O.V


— No dawaj, dawaj! Wyżyj się! — krzyczał zdeterminowany Max, trzymając poduszkę w ręku. — Pokaż, na co cię stać!


Waliłam w poduszkę dobre 15 minut, a temu nadal było mało. Byłam już bardzo zmęczona, dobrze, że wcześniej Max zrobił mi darmowe korepetycje z matematyki i fizyki, bo teraz nie miałam już na nic siły.


— Ech Max...daj mi odpocząć...


Padłam zmęczona na jeszcze nieuciętą trawę. Miałam dość miękkie lądowanie, bo wylądowałam na rozłożonych na niej poduszkach. Myślę, że na dziś nauki samoobrony mi wystarczy.


Po chwili koło mnie położył się również Max. Razem leżeliśmy i patrzyliśmy na piękne puchate chmury. Blondyn zauważył chmurę przypominającą królika, a ja podobną do smoka. Zamknęłam oczy i zaczęłam wysłuchiwać pięknego śpiewu ptaków i szumu wiatru. Miły odpoczynek przerwał mi Max, który nasypał mi trawy do nosa. Zaczął się strasznie śmiać. Wydmuchałam trawę i wraz z nią trochę kataru. Max zaczął trochę chichotać, ja coraz bardziej zaczęłam się śmiać, aż w końcu rżałam jak koń, Max również. Jednak ta chwila nie trwała długo, bo blondyn szybko wstał, bo dostrzegł coś w lesie.


— Muszę zobaczyć, co to jest. Ty na razie nie idź za mną, bo to coś może być niebezpieczne — powiedział, wstając i otrzepując się z trawy.


— A co jak mnie coś zaatakuje? — spytałam pełna obaw o moje bezpieczeństwo.


— W takim razie... — Ruszył rękoma i stworzył przed sobą małą turkusową kulę, która po chwili zamieniła się w nowoczesny pistolet. — To ci zapewni bezpieczeństwo.


Podał mi broń i pobiegł do miejsca, gdzie zobaczył coś dziwnego. Ja obserwowałam moje narzędzie przetrwania. Przypominał wyglądem pistolet piracki z poszerzoną lufą. Oczywiście wyglądał bardzo nowocześnie. Jego nabojami były jakieś niebieskie kule energii.


Schowałam pistolet za mój pasek u spodni i poszłam się przejść na miasto. W czasie mojej przechadzki wpadł na mnie jakiś młody chłopak próbujący okiełznać swój sprzęt kaskaderski, jakim była deskorolka. Miał bardzo duże i jasne włosy, które wyglądały dość komicznie w porównaniu z jego małą głową. Ubrany był w stroje z lat dziewięćdziesiątych. Miał dość pulchne ciało.


— Przepraszam, niezdarny jestem — powiedział chłopiec, wstając z ziemi i podnosząc swoją czerwoną deskorolkę.


— Nic nie szkodzi. Też jestem czasami niezdarna. Nie jesteś przypadkiem za młody na takie jazdy? — Spojrzałam najpierw na niego, a później na jego sprzęt kaskaderski będący winowajcą tego wypadku.


— Chcę być nowoczesny. — Wzruszył ramionami i się uśmiechnął.


— To życzę powodzenia. — Również odwzajemniłam miły gest i poszłam przed siebie.


Wodogrzmoty Małe: Miejsce, które zmieniło moje życie (zawieszone na zawsze)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz