Dawno, dawno temu ludzie za bardzo zatracili się w swojej chciwości. Nowoczesność jaką osiągnęła ludzkość, zniszczyła kompletnie wiarę w bogów, którzy stworzyli ich świat od podstaw. Zapomnieli zupełnie o nich i stworzyli nowe wiary, które są nam całkowicie znane. Religia która była na początku świata wymagała tylko wiary w istnienie Boga Stwórcy i jego dzieci. Bardzo prosta wiara i nie wymagająca żadnych poświęceń czy czczenia. Bogowie w zamian za tę głupią, błahą rzecz pomagali każdemu w potrzebie, zawsze ale to zawsze, bronili tych ludzi i przenigdy ich nie opuszczali. Po tym ludzie zaczęli się rozwijać, a wraz z tym zaczęli zapominać o tym jednym błahym pragnieniu o jakie prosił Bóg Stwórca. Zapomnieli o bogach, w których kiedyś wierzyli. Stworzyli wieżowce, wielką kulturę, jednak zapomnieli. To te czasy w których i ty żyjesz, czasy telefonów komórkowych, samochodów, wieżowców etc. W swym roztargnieniu stracili całe swoje zaufanie, które otrzymali od kreatora świata. Najwyższy pogrążony w smutku poprosił swoje dzieci by zniszczyły lud kalający świat stworzony przez niego. Chciał móc od nowa stworzyć istoty będące zupełnym przeciwieństwem ludzi. Tak też się stało. Dzieci Pana Niebios zstąpiły na ziemie, szerząc wszędzie mord. Nie wszyscy się zgadzali z wytępieniem ludzi, w końcu nie każdy miał takie zdanie o nich. Tak właśnie myślał jeden z pierwszych dzieci Stwórcy, Giovanni bóg Życia, którego symbolem była biała lwica. Lwica towarzysząca staremu bogowi zwała się Vaira i kroczyła na świecie tyle samo lat co blond włosy bóg. Połowa nie próbowała mu się nawet sprzeciwiać, ale Ci z naprawdę miękkim sercem nie potrafili po prostu wykonać jego rozkazu. Przez dużo czasu próbowali namówić swego ojca do zmiany decyzji, jednak ten zupełnie go nie słuchał. Zostali zesłani na ziemie z rozkazem zabijania. Giovanni ledwie wykonywał swoje zadanie, ze łzami w oczach wypełniając zadanie powierzone mu przez najwyższego.
W pewnej wiosce jednak natrafił na interesujące dziecko. Było ubrane w biały marynarski beret z czarnym daszkiem, niebieski płaszczyk związany wstążką przy kołnierzu koszuli i luźne, za duże spodnie. Przez swoje jaśniutkie włosy i niebieskie oczy wydawał się zranionemu bogu aniołem, które widział dosyć często. W pewnej chwili nawet zaczął myśleć, że to dziecko jest nawet czystsze niż jakikolwiek anioł. Podszedł do niego, był cały brudny z krwi, co było dowodem jego rzezi na istotach ludzkich. Uklęknął przy nim, słabo się przy tym uśmiechając i zapytał.
- Gdzie są twoi rodzice mój drogi aniele? - na co chłopiec uśmiechnął się, zaczął szukać czegoś w kieszeni. Dopiero teraz zauważył liczne bandaże na ciele chłopca. A spod grzywki zakrywającej prawe oko wystawał bardzo już zabrudzony kawałek opatrunku. Miał też bose stopy. Nie wiedział czemu, ale zapragnął zająć się tym biednym chłopcem, mimo że był człowiekiem. Z rozmyśleń wyrwał go czyn chłopca, który przyłożył do jego policzka czystą chusteczkę, wycierając krew z twarzy.
- Zagineli, dlatego ich szukam. Przez to co się wydarzyło rozdzieliliśmy się. Bardzo za nimi tęsknię, Chciałbym ich zobaczyć! A co pan robi? - zapytał się boga, wycierając twarz mężczyzny.
- Ah tak? A co by było gdybym ja ich zabił, albo po prostu gdyby już nie żyli? - zapytał spoglądając smutnym wzrokiem w podłogę.
- Panie które udzieliły mi raz schronienia powiedziały, że to bogowie nas zabijają, ponieważ nie spodobał im się nasz sposób życia. Że źle postąpiliśmy żyjąc w taki sposób. Skoro to nasza wina, że to wszystko się dzieje, to chyba na to zasłużyliśmy prawda? Jeśli pan uważa że zasługuje na śmierć to nie będę uciekał. - powiedział z uśmiechem wkładając chusteczkę do ręki blondyna.
- Czemu jesteś tak bardzo ufny? - zapytał zaszokowany spoglądając na niego.
- Ponieważ pan jest bogiem prawda? Mama nigdy nie mówiła bym w cokolwiek wierzył, jednak jeśli nie będę miał wiary w bogów to do kogo mi ona pozostanie? - rzekł w jego stronę, spoglądając swoimi wielkimi, dziecięcymi oczami na niego. Słowa tego chłopca bardzo raniły serce Giovanni'ego. Nie dlatego że mówił samą prawdę i był naprawdę kochanym dzieckiem, ale dlatego że na świecie pewnie zginęło mnóstwo ludzi którzy posiadali takie same poglądy jak to dziecko. Łzy zaczęły same spływać po policzkach syna pana niebios.
- Czemu pan płacze? - zapytało zaciekawione dziecko, wycierając łzy boga życia już zabrudzoną chusteczką.
- Płacze dlatego, że wszystko co się teraz dzieje, bardzo boli moje serce. Do teraz nie potrafię pogodzić się z odejściem was z tego świata...to bardzo smutne. - załkał cicho, przytulając dziecko do siebie. Mimo wszystko zabawna była ta scena, ponieważ to wyglądało jak by Giovanni był dzieckiem, a nieznajomy chłopiec dorosłym. Swoimi małymi ramionami dziecko przytuliło go jak najmocniej potrafiło.
- Nie potrafię panu odpowiedzieć, ale mama zawsze mówiła, że póki czujesz ból, oznacza to że żyję. Czuje pan mój wysiłek, przy którym wkładam cały swój wysiłek. Próbuje żyć! Mimo że za chwile mogę umrzeć, to na razie jestem tutaj! I żyje proszę pana! Proszę się więc nie załamywać! - powiedział do niego chłopiec, chcąc jakoś poprawić mu humor. Było z niego naprawdę cudowne dziecko. Przez dłuższa chwile po prostu siedzieli w ciszy obserwując wszystko naokoło ich. Nagle chłopiec wstał, z podekscytowaniem spoglądając na rozgwieżdżone niebo.
- Coś się stało? - spytał się Giovanni, siadając obok niego.
- Gwiazdy wyglądają jak diamenty! Rozsypane po niebie jak na jakimś ciemnym materiale w sklepie! Czy to nie jest najpiękniejsza rzecz na tym świecie? Możliwość oglądania nieba jest najwspanialszą rzeczą, jaką mogę oglądać na tym świecie, nie uważa tak pan, proszę pana? - skierował swoje słowa w stronę nieznajomego mężczyzny. Słowa chłopca go poruszyły. Żył w tym technologicznym świecie, a jednak bardziej interesują go takie po za przyziemne istnienia. Bardziej nie pasuje do tego świata niż bogowie.
- Gdybyś urodził się kilkaset lat temu, cieszyłbyś się z tego? - zamiast odpowiadać na jego pytanie, sam zadał jedno, które go ciekawiło, cały czas na niego spoglądając.
- Oczywiście! Byle bym mógł żyć z moją rodziną. Czy to nie jest najważniejsze? Bliscy których mogę kochać to najpotrzebniejsza rzecz dla człowieka. Uczucia kształtują człowieka, w szczególności miłość. Proszę odpowiadać na moje pytania proszę pana! Odpowiadanie pytaniem na pytanie jest niegrzeczne! - odpowiedział zdenerwowany chłopiec.
- Dobrze, dobrze. Mam na imię Giovanni, nie proszę pana. Było by naprawdę wspaniale, gdybyś mógł żyć, mój chłopcze...chciałbym uratować chociaż ciebie. - powiedział smętnie, wtulając się w kark swojej duchowej towarzyszki.
Chłopiec nie wiedział co odpowiedzieć. Nie lubił zagłębiać się zbytnio w takie rzeczy. Chłopiec był naprawdę lekkoduchem, bardziej odizolowanym od społeczeństwa, czego nie zobaczył na pierwszy rzut oka Giovanni.
Po tym spotkaniu, zmęczony psychicznie bóg wrócił do Kryształowego Pałacu, czyli Niebios. Tam odbyła się dosyć poważna dyskusja pomiędzy Stworzycielem, a Giovannim. Doszli do wniosku że chłopiec zasługuje na to by pozostać przy życiu. Pan niebios wysłał swoich strażników by zamknąć go w Lesie Tajemnic dla jego bezpieczeństwa.
Ludzkość znikła z ziemi, oprócz tego jednego wyjątku jakim był chłopiec o imieniu Nathriel Aristunale.
Świat ludzki zniknął, całe 50 lat zajęło przyrodzie przywrócenie się do dzikiego, podstawowego świata, w jakim mieli zacząć żyć nowi ludzie, których nazwano Wyznawcami. Każdy bóg dostał od Boga Stworzyciela, Ochirina, lalki, z których każdy stworzył swoich wyznawców, którymi opiekowali się od początku. Wszystko stawało na nogi, a gdy już świat był odbudowany i jakoś życie znowu powróciło na stałe, dopiero wtedy Giovanni w 212 urodziny Nathriela, wyciągnął go z lasu. Jako ostatni człowiek otrzymał nieśmiertelne życie i wielką moc, która przekraczała moc większości bogów. Takie było życzenie Boga Stworzyciela, by ostatni człowiek, mógł powstrzymać chciwość jego dzieci, by nie stały się takie jak lud wcześniejszy. Długo zajęło Giovanniemu na przywrócenie dorosłego już Nathriela do życia w społeczeństwie. Mimo że Ochirin pragnął by nauczał Wyznawców o ludziach, to oni jednak byli nieprzychylni do nauk jakie miał dla nich nieśmiertelny. Nie podobało im się to, że nie wierzył bezgranicznie w bogów i nie potrafili go takiego zaakceptować. Nathriel nie czując potrzeby by siedzieć na tym świecie, zapieczętował się w pewnej niebezpiecznej grocie niedaleko świątyni Giovanni'ego.
Historia którą przeczytacie później dzieje się wiele lat później, jest dużo mroczniejsza niż ktoś by pomyślał. Nic nigdy nie dzieje się przypadkiem, a prawda nie jest taka jak jest pisana.
YOU ARE READING
The Lost World - Lying God
FantasyŚwiat w którym żyjemy my, został zgładzony przez Boga Stworzyciela. Stwierdził on że ludzie stali się pyszni, dlatego ziemia potrzebuje nowej rasy, w pełni kontrolowanej przez dzieci Boga Stworzyciela, bogów. Tak właśnie powstała rasa Wyznawców, ka...