Rozdział I - Przez noc droga do świtania

870 41 25
                                    

Nieczęsto zima w Japonii była tak dokuczliwa, a ten grudniowy poranek zapowiadał się wyjątkowo mroźnie i nic nie zwiastowało poprawy warunków atmosferycznych.

Trudno było się spodziewać, aby o tej porze słońce zaczynało swą zimową, więc dość szybką wędrówkę po nieboskłonie, ale tym razem wydawać by się mogło, że mrok jest dziś bardziej zachłanny. Nawet blask księżyca, padający poprzez szybę do pokoju Zastępczego Shinigami, zdawał się być bardziej nieśmiały niż zazwyczaj. Normalnie doprowadzałby rudzielca do szewskiej pasji i powodowałby serię dezercji pod poduszkę, kołdrę czy ręcznik, byleby uchronić oczy przed księżycowym światłem, które zawsze musiało idealnie wycelować tam, gdzie nie trzeba.

Tym razem jednak Kurosaki kompletnie ignorował fakt, że księżycowe refleksy – poza tworzeniem lekkiego półmroku – walą mu po oczach. Leżał na łóżku, przenosząc wzrok to na zegar, to na migające latarnie za oknem, to na księżyc. Czas leciał nieznośnie powoli, a perspektywy na zmrużenie oczu były marne.

W pewnym momencie półmrok stał się bardziej dokuczliwy. To jedna z latarni, zmęczona mryganiem, finalnie odmówiła posłuszeństwa i ciemność osnuła uliczkę nieopodal kliniki Kurosakich.

Rudzielec podniósł się, siadając na łóżku i przyglądając się uważnie widokom za oknem. Półmrok był teraz jego sprzymierzeńcem i największym wrogiem; oczy mu odpoczywały po całonocnym uganianiu się za Pustymi, ale ciemność sprawiała, że robił się senny.

Mgła? Co, do ciężkiej cholery, robi tutaj mgła w środku grudnia?...

Podczas walk z Pustymi nie zwracał aż tak uwagi na warunki atmosferyczne. Nie przeszkadzał mu śnieg, nie przeszkadzał mu mróz, a niewyraźne widzenie przypisał zmęczeniu.

Ta noc była nadzwyczaj pracowita. Co prawda ostatnimi czasy Puści coraz śmielej sobie poczynali i to zazwyczaj w chwilach, kiedy Ichigo i Rukia najmniej by sobie tego życzyli, ale cóż zrobić? Telefon, mający alarmować o kolejnych nachodźcach z Hueco Mundo, lubił sobie urządzać koncerty także w nocy. Normalnie Rukia już dawno by się wkurzyła i złożyłaby wizytę pewnemu kapelusznikowi, ale aby zgłosić mu problem z urządzeniem, musiałaby go wpierw zauważyć.

Nie zauważyła.

Która to już noc z rzędu? Piąta? Szósta?

Kurosaki sięgnął po komunikator, z zadowoleniem stwierdzając, że sytuacja się uspokoiła. Zerknął na zegarek. Trzy po szóstej.

Jeszcze tylko odłożyć to cholerstwo...

W sumie dlaczego zależało mu na tym, aby Kuchiki nie zorientowała się, że jej komunikator znika na noc i rano nie pokazuje żadnych wiadomości dotyczących Pustych? Też była Shinigami. Z drugiej strony od kiedy Ichigo zorientował się, że nocni przeciwnicy bywają znacznie mocniejsi aniżeli ci likwidowani wspólnie za dnia, wolał zdjąć przyjaciółce choć jeden problem z głowy. I choćby dlatego wolał zachować to dla siebie i stwarzać pozory – dodatkowy opieprz od Rukii nie był mu do niczego potrzebny.

A z drugiej strony niewyspana Rukia to też kłopoty. I tak źle, i tak niedobrze.


Doprowadziwszy się do względnego porządku, rudzielec podszedł do szafy zaanektowanej przez drobną brunetkę i cicho, delikatnie uchylił drzwi. Zerknął przez szparę, czy właścicielka komunikatora jeszcze śpi. Uśmiechnął się mimowolnie, widząc, że przyjaciółka spała niczym niezmąconym snem w swojej lawendowej piżamie w króliczki. Odłożył komunikator obok niej, zamknął szafę, po czym zszedł na dół.

To był moment, na który czekał Kon. Już od jakiegoś czasu usiłował wślizgnąć się do torby Kurosakiego, ale wciąż był przyłapywany na realizacji swego niecnego planu, mającego na celu dotarcie do dolin rozkoszy wszystkich tych ślicznych panienek z liceum w Karakurze. I już chciał wtargnąć do torby, kiedy drzwi do pokoju na powrót otworzyły się.

Niepokonani [IchiRuki] [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz