21. - In his eyes.

1K 93 17
                                    

Bez niej nic tutaj nie ma najmniejszego sensu. Blask z okna blaknie, a pokoje pustoszeją.

Gdy po raz pierwszy zobaczyłem Alice, traktowałem ją jak każdego ; byłem perfidny i czasami nieobliczalny. Nie chciałem znowu wpaść w sidła swych emocji, dlatego nawet przez myśl nie przeszło mi, abym kiedykolwiek się w niej zakochał. Przecież jestem socjopatą, prawda? Nie dostrzegam uczuć, nie toleruję piękna, ani miłości. Kiedy to się zmieniło? Nie wiem. Tak, Sherlock Holmes czegoś nie wie. Możliwe, że gdy ujrzałem jej wielki potencjał, jej spryt, przebiegłość i inteligencję. Traktowałem ją jak dziecko, a czasami wiedziała więcej niż nawet ja sam. Z resztą, ona od początku mi imponowała. Głównie swoją dojrzałością i wyjątkowymi umiejętnościami. Co prawda nie potrafiła z początku dedukować, ale zdetonować bombę owszem. I właśnie - była niepełnoletnia, a była dojrzała. Typowe nastolatki w takim wieku ślinią się na widok swoich ulubionych gwiazdorów, a ona zaś potrafiła rzucić granatem ręcznym w Scotland Yard nie odczuć po tym żadnej skruchy. I to nie było bezmyślne zachowanie, bo dobrze o tym pomyślała. Była cwana, i z resztą nadal jest. Dlatego już od początku się czymś wyróżniała, sprawiała, że byłem zaintrygowany jej postacią i chciałem wiedzieć o niej więcej. Rozwiązać zagadkę, jaką była ona sama.... Była pełna tajemnic. Mimo to nie pozwalałem dawać upustu swoim emocjom, a przynajmniej starałem się. Chociaż wiele razy było to nieziemsko trudne... gdy raz zastałem ją śpiącą na kanapie w salonie, szczerze pragnąłem ją... Nie, nie ważne... Chwila, co ja w ogóle robię? Życiowy rachunek sumienia, czy co?

Myślałem i myślałem, siedziawszy w swojej sypialni. Usłyszałem w pewnej chwili kroki, po czym delikatne pukanie. Kroki należały do kobiety, sadząc po... O nie.

Chwila minęła a do mojego pokoju nie wszedł nie kto inny jak Irene Adler. Z cwanym uśmiechem na swojej twarzy. Nie ruszyłem się o nawet milimetr z fotela, tylko popatrzyłem na nią swoim lodowatym spojrzeniem. Zostawiła drzwi w pół otwarte i podeszła krok bliżej.

- Nie miałem czasu zająć się Pani sprawą, proszę przyjść później. - uciąłem krótko i oczekiwałem, aż wyjdzie.

Widziałem ją w tym roku drugi raz, i o drugi za dużo.

- Przybyłam tu zupełnie w innej sprawie. -  uśmiechnęła się.

Zauważyłem, że podeszła do mnie jeszcze bliżej. Wysunęła prawą dłoń tuż do przodu, a po chwili umieściła ją na moim poliku. Wzdrygnąłem się, czując jak szorstka była ta ręka. To nie była dłoń Alice - ciepła i delikatna, ta była zimna, pozbawiona jakichkolwiek uczuć.

Kiedy stałem się tak sentymentalny? Przecież byłem kiedyś również za ukrywaniem swych uczuć.

Milczałem patrząc na nią bez słowa.

Wyjdź.

Nie wykonała mojej prośby i w pewnym momencie złączyła nasze usta w jedną, nierozłączną całość. I może z przyzwyczajenia? Możliwe, że właśnie dlatego odwzajemniłem ten pocałunek.

Poczułem jak chwyciła za kołnierz mojej koszuli i rozpięła jej jeden guzik. Nie opierałem się.

W pewnym momencie zupełnie odruchowo spojrzałem na swoje biurko, a raczej coś co na nim leżało. Malutka, drewniana ramka, a w niej zdjęcie mojej ukochanej Alice wraz ze mną. Byliśmy wtedy nad morzem, kiedy zaciągnęła mnie tam siłą. To było moje pierwsze zdjęcie z nią razem, jakoś nie miałem w zwyczaju pchać się zawsze przed obiektyw.

Chwila... Co ja robię?!

Przerwałem ten przeklęty pocałunek, po czym wbiłem wzrok w ziemię.

Heartbreak || Sherlock cz. 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz