Jak wiadomo, każda blizna pozostaje na całe życie. Desperaci marketingu zapewniają, że w magiczny sposób możemy je usunąć. Ale żaden medyczny środek nie usunie uszczerbku psychicznego na człowieku.
Te blizny, zwane wspomnieniami, dręczą człowieka do końca życia. Jedna z moich blizn pochodzi z okresu dzieciństwa, kiedy chodziłem do szkoły podstawowej. Dla wielu ludzi ów czas to obrazy szczęścia, beztroski, poznawania późniejszych mocnych przyjaźni. Jednakże nie każdy mógł się cieszyć takim życiem szczeniaka.
Po tym, jak straciłem ojca, nie mogłem żyć jak wszyscy. Moja mama kiedy dowiedziała się o całej sprawie, pogrążyła się we łzach na długi czas. Zostałem wysłany do ośrodka terapii pourazowych dla dzieci.
Nie czułem się tam dobrze. Pamiętałem cały czas tę scenę. Jakiś mężczyzna zabijał mojego tatę. Uciekł przed sprawiedliwością. Od tego czasu zacząłem rysować tatę jako superbohatera, który wstał z grobu by mnie ochraniać.
Wkrótce jednak dostałem od rzeczywistości w twarz. Prócz takich małych bachorów jak ja w ośrodku były starszaki, często zamykane tam z powodu niesubordynacji i złego zachowania.
Znęcały się nade mną. Pewnego dnia przyszły do mojego pokoju, kiedy byłem tam sam, podbili mnie i podarli wszystkie rysunki. Płakałem, a za to jeszcze bardziej oberwałem.
Systematycznie zabierali mi desery, którymi inni cieszyli się po obiedzie. Wszystko to po to, ponieważ sami mieli w życiu źle i potrzebowali środka zapobiegawczego. Pewnego razu jednak przesadzili.
Zdarzyło się to jednego, ponurego, deszczowego dnia. Ptaki nie śpiewały, skryły się przed ulewą i zbliżającą się katastrofą. Wracałem ze świetlicy. Była ona na terenie ośrodka, lecz żeby się do niej dostać z moich dormitoriów należało przejść przez niewielki park. Tego dnia park ten wydawał się niekończący i ociekający aż grozą. Nie przejmowałem się jednak tym. Przywykłem do ciemności i ponurych miejsc. Starszaki zamykały mnie w komórce kiedy patrol wychowawców miał przerwę. Wielokrotnie próbowałem zgłosić prześladowanie opiekunom, lecz oni jedynie patrzyli na mnie z pogardą, iż mam czelność donosić fałszywe oskarżenia na kolegów.
Moja nienawiść rosła zarówno do chuliganów, jak i tym pieprzonych "psychologów" od siedmiu boleści, którzy za nic nie potrafili pomagać, tylko zamykali mnie w ośrodku żebym nie wyrósł na psychopatę. Izolatka dla dzieci pod przykrywką terapii...
Wracając ze świetlicy miałem uśmiech na twarzy, chyba jeden z ostatnich, które pamiętam. Moje umiejętności artystyczne wzrastały z dnia na dzień i mimo że nie miałem ani jednego rysunku na stałe, cieszyłem się z patrzenia na nie choć przez chwilę.
Lecz ten przedstawiał zupełnie coś innego. Nie tatę, nie uśmiechniętego mnie z rodziną.
Była to pusta kartka.
Nie wiedziałem, co wtedy się stało. Nagle poczułem czyjąś dłoń na barku. Odwróciłem się, ujrzałem trzech chłopców i prowizorycznych maskach z papieru, najwidoczniej stworzonych metodą paper-mache. Jeden z nich miał ostro zakończony kij.
- Dziś przyszła pora, kiedy to mała owieczka zabeczy w ofierze dla swoich właścicieli. - rzekł jeden z namiętnością i poczuciem wyższości.
Pchnął mnie w rękę. Nic nie powiedziałem. Ale bolało, strasznie bolało.
- He he, patrzcie jaki twardziel. - chrząknął drugi, chwytając mnie mocno za ramię. - Ciekawe, czy zmiękniesz teraz.
Rzucił mną o mokrą ściółkę i przygniótł potężnym butem. Zawołał tego trzeciego, który przyniósł mu dość spory kamień.
- Skoro tak lubisz rysować te swoje bazgrołki, na pewno trudniej będzie Ci to szło ze złamaną ręką, co, kochasiu?
Cisnął kamieniem w moją lewą dłoń, tę, którą tworzyłem wszystko.
Wrzasnąłem. Ciężki kawał gruzu przebił mięso i kości, na wylot miażdżąc rękę. Krew trysnęła na boki, brudząc mokra trawę i liście.
Podniósł kamień, uderzył drugi raz, w to samo miejsce. Chciał się upewnić zamierzanego efektu.
Mój płacz zmieszany z wrzaskiem szybko przyciągnął innych, ale tamte skurwiele uciekły szybko chowając się w parku. Na pożegnanie jeszcze jeden z nim, najwyższy, kopnął mnie z całych sił w twarz, tak, że straciłem przytomność.
Obudziłem się w szpitalu. Ale nie było tam kwiatów, nie było tam nic.
Pielęgniarka weszła do pokoju słysząc jak ruszam się w pościeli. Usiadła na łóżku, patrząc na mnie ze współczuciem. Oznajmiła mi, że będę musiał odpocząć jeszcze trochę, a potem zawiozą mnie do domu dziecka.
Moja mama została zamordowana przez włamywaczy. Napadli ją w nocy, tego samego dnia kiedy w lesie pozbawiono mnie dłoni.
Na resztę życia.
CZYTASZ
Człowieczeństwo
Mystery / ThrillerJak daleko potrafi posunąć się człowiek, by zdobyć to na czym mu zależy? Czy to, co nazywamy dobrem, tak naprawdę jest dobre? Wszystkie książki pokazują dobre zachowania, odpowiednie postawy. Uznajmy więc tę oto opowieść jako wyjątek.