Uciekam. Po raz pierwszy w życiu naprawdę mogę umrzeć i ta myśl cholernie mnie przeraża. Biegnę ile sił w nogach. Za sobą słyszę odgłosy goniących mnie strażników i jej ciężki oddech, ale wiem że nie mogę się odwrócić. Jeżeli to zrobię zwolnię i wtedy oni mnie złapią, a na to nie mogę pozwolić. Mięśnie rwą mnie z wysiłku, oddech robi się coraz bardziej urywany, czuję, że za chwilę zabraknie mi sił i wtedy to słyszę.
Słyszę jak ona upada. Mimowolnie się odwracam i wbrew sobie zawracam, biegiem, łapię ją za rękę. Szarpnięciem podciągam na nogi. Na śniegu widać krew, lecz nie zwracam na to uwagi tylko nerwowo odwracam głowę w kierunku straży. Mijają sekundy, ale mam wrażenie jakby mijały lata, widzę sylwetki strażników i wtedy zdaję sobie sprawę, że nie zdążymy uciec. Ta myśl sprawia, że brakuje mi oddechu, krzyki strażników dochodzą do mnie jakby zza szyby i dopiero jej głos mnie otrzeźwia.
Szarpię ją za rękę, którą wciąż trzymam w żelaznym uścisku i gestem nakazuje bieg. Zmuszam zmęczone nogi do kolejnego wysiłku, palące płuca do częstszych oddechów. Teraz jednak nie biegnę aby uciec, wiem że nie zdążę. Biegnę, aby się schować. Rozglądam się nerwowo, przez co nie zauważam wystającego korzenia. Potykam się i odruchowo znów spoglądam przez ramię. Strażnicy są tak blisko, że mogę dostrzec kolory ich mundurów. Chłód, który odczuwam wewnątrz jest o wiele zimniejszy niż ten na zewnątrz, powoduje, że na chwilę drętwieje ze strachu. Nagle czuje mocne szarpnięcie, przez które tracę równowagę. Nie mam nawet czasu, aby na nią nakrzyczeć, bo zamiast upaść, spadam. Wpadam do jakiejś jaskini.
Boleśnie uderzam łokciem w twardą ziemię i syczę z bólu, szybko jednak podnoszę się na kolana i chowam w cieniu. Spoglądam na nią. Siedzi oparta plecami o „ścianę" jaskini i trzyma się, podobnie jak ja, z dala od plamy światła po środku jaskini. Mimo tego, że jej twarz spowija cień, widzę jej oczy. Odbijają nikłe promienie światła wpadające do jaskini, przez co wyglądają jak płynne złoto. Słyszymy strażników, którzy są w pobliżu wejścia i oboje wstrzymujemy oddech.
Gdy w końcu odgłos skrzypiącego, od ich ciężkich butów, śniegu cichnie wypuszczamy głośno powietrze. Znów na nią spoglądam. Zdejmuje z głowy tiarę i przygląda się jej ze smutkiem.
-O tak, Kochanie. – mówię w myślach - Już nie jesteś Władczynią. Teraz jesteś nastoletnim zbiegiem. Tak jak ja.
CZYTASZ
Uciekaj Do Lasu
Teen FictionWojna. Magia. Królowe. Jak żyć gdy każdy osobnik płci przeciwnej próbuje Cie zabić? Oni jednak nie widzą najważniejszego, a ja wcale nie mam zamiaru ich uświadamiać.