Siedziałam na zimnej skale pośrodku morskiego pustkowia. Dziś nadszedł dzień, w którym kończyłam czternaste urodziny.
Tego dnia też mijało dziewięć lat, odkąd straciłam ojca.Zielona łódka delikatnie obijała się o fale, które próbowały znieść ją ku brzegowi.
Wiosła były niedbale rzucone na jej dno, zaraz obok butelki wody i czarnego szalika.
Westchnęłam.
Chłodne powietrze już dawno wysuszyło łzy, które wcześniej spływały po zaróżowionych policzkach i bladej jak płótno skórze.
— Tęsknię za tobą, tato — wyszeptałam.
Po niedługiej chwili wiatr zawiał mocniej i mogłabym przysiąc, że usłyszałam wraz z nim szloch i ciche nawoływanie.
Białe włosy zakołysały się, przysłaniając mi oczy.
— Muszę wracać. Nadal wierzę, że żyjesz. I że chcesz do nas wrócić. Ale teraz muszę już płynąć z powrotem. Mama się pewnie niepokoi — powiedziałam i wskoczyłam do łódki. Odgarnęłam pukiel z twarzy. Chwytając za wiosła, rzekłam już ciszej — Kocham cię.Mama jak zwykle wypatrywała mnie na pomoście, z którego łowiliśmy ryby. Ubrana była w gumowy kombinezon i kapelusz rybacki.
Odmachałam jej, kiedy zauważyłam skinienie jej ręki.
Gdy zbliżyłam się do niej, rzuciła mi linę i pomogła zacumować łódź. Wskoczyłam na pomost i podeszłam do niej.
— Tata... — Uśmiechnęłam się gorzko.
— Nie myśl o nim. Są twoje urodziny - powiedziała ciepło, po czym wpadłam jej w ramiona. Przeczesała ręką moje włosy.
— Henry i Pepe dzisiaj przyjdą? — spytałam niepewnie, odrywając głowę od jej ramienia. Zawsze we trójkę świętowaliśmy nasze urodziny, ale ostatnio mieliśmy tyle na głowie, że zapomnieliśmy ich zaprosić.
— Myślę, że raczej nie przegapią tej daty — powiedziała i roześmiała się perliście, wypuszczając mnie z objęć.— Błagam cię, tylko znowu nie zaczynaj z tą opowieścią o tym, jak w dzieciństwie goniłaś gęsi. — Szturchnęłam ją, kiedy szłyśmy już do domu. Prawie wytrąciła z ręki wiaderko z rybami.
— Oj no nie przesadzaj, jest całkiem zabawna. No ale jeśli ci zależy, to mogę opowiedzieć o tym, jak raz wpadłaś do oczka wodnego u cioci... — przerwała, bo zgromiłam ją wzrokiem. — No dobra, a...
— Mamo... - powiedziałam, tłumiąc śmiech i pchnęłam drzwi wejściowe.
O mało co, a dostałabym zawału, kiedy ze środka, niczym pajacyk z pudełka, wyskoczyli moi przyjaciele, trzymając tort czekoladowy, z ułożonymi nań wiśniami.
— Wy nikczemne... — Już wymierzałam Henry'emu kuksańca, kiedy mama złapała mnie za nadgarstek. Henry ze śmiechu prawie wypuścił ciasto, ale Pepe w porę je złapała.
— Gamoń — fuknęła na niego i walnęła go czarnym warkoczem w twarz.Piliśmy sok jabłkowy, który przyniósł rudy oferma i zajadaliśmy pyszny tort wiśniowy, który – jak się dowiedziałam – został zrobiony przez niezastąpiony duet Pepe i jej ciotki.
— Niedługo kończą się ferie — powiedział Henry i skończył oblizywać palce. Spojrzałam się na niego z obrzydzeniem.
— Niestety — przyznała Pepe i zakręciła się na krześle przy barku.
Z kuchni usłyszałam dźwięk skwierczącego oleju. Chwilę później przyszła mama z pakunkami, a gdy postawiła je przed nami, wytarła ręce o fartuch.
— Mam nadzieję, że to nie rybie wnętrzności. — Uśmiechnęłam się, a czarnowłosa się skrzywiła, zaglądając ukradkiem do torebki.
Mama co roku przygotowywała jakieś fajne prezenty dla nas. W zeszłym dostałam ów czarny szalik, w którym zawinięty był srebrny naszyjnik z drobnymi muszelkami, wysadzanymi zielonymi kamykami, a także jedną dużą, wiszącą na rzemyku w kształcie wodorosta. Mówiła mi, że założyć go mogę dopiero dzień po czternastych urodzinach, więc żeby się nim nacieszyć, musiałam trochę poczekać.
W tym roku prezent zdziwił mnie jednak najbardziej.
W fioletowej torebce prezentowej spoczywał obity skórą, brązowy notatnik, a koło niego leżało długie, ptasie pióro ze złotą stalówką. Było lekkie, a jego powierzchnia mieniła się na niebiesko w świetle lampy.
— To... bardzo piękny prezent. Dziękuję mamo — powiedziałam, po czym wstałam i przytuliłam ją mocno. Jak zawsze z jej włosów unosił się ten niesamowity zapach morza, który przypominał jej dzieciństwo.
Chwilę później do uścisku dołączyli Henry i Pepe. Nasze nierówne oddechy były ciche i spokojne, przerywane czasem wybuchami śmiechu. Tutaj niepotrzebne były dodatkowe słowa podzięki. Wystarczająco wyrażał ją ten gest.Kiedy przyjaciele już poszli, pomogłam mamie posprzątać. Nie byłoby to nawet konieczne, bo nie zostawiliśmy bałaganu, ale trapiło mnie pewne pytanie, o które musiałam zadać.
Cały czas panowała mętna, nieustępliwa cisza, którą przerwałam, tłukąc jeden z talerzy.
— Przepraszam — powiedziałam i schyliłam się, by posprzątać odłamki z drewnianej podłogi, która delikatnie odkształciła się w miejscu upadku naczynia.
— Nic się nie stało — rzekła cicho mama, chwyciła za miotłę i bez słowa zamiotła resztę.
— Ten notatnik... Ma służyć mi do konkretnego celu? — spytałam, prostując się. Matka stała się jakby mniejsza i zaniechała dalszego sprzątania, zastygając w bezruchu.
— T-tak - zająknęła się. — Powinnaś w nim zapisywać... to, co zobaczysz w morzu.
Zmarszczyłam się.
— Mam opisywać muszelki? — Roześmiałam się. Ale kobiecie nie było do śmiechu. Pobladła i kąciki ust ułożyły się w grymas.
— Dziś o północy pójdziesz nad morze. Nie jest ważne gdzie, ale bądź na plaży.
Na jej czole dostrzegłam zmarszczkę, która towarzyszyła jej zawsze, kiedy była zdenerwowana.
— Dlaczego? — zdziwiłam się.
— Będziesz musiała... z kimś porozmawiać — powiedziała i pogładziła mnie wierzchem dłoni po poliku. Miała tak samo szare oczy jak ja, które teraz zdradzały zatroskanie i smutek.
Uśmiechnęła się słabo.
— Idź już do pokoju. Ja dokończę sprzątać — powiedziała i wróciła do zamiatania.
W ciszy poszłam po schodach, a będąc już na górze dostrzegłam, że usiadła przy kredensie i ukryła twarz w dłoniach. Usłyszałam jej szloch, po czym coś kazało mi udać się do pokoju.__________
Rozdział krótki jak kartkówka z lektury na naszym polskim.No dobra, może jednak dłuższy.
Nie chciałam wszystkiego narzucać w pierwszym rozdziale, więc dopiero w drugim zacznie się dziać coś ciekawszego.
Chyba.I w sumie ciągle obiecuję jakieś rozdziały, a później przez długi czas mnie nie ma, za co przepraszam. Ale nie obiecuję poprawy. W dużej mierze po prostu nie mam ochoty pisać, albo nie mam pomysłu. ,,Kmpsz" jest jednak lekkie w pisaniu i bardzo podoba mi się kreowanie mojej własnej mitologii, więc może jak poczekacie trochę dłużej, to coś z tego będzie.
Tymczasem ;)
CZYTASZ
Kiedy morze pozostawi swe znamię
Fantasy,,Płacz nocy objawia się spadaniem gwiazd. Płaczem dnia są promienie słońca, które łaskoczą po twarzy. Płacz chmur jest deszczem, niosącym szczęście. Płacz morza to piana, zwiastująca strach." Alicja kochała wodę. Życie, jakie w niej znalazła. Wraz...