Rozdział V (Wyniki konkursiku)

857 73 85
                                    

Gwiazda... Obudziłam się przy gwieździe. Flowey spał, wtulony w mój sweter. Uśmiechnęłam się, widząc, że nic mu nie było. Wciągnęłam powietrze nosem i przekrzywiłam głowę w bok. Nasz plan ucieczki nie wypalił. Toriel obudziła się. Może gdyby była noc, to... do tego wszystkiego by nie doszło. Ale oczywiście nic nie poszło jak po maśle. Uniosłam ramiona ku górze i z westchnięciem opuściłam je.

Powędrowałam do domu Tori. Kozica robiła coś w kuchni. Usiadłam na łóżku w „swoim nowym pokoju" i szturchnęłam badylka. Kwiatek tylko wymamrotał ciche „jeszcze pięć minut" i owinął się mocniej wokół mojej ręki. Pociągnęłam za jego korzenia i wysunęłam go z buta.

– F-Flowey... – wyszeptałam, niemalże płacząc. – Tak mi przykro...

Chwaścik ziewnął, na co kąciki moich ust leciutko podniosły się. Jednak chwilkę później mój wieczny, kamienny wyraz twarzy zajął swoje miejsce. Jaką ja byłam idiotką. Przecież on mógł NAPRAWDĘ zginąć, ale... nie tak jak ja... On by nie powrócił. Oficjalnie ogłaszam się najgorszą przyjaciółką na świecie! Mój towarzysz otworzył ospałe oczy i spojrzał na mnie z niekrytym szokiem. Zapłakaną dziewiętnastolatkę. Wyglądałam zapewne jak dziecko.

– Dlaczego...? – zapytał Flowey, już całkiem rozbudzony.

– Dl-dlaczego co?

– Dlaczego płaczesz? – rzekł, ścierając spod moich zaszklonych ślepi gorzkie łzy.

– My... zginęliśmy... Ty zginąłeś... – zamilkłam, spoglądając na jego zdezorientowaną minę. – Śmierć boli. Ja bym... powróciła, ale... Ty... mogłeś odejść. Zostawić mnie... tym razem na dobre. T-to moja wina...! Byłam kompletnie nierozważna...

– To niczyja wina! Przestań się obwiniać! – trzepnął mnie w buźkę, na co wydałam z siebie ciche „ałć".

– Jestem... okropną przyjaciółką... – nie przestałam wyć.

– Wiesz co odróżnia cię od reszty? Jesteś miła, nie masz powalonego poczucia humoru. Nie skrzywdziłaś nawet żadnego potwora! Ja na twoim miejscu już... Frisk, co to za przerażona mina? Czy ja o czymś nie wiem? – spoważniał.

– Flo-Flowey, ja... Zabiłam... – moje oczy były coraz bardziej zamglone.

Dlaczego w ogóle się obudziłam? Nie zasługiwałam na nic! Na nic! Na DETERMINACJĘ, na życie... Zwłaszcza jednak na posiadanie tak wiernego i oddanego przyjaciela. Chciałam go oszukać jak Toriel – nie udało się. Wystawiłam rękę do przodu, a przed nami wyświetliło się moje życie.

28/28

– Czyli... – zaczął, ale chamsko mu przerwałam.

– Tak mi przykro! T-to było paskudne! Te prochy... Nie chcę być ludobójcą! Nie chcę mieć w sobie żadnego cholernego LOVE! – rozryczałam się jak dwumiesięczny dzieciak.

– Nie powinienem był cię do tego zmuszać. Przepraszam...

Nie mogłam się opanować. W głowie wciąż szumił mi ten wredny śmiech. Zarzucał mi jakim to brudnym człowiekiem byłam. Co ja sobie wyobrażałam wchodząc na górę Ebott? Że nareszcie będę sama mogła decydować o swoim losie? Uwolnić się od świata ludzi?

Naiwna jesteś. To dla mnie lepiej. Mhh... Jak ja lubię doprowadzać takich jak ty do obłędu".

– Nie masz prawa...! – krzyknęłam niespodziewanie na cały głos.

– Że co?! – zapytał kwiatek z poker facem. Cholera. – Frisk... Ja tylko mówiłem, żebyśmy zmienili strategię. Ii... że teraz to TY jesteś mózgiem i TY wymyślasz nowy plan. Dasz radę?

I still love you...  Flower!Fall [PL] (WOLNO PISANE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz