Judal uniósł pokrywkę garnka i skrzywił się, odchylając głowę, gdy z naczynia buchnęła gorąca para. Zajrzał do środka, przyglądając się przez chwilę krytycznie gotującemu się wywarowi aż nie uznał, że nie wygląda tak źle. W każdym razie jak na zupę ze wszystkiego, co zostało w domu. Przecież Judal nic nie poradzi na to, że nic innego nie dało się zrobić z tymi resztkami, jak tylko wrzucić je do jednego gara i ugotować. Istniało nawet wielkie prawdopodobieństwo, że to, co wyjdzie, będzie całkiem smaczne, o ile...
- Miauuu...
Judal przymknął na chwilę powieki, oddychając głęboko. Nie. Nie da się sprowokować. Nawet jeżeli to miauknięcie brzmiało tak szyderczo, tak jawnie kpiąc z jego umiejętności. Spojrzał morderczo w stronę drzwi, gdzie na progu siedział czarny, brzydki, chudy kot. No dobrze, może już nie był aż tak brzydki i chudy jak kiedyś, ale Judal w dalszym ciągu postrzegał ten worek na pchły jako wstrętny.
- Miauuu...
Kot miauknął po raz kolejny i zabrzmiało to jeszcze bardziej ironicznie, niż poprzednio. Aż miał szczerą ochotę podjeść do niego i butem wyprosić z pomieszczenia. Niemniej miał doskonałą świadomość, że gdyby Hakuryuu się dowiedział – a ten wstrętny kot na pewno by mu nakablował, Judal nie wiedział jak, ale na pewno zrobiłby to – nie byłby z tego zadowolony.
Judal aż zgrzytnął na zębach, odwracając się tyłem do kota. Dlaczego ten cholerny Hakuryuu większym zaufaniem darzył jakiegoś głupiego przybłędę niż jego? Tu było stanowczo coś nie tak. Postanowił zignorować to nic nie warte istnienie i zająć się swoją zupą. Spróbował i skrzywił się na brak przypraw. Jak mógł o tym zapomnieć?
- Miaaaauuu...
Zacisnął zarówno zęby jak i powieki, po czym obejrzał się za siebie, wbijając wściekłe spojrzenie w tego cholernego intruza. Kot siedział sobie jakby nigdy nic na krześle Hakuryuu i patrzył na niego w sposób, który budził w Judalu instynkty mordercze. I kto mu pozwolił od tak siadać na krzesło Haku?!
- Pieprz się. – Pokazał kotu środkowy palec, dosypując do zupy pieprzu i soli. Ciche uderzenie łap powiedziało mu, że ten mały, gówniany kot jest perfidnym dręczycielem. I Hakuryuu nigdy mu nie wmówi, że jest inaczej i że to chodząca niewinność. Nigdy.
- I gdzie się pchasz z tą brudną dupą – warknął na zwierzaka, który lawirował między rzeczami na kredensie. Cholerne, niesłuchane paskudztwo, jeszcze ich czymś zarazi, czy ki diabeł.
- Spierdalaj. – Zatrzymał kota wyciągniętą przed siebie chochelką, a ten zamiauczał, nie spuszczając z niego spojrzenia. Judal walczył z ochotą, by złapać go za grzbiet, otworzyć okno i wyrzucić, nawet nie patrząc, co z niego zostanie. Kot najwyraźniej wyczuł groźbę czającą się w oczach Judala, bo usiadł sobie tam, gdzie stał. Judal uśmiechnął się krzywo. Jeszcze wytresuje tego cholernego pchlarza.
Zajął się gotowaniem, od czasu do czasu trącając tego głupiego futrzaka, gdy zaczynał mu przeszkadzać. A może powinien wrzucić go do garnka i ugotować? Hakuryuu na pewno by się ucieszył, w końcu ta brudna kupa sierści tyle dla niego znaczyła, że bronił go za każdym razem, gdy Judal miał ochotę po prostu skręcić mu kark. „Kochanie, przygotowałem zupę, z twoim ulubionym kotem, na pewno będzie ci smakować" – tak powinien zrobić!
- Zostaw to – warknął odpychając kota, który zaczął się bawić obierkami z warzyw. Kot zasyczał na niego, jeżąc sierść i Judal byłby go z czystym sumieniem walnął chochlą, gdyby nie cichy trzask drzwi.
Obaj, zarówno on jak i kot, zagapili się na drzwi, w których po chwili stanął Hakuryuu z zakupami. Kot jednym susem zeskoczył na podłogę i podbiegł do Haku, z mruczeniem ocierając się o jego nogi. Judal posłał zwierzęciu wkurzone spojrzenie. Przeklęty podlizywacz, do licha, mógł go jednak pieprznąć tą chochlą, byłby święty spokój, a Hakuryuu powiedziałby, że pewnie spadł z mebli, po których wiecznie się wspinał.