Prolog

86 6 2
                                    

Piętnaście lat temu...

Stalowoszare oczy patrzyły na gasnące niebo z satysfakcją. Nic jej nie zatrzyma. Nikt nie odbierze jej już zwycięstwa. Ani ludzie, ani bogowie. Weźmie wreszcie to, co jej się należy. Zacisnęła dłonie na poręczy balkonu. Lodowaty wiatr jak upiorne ręce rozplątywał jej misternie upięte, ogniście czerwone włosy. Długo czekała, ale tego wieczoru spotka ją zasłużona nagroda. Rękę bezwiednie położyła na oprawionym w złoto rubinie, który nosiła zawieszony na szyi. Długie włosy spływały jej na ramiona i w świetle gasnącego nieba wydawały się szkarłatne. Krwawa kaskada opadała na czarny materiał, sięgającej do ziemi szaty. Posłała nocy pełen tryumfu uśmiech i cofnęła się z powrotem w głąb komnaty.

Podeszła do lustra. Długi tren sukni ciągną się za nią. Poczuła chłodny powiew powietrza za swoimi plecami, jak gdyby otworzyły się drzwi balkonu. Po jej plecach przeszedł zimny dreszcz. Odwróciła się. Kilka kroków za nią stała smukła dziewczyna. Poruszała się bardzo płynnie, jakby nie dotykała ziemi tylko unosiła się nad nią. Przypominała jednocześnie cień i mgłę. Wydawała się tylko w połowie rzeczywista. Długie ciemnoszare włosy spływały na ziemię i zlewały ze zwiewną szatą w tym samym kolorze. Skórę miała pozbawioną koloru, usta miały barwę wyblakłego różu, a czarne oczy patrzyły z jej twarzy bez wyrazu.

-Witaj- odezwała się głosem pozbawionym emocji – Cii, nie mów nic... Wiem... Zwycięstwo... Twoje...Nasze. Tak, świętujmy, ale...to jeszcze nie koniec. – Miała niemal hipnotyczny głos, który jednocześnie sprawiał, że rudowłosa chciała uciekać i pragnęła podejść bliżej.

Mglista postać podpłynęła do kobiety i wyciągnęła ręce przed siebie, zanurzając je w czerwonych włosach. Zaczęła powoli upinać je, posyłając kobiecie do lustra delitatny uśmiech, który jednak nie sięgał smoliście czarnych oczu.

- To dopiero początek, potrzeba jeszcze dużo krwi – szeptała, nie przestając układać misternej fryzury- oni wszyscy muszą zginąć, ale uważaj. Potrzebny mi będzie klucz...

- Nie żyją, dobrze wiesz. Wszyscy! Dziś zginie też ona i wszyscy, którzy wiedzą.

- Nie wolno ci zabić klucza, pamiętaj. Sama sobie nie poradzisz, ale wiesz, że on ci pomoże. Znajdzie tego, który otworzy drzwi. Nie bój się ich. Teraz już nic nas nie zatrzyma. Pamiętaj: zabij każdego, kto wie...

- Zastała tylko ona - odpowiedziała, patrząc na swoje szkarłatne włosy, odbijające się w tafli lustra- i dzisiaj umrze...

- Nie, jej przeznaczeniem jest przeżyć tę noc... i inne, ale znajdź ją i zabij. Nie wyczuwam dziewczyny, nie mogę jej odnaleźć, ale wiem, że ona żyje. Myślę, że nie będzie groźna. Boi się wrócić. Nie martw się o nią, nie będzie kłopotem. Potrzebny ci jest klucz... Jeśli chcesz nieograniczonej władzy musisz go zdobyć. Pamiętaj.

Kobieta w szarości rozpłynęła się w powietrzu, jak mgła, pozostawiając ją samą. Drzwi komnaty otworzyły się nagle i do pokoju wbiegła wzburzona staruszka. Od stóp do głów spowijała ją długa, powłóczysta szata w kolorze przenikających się czerwieni i fioletu. Materiał był misternie udrapowany, a siwe włosy kobiety otaczały twarz w nieładzie, jakby bardzo się śpieszyła. Stanęła na środku pomieszczenia, oddychając nierówno z wysiłku.

- Czy ty oszalałaś, dziewczyno?! - wysyczała przez zęby.

- Czy stało się coś, o czym nie wiem? - obojętnym głosem spytała starszą kapłankę, która cały czas patrzyła się na nią gniewnym wzrokiem.

- Głupia! Myślisz, że igranie z nimi to zabawa? Widziałam z tobą człowieka, który nosił ich pierścień! Widziałam medalion na twojej szyi. Wiem, że przychodzą do ciebie. Wiem, że pogrążą wszystko w krwi i ogniu. Zaprosiłaś tutaj, coś gorszego niż śmierć!

-Pani, dobrze się czujesz? Może powinnaś wrócić do świątyni...

- Milcz! Zabiliście ich wszystkich. Myślisz, że ktoś uwierzy w twoją historyjkę o napadzie? Że na tronie Alavi może zasiąść ten zbir, który nie odstępuje cię nawet na krok? Igrasz z mrokiem, ściągasz na siebie gniew zmarłych! - Otoczone zmarszczkami oczy ciskały gromy.

W słuchającej kapłanki kobiecie narastała wściekłość. Jej ręka zacisnęła się bezwiednie na leżącym na blacie toaletki sztylecie. Trzeba zabić każdego kto wie...

- Nie, ja po prostu biorę to co mi się należy.

- Jesteś szalona – wyszeptała staruszka cofając się - nie masz nawet pojęcia co... - Głos zawisł w powietrzu, gdy sztylet przebił ciało kapłanki.

- A ja myślę, że wiem doskonale co robię! - syknęła jadowicie dziewczyna.

- Zobaczysz, jeszcze dosięgnie cię gniew bogów. Przelana krew woła do nich, tak tu wszędzie jest krew, morze krwi... A ona żyje i wróci... - Ciało staruszki bezwładnie opadło na podłogę, a szare oczy przyglądały się, jak biały marmur spływa szkarłatem.

We mgleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz