21. Tongue tied

809 91 40
                                    

ROZDZIAŁ DEDYKUJE KotKaktus (NIE UMIEM W PROFESJONALNE DEDYKACJE SRY) BO JEST SUPI OK

Kocham tą piosenkę i Glee i to wcale nie tak, że specjalnie wciągnęłam do ff fragment tekstu, o nie

---------------------------------------------------------------------------------------------------

Chyba każdy czuje się czasem całkowicie opuszczony, ale mi się to zdarza jakby za często.

Minął już tydzień odkąd mój spokój, moje szczęście okazało się iluzją. Może szampana?

Chociaż...możliwe, że wewnętrznie spodziewałem się, że tak to się zakończy. Czego bym nie zrobił, zawsze zostaję sam.

Co nie znaczy, że zaakceptowałem taki koniec. Cholera, wszystko było końcem! Świat się złamał już dawno temu...czy to najwyższa pora, bym również ja to zrobił?
Przyznam, mało brakowało. Przez ten tydzień żyłem w hotelu, gdzie oczywiście nie było ani jednego człowieka. Moimi towarzyszami i przyjaciółmi do rozmowy były jedynie szczury. Łatwo wpaść w depresję, szczególnie po tak ,,wspaniałych" przeżyciach...

Prawie nie pamiętałem, jak brzmi prawdziwy, beztroski śmiech i nie pamiętałem, kiedy ostatnio ja się tak śmiałem. Chyba...chyba nigdy.

I to sprawiło, że pomimo tego, iż oficjalnie musiałem przyznać, że moje życie runęło, uśmiechnąłem się.

Po głowie przeleciała mi dobrze znana piosenka.

Don't take me tongue tied, don't wave no goodbye, don't take me tongue tied...

Don't kiss me goodnight*

Adrien.

To były strasznie złe dni, pełne złych dźwięków i emocji, chociaż zdaje mi się...że jeszcze nie do końca przyjmowałem do siebie to, co się wydarzyło. No bo wystarczyło spojrzeć - osoba, która wydawała się być moją matką, tak naprawdę była jakimś ,,klonem" (cokolwiek to znaczyło), Gabriel okazał się być oszustem, a ja...ja zakochałem się w pewnym blondynie.

I wiecie co? Nic nie było gorsze od tego uczucia, które nawet w tym momencie wyżerało mnie od środka.

Kiedyś zawsze miałem się do kogo zwrócić. Kiedy coś mnie męczyło bądź po prostu czułem się źle, rozmawiałem z rodzicami, internetowymi znajomymi, albo...
Juleką.

Ciągle myślałem o tym...czy gdy wtedy ją spotkałem, to tak naprawdę spotkałem hologram? Może wszystko było dobrze, ona miała się dobrze. Zależało mi na niej, była moją najlepszą przyjaciółką. I mimo wydarzeń, które nas oddaliły...zabrzmi to banalnie, ale nasza przyjaźń była niezniszczalna.

I nie wiem, co się ze mną stało, ale nagle zacząłem nucić dobrze znaną mi piosenkę:

- Take me to your best friend's house...

- I loved you then and I love you now...**

Przez moment przeszły mnie ciarki, ale dość szybko się uspokoiłem. No bo kto inny mógł mnie zawstydzać i irytować naraz, kończyć za mnie słowa piosenki niż...

- Mam nadzieję, że nie tęskniłeś za mną zbyt mocno...chyba że było wręcz przeciwnie? - spytał Czarny Kot i szturchnął mnie w bok.

- Nawet nie miałem czasu za tobą zatęsknić - mruknąłem i naciągnąłem rękawy bluzy. Swoją drogą, była już ostro sfatygowana. Nie dziwne, nawet już nie pamiętam, kiedy zaczął się ten koszmar...

- A gdybyś miał czas? - spytał i szturchnął mnie łokciem.

- Nie masz komu zawracać dupy? Idź sobie.

//Miraculous// InaczejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz