Część I.

256 14 13
                                    


Każdy dzień zaczynał się dla niego tak samo. Wstawał o szóstej nad ranem i robił sobie kawę. Mieszkał w wieżowcu w środku miasta, więc wypalał porannego papierosa, obserwując pędzące w nieznane samochody. I wzdychał, ciągle wdychał, żałując, że jego życie jest takie nijakie.

Pracował w szpitalu psychiatrycznym. Wydawałoby się, że to intrygująca profesja pełna zwrotów akcji, prawda? Nic bardziej mylnego. Większość pacjentów była nudna jak flaki z olejem, a jedynymi dolegliwościami pojawiającymi się w kartotece były myśli samobójcze, depresje i anoreksja.

Miał wrażenie, że w jego głowie stoi szafa z maleńkimi szufladkami, które otwierają się wtedy, kiedy tego potrzebuje. I oczywiście były podpisane, co zapewniało idealny porządek w każdym kącie czaszki. A jakiekolwiek przejawy kreatywności i chęci przeżycia przygody zostawały szybko wymiatane razem z rozkładającym się gdzieniegdzie kurzem.

Jego wygląd też niczym się nie wyróżniał. Ot ciemnoblond włosy zaczesane do góry i niebieskie oczy za okularami w czarnych oprawkach. Zwykły, przerażająco codzienny standard.

Westchnął ostatni raz tego poranka i dopił kawę, wyrzucając niedopałek peta do popielniczki. Wiążąc buty, przygotowywał się psychicznie na spotkanie z kolejnymi nudnymi pacjentami.

Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że dzisiejszy dzień zmieni w jego życiu wszystko.

*

Zamknął ciężkie czarne drzwi i ruszył ponurym korytarzem w stronę recepcji. Podszedł do okienka i schylił się nieco.

— Dzień dobry. Mogę odebrać klucze?

Zasuszona staruszka, z wyglądu przypominająca bardzo nieszczęśliwego spaniela, spojrzała na niego bez entuzjazmu i podniosła się z obdrapanego stołka. Głośno szurając kapciami, podeszła do tablicy korkowej, na której wisiały klucze do wszystkich gabinetów w budynku. Wolno uniosła rękę i zdjęła klucz z numerkiem 15. Wróciła do okienka i bez zbędnych ceregieli rzuciła go na ladę.

— Imię i nazwisko?

— Przychodzę tu codziennie od 3 lat. Jeszcze pani nie zapamiętała jak się nazywam?

— To bez znaczenia. I niech się pan streszcza, mam ciekawsze rzeczy do roboty.

Podniósł oczy ku niebu. A raczej ku sufitowi, z którego złaziła farba.

— Christopher Smith.

Staruszka kiwnęła głową i zaczęła pisać w grubym szarym brulionie. 

Christopher, nie czekając na cud, ruszył schodami prowadzącymi na drugie piętro. Oczywiście mógł skorzystać z windy, ale była to jedna z wielu rzeczy, którym nie ufał w tym szpitalu. Wolał zrobić sobie trzydziestostopniową rozgrzewkę, niż utknąć między piętrami z marną szansą na ratunek.

Podszedł do drzwi oznaczonych numerem 15 i włożył klucz do zamka. Drzwi otworzyły się skrzypiąc niemiłosiernie. Przekroczył próg i położył neseser na krześle, jednocześnie zdejmując płaszcz. Usiadł za biurkiem i wpatrzył się w ponownie zamknięte drzwi.
Jednostajne tykanie zegara było jedynym słyszalnym dźwiękiem w pomieszczeniu. Do czasu, gdy nadeszła godzina 7:30.

Klamka opadła w dół i do gabinetu wślizgnęła się drobna kobieta.

Ashley Brown – asystentka Christophera. Miała długie czerwonorude włosy i duże zielone oczy. Była niska i dość nieśmiała, choć w towarzystwie Chrisa potrafiła się otworzyć.
Uśmiechnęła się delikatnie i przygładziła biały, prosty uniform.

— Dzień dobry, panie Smith.

— Dzień dobry, Ash.

Zarumieniła się, jak zawsze kiedy tak do niej mówił. Założyła niesforny kosmyk włosów za ucho i zerknęła na mężczyznę.

Whisky, seks i papierosy » Climbing Class AU [DO POPRAWY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz