9. "Po prostu cholernie za tobą tęsknię"

135 12 6
                                    

— Macie jakiś plan czy lecimy na palanta? — zapytałam pełnym nadziei głosem, gdy dłoń Starka po raz kolejny, niby przypadkiem, dokładnie zmacała mój dekolt.

Spodziewałam się po nich wszystkiego, ale nie czajenia się w krzakach przed jakimś domkiem letniskowym na obrzeżach miasta. W drodze na miejsce ani Kapitan, ani żelazny nie pofatygowali się o choćby drobne wyjaśnienie zaistniałej sytuacji. Dodatkowo, mój mundurek był w opłakanym stanie, miejscami rozdarty przez kolczaste krzewy i inne rośliny porastające las.
— Szczerze, żadnego - wzruszył ramionami Tony — na razie chcę udowodnić Rogersowi, że miałem rację.
Przybiłam sobie mentalną piątkę prosto w czoło i odnotowałem, żeby więcej nie spodziewać się po Starku sensownych odpowiedzi.
— Nie powiedziałem, że nie masz racji, tylko, że nie przekonuje mnie twoja idea — odezwał się do tej pory milczący Rogers.
Podziękowałam mu w myślach za przerwanie tej meczącej i bezsensownej wymiany zdań.
— Po prostu nie rozumiem — kontynuował — dlaczego Nick miałby się przed nami ukrywać w środku lasu.
Zgłupiałam.
— Czekaj, czekaj. Czy wy zamierzacie obserwować potajemną, wyimaginowaną kryjówkę Furego?
Oboje wzruszyli ramionami.
— Powiedzmy.
Zirytowana podniosłam się z ziemi, ku zdziwieniu moich towarzyszy i ze zgorszeniem spojrzałam na moją spódniczkę, całą uwaloną w ziemi.
— To jakiś absurd, spadam...
Gwałtownie pociągnięta na ziemię nie zdążyłam nawet zareagować, gdy wielka dłoń wylądowała na mojej twarzy, przykrywając usta.
— Ktoś się zbliża.
Odsunęłam się z wyrazem oburzenia na twarzy od uśmiechniętego Tonego, po czym wyjrzałam zza krzaków.

Oddalona od nas o około 50 metrów brama zaczęła się powoli otwierać. Po kilku sekundach usłyszeliśmy warkot silnika, a naszym oczom ukazał się niepozorny, prawdopodobnie bordowy jeep, którego kolor trudno było rozpoznać spod pokrywającej go warstwy brudu. Samochód zatrzymał się przed bramą. Wysiadł z niego grubszy mężczyzna w czerwonej bejsbolówce. Wyciągnął z bagażnika niewielki karton, po czym stanął przed otwartą bramą i czekał.
— Czy to teatr absurdu? — zapytał znudzony Steve. Spojrzałam na niego zaskoczona. Nigdy nie był nieuprzejmy wobec innych, a nawet jeśli — nie wyrażał tego w tak dosadny sposób.
— Poczekaj — zaczął uspokajać go Tony.
— Nie wiem jak wam, ale mnie nie podoba się ta sytuacja — zaczęłam lekko zirytowana — i to bardzo. Siedzimy w środku lasu, obserwując jakiegoś amatora skrzydełek z KFC,  zamiast zająć się czymś pożytecznym.
—A co lepszego masz do roboty? — zakpił Stark — Tylko nie mów, że odrabianie matematyki na poziomie liceum.
— Skończcie oboje — wtrącił Steve, ale jego protesty zostały zignorowane.
— Nie macie, nie wiem, lornetki, czy jakiejkolwiek innej zabawki dla dużych chłopców? Zajmijcie się czymś, ta bezczynność wyraźnie wam nie służy.

W chwili, gdy skończyłam mówić, rozległy się strzały.

Zaskoczeni, odczekaliśmy kilka sekund, rozpłaszczając się na ziemi, po czym wyjrzeliśmy zza krzaków. Martwy mężczyzna wylądował twarzą w błocie, a podziurawione, kartonowe pudełko tonęło w niewielkiej kałuży.
— Wiele w życiu widziałem, ale po raz pierwszy od dawna nie wiem, jak skomentować coś takiego — odezwał się po dłuższej chwili Tony.
— Wobec tego nie mów nic - stwierdził rezolutnie Steve.
Nie wcięłam się w ich słowne zaczepki, bo coś przykuło moją uwagę. Ciało jakby rozpłynęło się w powietrzu, pudełko też. Mogłabym przysiąc, że odwróciłam wzrok na dosłownie kilka sekund. No, może kilkadziesiąt, ale to wciąż zbyt mało, by przeoczyć zniknięcie trupa. Ale nie to było najbardziej niepokojące.
— Spójrzcie na szybę.

Steve i Tony umilkli i jak jeden mąż powiedli za moim spojrzeniem. Okno było lekko uchylone. Spływała z niego świeża, czerwona farba, tworząc skomplikowany wzór składający się z macek i czaszki.
Steve zbladł.
— Zabierajmy się stąd.

Nancy | Marvel FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz