— Macie jakiś plan czy lecimy na palanta? — zapytałam pełnym nadziei głosem, gdy dłoń Starka po raz kolejny, niby przypadkiem, dokładnie zmacała mój dekolt.
Spodziewałam się po nich wszystkiego, ale nie czajenia się w krzakach przed jakimś domkiem letniskowym na obrzeżach miasta. W drodze na miejsce ani Kapitan, ani żelazny nie pofatygowali się o choćby drobne wyjaśnienie zaistniałej sytuacji. Dodatkowo, mój mundurek był w opłakanym stanie, miejscami rozdarty przez kolczaste krzewy i inne rośliny porastające las.
— Szczerze, żadnego - wzruszył ramionami Tony — na razie chcę udowodnić Rogersowi, że miałem rację.
Przybiłam sobie mentalną piątkę prosto w czoło i odnotowałem, żeby więcej nie spodziewać się po Starku sensownych odpowiedzi.
— Nie powiedziałem, że nie masz racji, tylko, że nie przekonuje mnie twoja idea — odezwał się do tej pory milczący Rogers.
Podziękowałam mu w myślach za przerwanie tej meczącej i bezsensownej wymiany zdań.
— Po prostu nie rozumiem — kontynuował — dlaczego Nick miałby się przed nami ukrywać w środku lasu.
Zgłupiałam.
— Czekaj, czekaj. Czy wy zamierzacie obserwować potajemną, wyimaginowaną kryjówkę Furego?
Oboje wzruszyli ramionami.
— Powiedzmy.
Zirytowana podniosłam się z ziemi, ku zdziwieniu moich towarzyszy i ze zgorszeniem spojrzałam na moją spódniczkę, całą uwaloną w ziemi.
— To jakiś absurd, spadam...
Gwałtownie pociągnięta na ziemię nie zdążyłam nawet zareagować, gdy wielka dłoń wylądowała na mojej twarzy, przykrywając usta.
— Ktoś się zbliża.
Odsunęłam się z wyrazem oburzenia na twarzy od uśmiechniętego Tonego, po czym wyjrzałam zza krzaków.Oddalona od nas o około 50 metrów brama zaczęła się powoli otwierać. Po kilku sekundach usłyszeliśmy warkot silnika, a naszym oczom ukazał się niepozorny, prawdopodobnie bordowy jeep, którego kolor trudno było rozpoznać spod pokrywającej go warstwy brudu. Samochód zatrzymał się przed bramą. Wysiadł z niego grubszy mężczyzna w czerwonej bejsbolówce. Wyciągnął z bagażnika niewielki karton, po czym stanął przed otwartą bramą i czekał.
— Czy to teatr absurdu? — zapytał znudzony Steve. Spojrzałam na niego zaskoczona. Nigdy nie był nieuprzejmy wobec innych, a nawet jeśli — nie wyrażał tego w tak dosadny sposób.
— Poczekaj — zaczął uspokajać go Tony.
— Nie wiem jak wam, ale mnie nie podoba się ta sytuacja — zaczęłam lekko zirytowana — i to bardzo. Siedzimy w środku lasu, obserwując jakiegoś amatora skrzydełek z KFC, zamiast zająć się czymś pożytecznym.
—A co lepszego masz do roboty? — zakpił Stark — Tylko nie mów, że odrabianie matematyki na poziomie liceum.
— Skończcie oboje — wtrącił Steve, ale jego protesty zostały zignorowane.
— Nie macie, nie wiem, lornetki, czy jakiejkolwiek innej zabawki dla dużych chłopców? Zajmijcie się czymś, ta bezczynność wyraźnie wam nie służy.W chwili, gdy skończyłam mówić, rozległy się strzały.
Zaskoczeni, odczekaliśmy kilka sekund, rozpłaszczając się na ziemi, po czym wyjrzeliśmy zza krzaków. Martwy mężczyzna wylądował twarzą w błocie, a podziurawione, kartonowe pudełko tonęło w niewielkiej kałuży.
— Wiele w życiu widziałem, ale po raz pierwszy od dawna nie wiem, jak skomentować coś takiego — odezwał się po dłuższej chwili Tony.
— Wobec tego nie mów nic - stwierdził rezolutnie Steve.
Nie wcięłam się w ich słowne zaczepki, bo coś przykuło moją uwagę. Ciało jakby rozpłynęło się w powietrzu, pudełko też. Mogłabym przysiąc, że odwróciłam wzrok na dosłownie kilka sekund. No, może kilkadziesiąt, ale to wciąż zbyt mało, by przeoczyć zniknięcie trupa. Ale nie to było najbardziej niepokojące.
— Spójrzcie na szybę.Steve i Tony umilkli i jak jeden mąż powiedli za moim spojrzeniem. Okno było lekko uchylone. Spływała z niego świeża, czerwona farba, tworząc skomplikowany wzór składający się z macek i czaszki.
Steve zbladł.
— Zabierajmy się stąd.
CZYTASZ
Nancy | Marvel FF
FanfictionNancy Grenade, młoda agentka S.H.I.E.L.D., jest zadowolona z kierunku, w którym zmierza jej kariera w agencji - papierkowa robota na niższych poziomach bazy w Seattle jest co prawda nużąca, ale przynajmniej dobrze płatna. Wszystko zmienia się, gdy d...