Promienie słońca wschodzącego nad Ottery St. Catchpole oświetliły czwórkę dzieci Weasleyów, Harry'ego i Hermionę, którzy zaspani wspinali się na wzgórze porośnięte trawą. Podążali za obrzydliwie radosnym panem Weasleyem ku świstoklikowi, który miał zabrać ich na Mistrzostwa Świata w Quidditchu.
Harry, który wciąż cierpiał na skutek bardzo dziwnego snu, nigdy nie słyszał o świstoklikach, więc podążał na ślepo za rodziną Weasleyów, którzy jednak wcale nie byli bardziej rozbudzeni niż on.
Ginny, która nigdy nie przepadała za porannym wstawaniem, wlokła się z tyłu z przekrwionymi oczami, potykając się co chwilę. Harry obejrzał się i zobaczył, że przecierała oczy i ziewała tak szeroko, że potknęła się o kamień na ścieżce i niemal przewróciła.
Westchnął, wręczył swój plecak Ronowi, który bez słowa przewiesił go przez ramię obok własnego, po czym Harry cofnął się kilka metrów do Ginny.
- Daj mi swój plecak.
Wręczyła mu go bez pytania, zbyt zaspana, żeby wiedzieć co się wokół niej dzieje. Harry wziął bagaż i nałożył go sobie od przodu.
- Wskakuj - polecił, stając tyłem do niej.
- Że co?
- To się nazywa jazda na barana - odparł niecierpliwie. Pozostali zdążyli się już oddalić. - Jesteś zbyt zaspana, żeby iść, więc cię poniosę.
Ginny spojrzała na niego z wdzięcznością, ale zaprotestowała:
- To za daleko! Nie możesz nieść mnie cała drogę!
- Proszę cię - wywrócił oczami. - Ile ważysz? Niecałe 40 kilo? Dawaj, nie chcę zostać zupełnie z tyłu.
- Potter, jesteś w porządku - westchnęła. Wskoczyła mu na barana i objęła ramionami za szyję. Harry chwycił ją pod kolana i ruszyli szybko, by dogonić pozostałych.
Ginny ziewnęła mu do ucha i położyła głowę na ramieniu.
- Sorki - wymamrotała. - Nie nadaję się do rannego wstawania.
- Zauważyłem.
Harry niósł Ginny dobre dwadzieścia minut. Chociaż nie była specjalnie ciężka, zdołał się zmęczyć, nim dotarli do świstokliku.
Świstoklik wydawał się starym, nieszkodliwym butem, umieszczonym na szczycie wzgórza, ale po aktywacji Harry poczuł szarpnięcie za pępkiem i zaczęli wirować przez wietrzną pustkę. Trzymał się z trudem, wreszcie puścił świstoklik na polecenie pana Weasleya. Ron, Hermiona, Ginny, Harry, Fred i George wylądowali w poplątanej masie, podczas gdy pan Weasley i pozostali czarodzieje, którzy z nimi podróżowali, delikatnie spłynęli z nieba, roztaczając wokół siebie aurę ludzi, którzy niejednokrotnie korzystali z tego środka transportu.
Czegokolwiek Hary spodziewał się na Mistrzostwach Świata w Quidditchu, rzeczywistość przeszła jego najśmielsze oczekiwania. Nigdy wcześniej nie widział tylu czarodziejów i czarownic w jednym miejscu. Dużą ulgę stanowiła możliwość bycia sobą - żadnej konieczności ukrywania magii. Gdy pan Weasley prowadził ich do ich namiotu, Harry wciąż obracał się w kółko, bo nie chciał niczego przegapić.
Wreszcie dotarli do malutkiego namiotu, który z zewnątrz wyglądał, jakby nie mógł pomieścić nawet dwóch osób, a co dopiero siedmiu. Jednak kiedy weszli do środka, ku swojemu zdumieniu zobaczył przestronne wnętrze z salonem, kuchnią i trzema sypialniami. Wraz z Ronem zrzucili bagaże w pokoju z czterema łózkami polowymi i uzyskali pozwolenie od pana Weasleya, żeby przejść się po okolicy.
- Trzymajcie się razem - ostrzegł ich. - Nie chcę, żebyście się zgubili.
Harry, Ron, Hermiona i Ginny wyruszyli razem z Fredem i Georgem i wkrótce i ich ogarnęła szalejąca na ogromnym czarodziejskim campingu gorączka quidditcha. Spędzili cały dzień, usiłując obejrzeć absolutnie wszystko. Zjedli drugie śniadanie w jednym z wielu namiotów gastronomicznych, a Harry cała siłą woli powstrzymał się od kupienia kilku rzeczy na targu, który wielkością dorównywał Ulicy Pokątnej.
CZYTASZ
Potrzeba / Harry Potter [ZAKOŃCZONE]
FanfictionNiektóre głębokie blizny pozostają niewidoczne. Harry i Ginny zaprzyjaźniają się po wydarzeniach w Komnacie Tajemnic. Czy będą potrafili sobie pomóc? A może mrok, którym Voldemort skaził ich dusze rozdzieli ich na zawsze?Tłumaczenie z angielskiego.