Stał przed lustrem w łazience. Przyglądał się swojej pobladłej twarzy. Widział cienie pod swoimi oczami, w których już nie świecił dawny blask. Były przygaszone i jakby... Ciemniejsze. Jego spierzchnięte usta wygięte były w uśmiechu, chociaż przypominał on bardziej grymas.
- Możesz to zrobić - powiedział do siebie, powiększając uśmiech z przymusem.
Wszyscy go zostawili. Nauczyciele... Przyjaciele... Nawet pieprzony Voldemort nie przysyłał mu żadnych koszmarów od wizyty w Ministerstwie Magii. Jak na ironię Dursleyowie o nim nie zapomnieli. Jego listy zadań były coraz dłuższe. Wykonanie ich podczas jednego dnia było niemożliwe. Dlatego też od tygodnia nie dostał nic oprócz kromki chleba i szklanki wody z kranu.
Ostatnio wuj Vernon wrócił wściekły z pracy i oczywiście wyżył się na nim. Bardziej niż zawsze. Dostał kilka ciosów batem, a potem w ranach znalazła się sól. Mimo iż minęły cztery dni od tamtego zdarzenia, Harry dalej czuł okropny ból. Nie mógł spać na plecach, a każdy ruch odczuwał jak przyłożenie rozgrzanego żelazka do skóry na jego tułowiu. Niestety dalej musiał wykonywać zadane prace, a przez ból wypełniał je wolniej za co oczywiście dostawał podwójne lanie.
Miał zamiar pójść do Voldemorta i pozwolić mu się zabić, ale stwierdził, że nie da mu tej satysfakcji. Chciał napisać do Rona lub Hermiony, ale oni ignorowali go przez całe wakacje. Nawet Remus nie odezwał się do niego ani jednym słowem.
- Pewnie jest na mnie wściekły - odezwał się ochrypłym głosem do swojego odbicia.
Przecież to on spowodował, że Syriusz nie żyje. To on poleciał do ministerstwa. To on go tam ściągnął. Mógł go przecież obronić! Zasłonić przed Avadą rzuconą przez Bellatrix... Ale on nie zrobił nic. Stał skamieniały w miejscu.
- Tchórz! - krzyknął i uderzył pięścią w taflę lustra.
Rozpadło się na kilkadziesiąt kawałków, raniąc jego ręce, ale on nawet nie syknął. Był przyzwyczajony do bólu. Patrzył bezwiednie na krew spływającą z jego rąk i skapującą na ziemię. Pod jego stopami utworzyła się już pokaźna kałuża, ale on się tym nie przejmował. Dursleyów nie ma i nie będzie aż do jutra, a kiedy w końcu wrócą... Jego już nie będzie. Nie będą mogli mu nic zrobić.
Jego ciałem wstrząsnął histeryczny śmiech. Wszyscy liczą na niego. Niego! Chłopca, który przeżył. Wybrańca! Złotego rycerza! Myślą, że zwykły nastolatek pokona Czarnego Pana? Czy oni cokolwiek o nim wiedzą? Uważają, że ich uratuje. Harry czuł się jakby był jakąś tarczą dla całego czarodziejskiego świata. Mięsem armatnim. Przynętą.
Dalej śmiejąc się, osunął się po ścianie, zostawiając na niej krwawy ślad. Spojrzał na swoje dłonie. Jak taki mały, słaby śmieć miałby zabić najpotężniejszego czarnoksiężnika wszechczasów? Jest nikim. Nie zasługuje nawet na miano człowieka. Jest niczym więcej niż szmatą do podłogi. Jego wujostwo więc miało racje, nazywając go dziwolągiem i wybrykiem natury.
Przestał się śmiać i spojrzał na nóż w swojej lewej ręce. Obrócił go delikatnie w dłoni, wpatrując się niemal z czcią w połyskującą stal. Ten nóż jest jego wybawcą od cierpienia i bólu. Podniósł go do góry i umieścił nad nadgarstkiem drugiej dłoni. Nie zastanawiając się wbił ostrze aż po rękojeść w rękę. Nóż przeszedł mu przez nadgarstek.
Harry spojrzał na swój nadgarstek, z którego płynęła krew. Jednym szybkim ruchem wyciągnął nóż ubroczony krwią z ręki. Z rany trysnął strumień czerwonej cieczy.
Powoli robiło mu się słabo, a obraz zamazywał mu się przed oczami. Spuścił głowę na dół, uśmiechając się. W końcu przestanie cierpieć. Zaśmiał się cicho, przymykając oczy.
Jego oddech stał się urywany, jednak on się tym nie przejmował. Opierał się niewzruszenie o niegdyś białą ścianę.
- Życzę Ci szczęścia w podbijaniu świata, Tom - szepnął i uśmiechnął się pod nosem.
Minutę później jego serce przestało bić, a on zasnął wiecznym snem z uśmiechem na twarzy.
***
Posadzka skąpana we krwi, zakrwawiona ściana i blady nastolatek z nożem w ręku. Taki widok zastali członkowie Zakonu Feniksa, gdy kilka godzin później weszli do domu na Privet Drive 4, by zabrać Harry'ego do kwatery.
Tonks zakryła usta ręką, a w jej oczach pojawiły się łzy. Snape z szokiem na twarzy schylił się, by zbadać puls chłopaka, choć wiedział, że jego serce od dawna już nie bije. Gdy odsunął palce od szyi Harry'ego, odwrócił się do Tonks i pokręcił ze smutkiem głową.
Stracili swojego bohatera.
CZYTASZ
We lost our hero | HP One-Shot
FanfictionNastolatek, który przeżył wiele w swoim życiu decyduje się na wielki krok. We lost our hero.