rozdział 49

623 51 0
                                    

Tris

Nagle ktoś zdejmuje mi worek z głowy, a oczy przyzwyczajone do ciemności bardzo szybko rejestrują otoczenie. Wygląda to na opuszczony sektor bezfrakcyjnych: Jakieś koce przykryte grubą warstwą kurzu, puszki po jedzeniu, miejsce na ognisko. Okna są zabrudzone kurzem i farbą, dlatego nie przedostaje się tu światło dzienne. O ile jest dzień.

Porywacze pomagają sobie rejestrować pokój za pomocą latarek.  

-Już myślałem, że się nie ockniesz- mówi kpiąco Step, ale nie widzę jego twarzy. Jest zbyt ciemno.

-Pewnie byś się ucieszył.- stwierdzam z udawaną nonszalancją, starając się ukryć, że jestem cała roztrzęsiona i spanikowana. Właśnie spełnił się jeden z moich najgłębszych lęków: porwanie.

-A skąd- parska.- Byłbym zawiedziony. Mam z tobą zupełnie inne plany.

Jego pachołki przywiązują mnie do jednego z filarów budynku. Poznaję, że to stary magazyn broni z podręczników szkolnych. Nikt nie wiedział, co się z nim stało. Dopiero od Davida dowiedziałam się, że wybuchło powstanie w bezfrakcyjności i Agencja musiała wymazać Chicago pamięć. Teraz ludzie tu mieszkają, ale nie wiem, czy to miejsce też nie opuścili.

Zauważam w oczach towarzyszy Stepa ziejącą pustkę, jakby to były oczy lalki- nieruchome, jak z kamienia. Mogą one oznaczać tylko jedno: agenci OPR'u.

-Dlaczego mi to robisz?- pytam spokojnie, ale napięcie.- Od samego początku patrzysz na mnie z szczególną nienawiścią niż do innych agentów. Czy zrobiłam ci coś, o czym nie wiem?

Prycha... Z rozbawienia?

-Jak możesz nie wiedzieć, co mi zrobiłaś?- pyta, a w jego głosie słychać wyrzut, pretensję. Klęka naprzeciw mnie i mocno łapie za mój podbródek. Wydaję z siebie głośny jęk.- Jesteś tak głupia, czy po prostu naiwna? A może jedno i drugie, co?

Całe ciało mam obolałe, zdrętwiałe ręce, obtarte kolana, rany na twarzy, wyczuwalne siniaki na ciele. Pomimo wcześniejszego rozbudzenia i tego, że jeszcze przed chwilą spałam, powieki zamykają mi się, jakbym miała przymocowane do nich ciężarki.

-Chyba jednak jesteś głupia- stwierdza Step i klepie mnie po policzku, odrobinę za mocno, bo moja twarz mocno odskakuje.

Wszyscy strażnicy robią synchroniczne czynności: jeden rozpala ognisko, drugi przynosi jakąś walizkę, trzeci wyciąga coś z kieszeni i obraca chwilę w dłoni, po czym przecina- prawdopodobnie nożem- sznurki, które kiedyś były użytkowane za pomocą koców i ręczników jako parawany. Kilku siedzi nad kołem, w którym w ciągu najbliżeszj godziny zabłyśnie ogień. Patrzą pusto, jakby wokół nie było nic ciekawszego do oglądania. I być może tak jest. Żołnierzom odbiera się ciekawość i samodzielne myślenie. Nie interesuje ich nic. Są bezmózgami.

-A jeśli przyznam, że jestem głupia, to powiesz mi, o co ci chodzi?- cedzę przez zęby i nimi zgrzytam, kiedy żołnierz OPR'u stara się rozpalić ogień za pomocą pocierania o siebie kamieniami, wydając z nich dźwięk, a raczej nieprzyjemny pisk, jakby przejechać pazurami po tablicy. Gdybym nie miała unieruchomionych rąk, z pewnością zakryłabym sobie uszy.

Ale Step uśmiecha się szyderczo i mówi z dumą, jakbym przyznała mu rację:

-Może. Jeśli ładnie poprosić.

Mam odruchy wymiotne na samą myśl, że mam go o coś prosić. Z jednej strony, ciekawość chce ustąpić, ale moja duma mu na to nie pozwala. Iskrzy we mnie chęć poznania prawdy, jakby była wielkim sekretem skrywanym przez najważniejszych ludzi na świecie, a nie zwykłym powodem nienawiści, skrywanym przez zwykłego psychopatę, który z uśmiechem na twarzy nacinał mi skórę tępym nożem, czy obserwował moje zachowanie pod wpływem serum strachu.

Fourtris- Ciąg Dalszy NiezgodnejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz