XXXV

2.5K 183 24
                                    

Jessica:

Budzi mnie czyjeś szeptanie przy moim uchu, więc delikatnie uchylam oczy.

Najpierw się rozglądam, aby zorientować się, że jestem w szpitalu. Nagle do mojej głowy napływają wszystkie wspomnienia, więc wzdycham i się rozglądam.

Nami.

W dwóch kucykach po obu stronach głowy, w bluzie i majtkach, z tymi wszystkimi bliznami, siedzi na krześle obok łóżka i się do mnie uśmiecha.

A ja...

Boję się jej.

Zaczyna się śmiać, a ja mogę się założyć, że ma głos jak Jęcząca Marta z Harry'ego Pottera.

-Nami?-pyta.-Co ty tu robisz?

Dziewczyna znowu się śmieje, a ja łapię za telefon. Muszę napisać do Leo. Muszę.

-Przyszłam cię odwiedzić-przyznaje.-Nie mogłam zasnąć, a jeszcze cię nie widziałam, więc wyszłam z domu, ale ciężko było, bo Leo jest mega przewrażliwiony na moim punkcie, więc...-Znowu wybucha śmiechem, a ja odblokowuję telefon.

-Po co ci ten głupi telefon? Po co nam w ogóle elektronika, skoro możemy się naćpać jakimiś lekami na psychozę. Znaczy, w tej chwili nie wiem, czy wzięłam ich za dużo, czy nie wzięłam wcale...-Nami się zastanawia.-Kogo to w sumie obchodzi? I tak czuję się do dupy.

-Co ci się stało z głosem?-pytam.

-Ah to...-Łapie się za gardło.-Efekt uboczny prześladowania. Głos mi się często zmienia. Albo w twojej głowie słychać go inaczej, bo miałaś wstrząśnienie mózgu.

Otwieram wiadomości z Leo...

-Wiesz co, Jessie? Uważam, że to któraś z nas powinna umrzeć, a nie Gigi. Oh, nie. To ja powinnam umrzeć. Jakoś szczególnie nie dbam o moje życie. Codziennie myślę o tym, jak fajnie byłoby się zabić, skoczyć z mostu, z okna... To moje marzenie, ale nie mów nikomu.-Nami chichocze.

Ja: leo
Ja: nami idk co z nią
Ja: chyba coś brała
Ja: idk
Ja: przyszła do mnie do szpitala
Ja: boję się o nią, przyjdź

-Z kim piszesz?-pyta Nami, a ja blokuję telefon.-Boisz się mnie?-pyta.-Wiem, wyglądam strasznie, ale tylko dziś. Bo zastanawiałam się w nocy...-Znowu się śmieje.-Po co ja właściwie żyję. Iiiii... Po co ja ci to mówię?-Wzdycha i łapie się za głowę.-To ciężkie. Żyć tak. Nie widzieć nadziei na cokolwiek. Ludzie myślą, że wiedzą lepiej, Jess. Nie daj sobie tego wmówić. Czuję się jak bezużyteczne gówno od trzech lat, a oni dalej każą mi być silni i powtarzają to samo. Obiecali, że pomogą.-Kładzie się ręce na oczach.-Tommy obiecał. Ale wciąż nikt tego nie zrobił. Ja...-Ponownie wzdycha.-Nie wiem. Nie mam pojęcia.

Mało co zrozumiałam z tego, co własne przed chwilą powiedziała Nami, ale w jej piszczącym głosie było słychać tyle rozpaczy, że łzy cisną mi się same do oczu. Nikt jej nie rozumie. Chce zrozumienia, ale nie zostaję jej to zaoferowane.

-I właśnie tak, po siedemnastu latach mojego nędznego życia nareszcie sobie pomogłam.-Nami się uśmiecha.-Dając sobie w żyłę. Noel to dobry wybór, jeśli chodzi o dragi.

Otwieram ze zdziwieniem buzię. Wstaję z łóżka, pomimo ciągłego bólu głowy. Podchodzę do niej.

-Nami, coś ty zrobiła? Gdzie w tym wszystkim był Leo?-Podciągam jej rękaw. Boże... Łapię się za buzię.-Skoro chcesz sobie już dawać w żyłę to przynajmniej poproś, żeby ktoś cię nauczył...

-Niby skąd wiesz, jak to się robi?-pyta i wstaje z krzesła.-Sama dawałaś sobie w żyłę, prawda? Na upijaniu się nie skończyłaś?

Chcę już coś powiedzieć, ale nagle ktoś wchodzi do mojej sali i dzięki Bogu to Leo, a nie żadna z pielęgniarek.

find me • ch.lOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz