Rozdział pierwszy

53 5 4
                                    

Gdzieś niedaleko Białegostoku rozlegało się dziesiątek pomniejszych miasteczek. Tętniących swoimi indywidualnymi życiami. Nie różniły się one zbytnio od siebie ludźmi i budynkami, oprócz jednego jakże wyjątkowego na tle pozostałych. A raczej wyjątkowego w najbliższej przyszłości. Pola charakterystyczne dla wsi i piękno zabytków oraz wielkość niczym miasteczka, zachwycały okolicznych tubylców i cały ten kontrast przyciągał do siebie, jakby mówiąc: „Zamieszkaj w Mońkach". Bo to właśnie ta jedna mieścina miała być odstająca od reszty. Na to hasło reklamowe przystała Ewa. Jej niebieski peugeot sunął ku wyboistej drodze w kierunku wschodu słońca. Nie jadła nic od dwunastu godzin, lecz po trzech pełnych ruchach minutowej wskazówki zegara przestała odczuwać głód. W bagażniku wiozła ostatnie pudła do przeprowadzki z Białegostoku. Jechała najdłuższą trasą, gdyż jak na złość losu ta najmniej wyboista i najkrótsza była odnawiana, tak więc czterdzieści minut jazdy w jedną stronę zamieniało się w godzinę.

„Cudownie" - pomyślała, gdy musiała zawracać za pierwszym razem i skręcić w inną drogę. - „Akurat, kiedy się przeprowadzam". Blondynka nie martwiąc się już, co musi jeszcze wziąć z domu rodziców rozejrzała się na tyle, ile pozwalało jej nie stracenie czujności nad samochodem. Po obydwu stronach drogi rozpościerały się lasy, pola, ale jednocześnie miejskie budynki, jakaś pojedyncza mleczarnia. Do tej pory najbardziej spodobał jej się oglądany przez szybę park, w którym ustawiona rzeźba jakiegoś samolotu, przyciągała wzrok Ewy nie mogącej się bliżej przyjrzeć. Oczami wyobraźni już widziała siebie spędzającą wolne chwile w tymże parku, odpoczywającą od pracy i zgiełku miasta. Znając już prawie na pamięć drogę, blondynka skręciła w lewą uliczkę. Jej dżinsy po kilkunastu rundkach ze stolicy województwa do miasteczka nie pachniały różami, a szafirowy top przybrał ciemniejszy odcień odcień od noszenia zakurzonych pudeł z rzeczami, które już od dobrego czasu czekały na zmianę otoczenia z domu rodziców do własnego gniazdka. „Ci z firmy przeprowadzkowej mieli być koło dziewiątej"- Ewa zerknęła na zegarek. Wskazywał ósmą.

- „A więc mam jeszcze godzinę" – pomyślała i wysiadła z samochodu. Po raz kolejny otworzyła furtkę taszcząc ze sobą wielkie pudła z rzeczami, które kobieta koniecznie chciała wziąć ze sobą. Nie ufała aż na tyle w bezpieczeństwo transportu obcej furgonetki. Otoczyła spojrzeniem swój mały, żółty, nowy dom. „W końcu na własnym!" - przecież tyle na niego pracowała, a mężczyzna który go sprzedawał i tak po dobroci obniżył cenę. Podwórko zdawało się być kiedyś zadbanym trawnikiem i ogródkiem. Teraz odstraszało szarym piaskiem i uschniętymi krzewami. „Da się zrobić" - Ewa otworzyła drzwi frontowe nowiusieńkim kluczem.

- „Je także trzeba będzie wymienić. Kto montuje przeszklone drzwi wejściowe do domu?!" Przedsionek był małym pomieszczeniem z jednym oknem uciekającym na zewnątrz, które znajdowało się po lewej stronie od drzwi. Szary dywan i zgniłozielona tapeta skutecznie mogłyby odstraszyć gości od dalszego zwiedzania domu. „Też da się zrobić" - myślała Ewa przy kupnie domu. Za te pieniądze, nic lepszego (gorszego też nie!) nie znajdzie! Po odstawieniu ostatniego pudła z rzeczami (które tak naprawdę zostało niedbale rzucone w kąt) kobieta zrobiła to, o czym marzyła, gdy tylko kupiła ten dom, a teraz w końcu mogła wydusić z siebie emocje. Drzwi nadal pozostawały otwarte, toteż cały okrzyk uciekł na zewnątrz roznosząc się głośnym echem po okolicy.

- Tak! Wreszcie mam własny dom! - wykrzyczała, ile jej płuca mieściły powietrza - Nikt nie może mi teraz rozkazywać, ponaglać, ponieważ jestem we własnym domu! - powiedziała już nieco ciszej, acz nadal pełna emocji. Odtańczyła całe uczucia w rytm „This is how We do" (w wykonaniu Katy Perry) i gdy tylko te z niej uszły, ktoś uporczywie zadzwonił do drzwi.

- Oho! Czyżby sąsiedzi przyszli mnie powitać?- zachichotała jak mała dziewczynka i poszła otworzyć drzwi. Jej widok dalece odbiegał od tego, co sobie wyobrażała. Przed wejściem stał opalony mężczyzna. Blondyn będący w samej... bieliźnie. Oprócz tego był widocznie nieogolony i pachnący fetorem ciężkiej pracy.

Ideały nie istniejąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz