Prolog

39 6 2
                                    

Piątek, 13 października roku 2060.

Był piękny poranek, Lisa West- 17 letnia długowłosa blondynka o błękitnych oczach, szybko wstała z łóżka, by korzystać z kolejnego lepszego dnia.
-Ha! Piątek 13-stego? I co to niby znaczy? Jakaś klątwa? Umrę?- zaśmiała się do lustra.
Umalowała się, przebrała i zeszła na śniadanie.

-Nikogo nie ma? Śpią jeszcze? Znowu muszę sama zrobić sobie śniadanie... O Matko! Już po dziewiątej! A dziś miał być ten cholerny sprawdzian z francuskiego... Dobra, trudno napiszę kiedy indziej.

Chwilę później, Lisę zaczęło coś niepokoić. Jej mama chodzi do pracy na 10, brat- bliźniak, Marc, zwykle o tej godzinie siedzi przed telewizorem, bo lekcje ma na popołudnie. A w domu cisza.

-Mamo? Marc! Zrobiłam śniadanie, możecie zejść!
Nikt nie odpowiadał. Słyszała tylko odgłosy szczekającego szczeniaka- labradora. Wabił się Emir. koty jeszcze spały.
Lisa niepewnie weszła po schodach, zapukała do pokoju mamy...
-M... Mamo? Już 9:30! Chyba musisz wstać do pra...
-Twojej mamy nie ma- usłyszała szept za sobą. Wystraszyła się. Czuła czyiś oddech na plecach
-Marc? Czy to ty?- Bała się odwrócić.
-Nie... -Postać zbliżyła się tak blisko, że czuła na plecach ruch klatki piersiowej nieznajomej osoby.
-To kim jesteś?!
-Spójrz się za siebie...- Mówił coraz ciszej.
-Boję się. KIM TY DO CHOLERY JESTEŚ?!
-Nie powiem ci przekonaj się sama.
"Boże, to jakiś pedofil? A może kryminalista? Matko, gdzie jest mój telefon dzwonię po policję"- pomyślała Lisa.
-Nie jestem ani żadnym kryminalistą i nie dzwon po policję. Telefon jest w jadalni.
-Skąd ty to wiesz? Kim jesteś? Znam cię? Możesz na któreś z tych pytań mi odpowiedzieć?
-Spójrz, nie bój się- głos nagle się zmienił. Poznała go.
-Marc! Idioto, ja przez ciebie zawału bym dostała! Ale się wystraszyłam.
-Oj Lisa Lisa. Przestawialiśmy zegarki, nie pamiętasz? Teraz jest 10:30.
-No dobra, fajnie, ale skąd wiedziałeś o czym myślę?
-Ma się ten dar od Boga- uśmiechnął się i zszedł, by wykonywać wcześniej wspomnianą czynność- oglądać telewizję.
-Marc? A czy ty nie idziesz do szkoły na jedenastą?- Zapytała Lisa.
-Yyyy... A czy ty nie idziesz na ósmą?
-Oj, weź wyluzuj, kiedyś nadrobię zaległości.

Rodzeństwo usłyszało dzwonek do drzwi. Po całym domu rozległo się donośne pukanie, krzyki z podwórka.
-Jezu! Co się dzieje?- Mówili przez siebie.
-Otwierć drzwi! Wiemy, że ktoś jest w domu!- Usłyszeli głuche krzyki. Przerazili się.
-To policja- szepnęła dziewczyna.- Otwórz te drzwi. Trudno, raz kozie śmierć.
-N... No dobra- chłopak niepewnie ruszył w stornę sieni. Otworzył drzwi.
-Teraz proszę powiedzieć kto to zrobił! -Ale co?- Zapytali.
- Nie wiecie kto jechał samochodem z rejstracją zameldowaną na wasz adres? Hmm?
-My nawet nie mamy prawa jazdy! To mógł być ojciec, który niedawno rozwiódł się z mamą, albo ona! Nie my!- Bronił Marc.
- No dobrze. Proszę, aby któreś z waszych opiekunów albo najlepiej obydwoje zgłosili się na komendę.
-Przekażemy.
-Dziękuje wam. To tyle z mojej storny.
-jeszcze jedno, Panie władzo. Jakim samochodem jechała podejrzana osoba? I co się w ogóle stało?
-Ja nic nie mogę powiedzieć. Najpierw sprawa musi być jasna. Do widzenia.
-Dobrze, do widzenia.

Drzwi zatrzasnęły się za policjantem. Dzieci w milczeniu udały się do jadalni.
-Wiesz i co mu chodziło?- Zapytała Lisa.
-Nie,skąd miałbym niby to wiedzieć? Co ja jasnowidz jestem?
-N... No nie. Ej a t spałeś kiedy mama wyszła z domu?
-Nie. Kazała mi posprzątać.
-Ja sprzątałam wieczorem...
-No właśnie. A był w domu po prostu, że tak się wyrażę, burdel.
-Może kogoś zapraszała?
-Zdaje mi się, że wróciła z jakiejś imprezy czy coś. Jak wróci to teraz ona będzie się tłumaczyć nam jak na świętej spowiedzi jak my jej kilka lat temu.
-Dokładnie. Marc, telefon Ci dzwoni... Co to za numer?
-Jezu. Wychowawczyni... Halo? Tak. Jesteśmy w domu, nasza mama prawdopodobnie upiła się i spowodowała wypadek... Nie wiemy co się z nią dzieje. Dobrze, dziękuje. A, jeszcze jedno, niech Pani nikomu nie mówi. Dziękuje. Do widzenia.
-Co chciała ta jędza? Mam nadzieję, że nie mamy przerąbane...
-Powiedziała, żebyśmy zajęli się sprawą z mamą, ale mamy nadrobić zaległości.
-Pierwszy raz jest taka wyrozumiała.
-Mam nadzieję, że nic się nie...
-Co ty tak ciągle o tej nadziei?
-Marc, nadzieja zawsze odchodzi ostatnia. Pamiętaj.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 18, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Ostateczna wyliczankaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz