Lizzie wiedziała, że znoszenie towarzystwa kuzyna w pracy będzie trudne, ale okazało się trudniejsze niż przypuszczała. Collins co chwila dawał jej do zrozumienia co traci, nie przyjmując pracy u niego. Nie mogła też znieść tego, że Charlotte robi połowę jego pracy za dużo mniejszą pensję. Jednak za każdym razem, gdy Lizzie jej to wytykała, ta zbywała ją milczeniem. Mimo, że Lizzie była tylko na stażu, miała ręce pełne roboty. A to trzeba coś wysłać, a to przynieść kawę. W nielicznych tylko momentach mogła redagować książkę, którą jej przydzielili. Wieczorami była tak zmęczona, że od razu szła spać, a chwile wytchnienia zdarzały się tylko w weekend.
Pewnego podziałowego popołudnia, jakieś półtora tygodnia po jej przyjeździe, Collins zebrał spotkanie całego zespołu.
- Jak pewnie wiecie- zaczął swoim monotonnym głosem- jutro przyjeżdża Catherine DeBeourgh. Każdy z was ma to w kalendarzu od dłuższego czasu. Nasza założycielka zabawi u nas około miesiąca, by przyjrzeć się naszej pracy. Chyba nie muszę was upominać o zachowywanie się na poziomie czołowego wydawnictwa, które nie ma sobie nic do zarzucenia. Catherine to bardzo ważna osobistość. Ponadto macie do jutra zrobić jak najwiecej, by była oczarowana efektami naszej ciężkiej całorocznej pracy. Możecie się rozejść. Charlotte, Lizzie, wy zostańcie.
-Tak?- zapytała uprzejmie Charlotte.
- Idę dziś z naszym gościem na kolację, zanim odwiedzi wydawnictwo. Chcę żebyście mi towarzyszyły. Ty, Charlotte jako moja asystentka, a Lizzie, bo jest moją, hmm, kuzynką. Wracajcie już do swoich obowiązków, tylko ubierzcie coś ładnego, bo do Alinei nie wpuszczają w jeansach.Przez całe popołudnie po powrocie do domu, Lizzie zastanawiała się, co na siebie założyć. Charlotte była już dawno gotowa i zniecierpliwiona czekała w salonie na przyjaciółkę, która nie przywiozła ze sobą zbyt dużo eleganckich sukienek. W końcu zdecydowała się na bordrową sukienkę przed kolano, z dekoltem w serce, której kolor ładnie współgrał z jej włosami. Zakręciła włosy, zrobiła delikatny makijaż i dołączyła w salonie do poddenerwowanej Charlotte. Przyjaciółka miała tendencję do paniki i była święcie przekonana, że są już spóźnione.
Gdy w końcu zajechały przed restaurację, okazało się, że nie ma ani Collinsa, ani jego gościa. Na szczęście nie musiały długo czekać i po piętnastu minutach wszyscy zasiedli do stołu. Menu było z góry ustalone, więc wszyscy pogrążyli się w miłej rozmowie. Catherine wydała się Lizzie osobą co najmniej dziwną. Nosiła okulary w czarnej, ostro zakończonej ramówce. Miała ze sobą psa, yorka, który dostał oddzielny trzydaniowy posiłek. Nie sprawiała wrażenia osoby miłej, ale za to obrzydliwie bogatej.
Lizzie odpowiadała uprzejmie na pytania i przywołała na swoją twarz lekko sztuczny uśmiech. Przez większość czasu patrzyła się w swój talerz, a gdy przynieśli przystawki mogła pochłonąć się jedzeniem. Właśnie, gdy zaczęła się zastanawiać dlaczego cztery osoby siedzą przy pięcioosobowym stole, do Catherine podszedł wysoki brunet, ucałował ją w policzek, mówiąc "przepraszam za spóźnienie ciociu" i usiadł na wolnym miejscu koło Lizzie, która podniosła wzrok i z oczami wielkości spodków od kubka powiedziała:
- Darcy.
CZYTASZ
Pierwsze Wrażenia
RomanceLizzie Benton ma dwadzieścia cztery lata, dwie siostry, najlepszą przyjaciółkę i perspektywę zostania redaktorką w wydawnictwie. Jej matka jednak uważa, że do pełnego szczęścia potrzeba jej jeszcze męża. Czy przyjazd w sąsiedztwo dwóch samotnych męż...