Rozdział. 1.

277 14 2
                                    


Jestem zwykłym szesnastolatkiem, no dobra może nie aż tak zwykłym. Nie jestem zwykłym człowiekiem, chłopakiem- jestem czarodziejem i to od wiek wieków moja rodzina nimi jest. Zawsze uważam się za lepszego od innych, może z wyjątkiem jednego mężczyzny- Czarnego Pana. Jego przecież każdy się boi,a przynajmniej każdy normalny. Mój ojciec właśnie wrócił z Azkabanu- więzienia dla takich jak ja. W czasie jego nieobecności zastępowałem go w szeregach tego okrutnego człowieka. Nie chciałem tego, zmuszano mnie w końcu uległem proźbom matki,która jest dla mnie najważniejsza. To ona mnie wychowała, ona zapewniała mi wszystko czego potrzebowałem, ona była ze mnie dumna gdy dostałem się do Hogwartu(nie tak jak tato). A ojciec? Dla niego liczy się tylko Ministerstwo, pieniądze i tępienie szlam, no i co jest oczywiste czystość krwi. Dobra nie wiem co mnie naszło na filozoficzne myśli. 

Jestem w drodze do mojej szkoły. Hogwart miejsce gdzie jest wielu czarodzieji zarówno czystej krwi, pół krwi jak i brudnej.Tych ostatnich najbardziej nie cierpie. Moim jakże skromnym zdaniem nie powinno ich tu w ogóle być a szczególnie nijakiej Hermiony Granger. Wredna, przemądrzała, pyskata szlama nic wiecej. Przyjaźni się z tym rudym zdrajcą Weasley'em i naszym ukochanym, najwspanialszym, niezastąpionym Potterem. Najgorsi Gryfoni wszechczasów. Na każdym kroku dokuczam im , po prostu kocham to robić. Mina rudzielca jest zawsze bezcenna. Ale koniec pogaduszek o moich wrogach, nie lepiej byście dowiedzieli się czegoś szczególnego o mojej osobie? Kręci się wokół mnie wiele Hogwardzkich dziewcząt(które swoją drogą są całkiem nie złe) ale nie interesują mnie one. Nigdy się nie zagłębiałem za bardzo w moją duszę i umysł, lecz przez wakacje uświadomiłem sobie, że wolę jednak chłopców. Tak wiem to dziwne i pewnie teraz śmiejesz się ze mnie ale tak na prawdę jest. Niestety nie wiem co z tego wyjdzie i czy zaakceptuje to moja rodzina (w co oczywiście wątpie). Kiedyś w moim domu była śliczna, inteligentna i trochę pyskata dziewczyna Rebeka. Była moim ideałem, dosłownie oszalałem na jej punkcie. Nie dawno znikneła ze szkoły jakby nigdy nie istniała. Dopiero potem dowiedziałem się kim była-  córką mojego pana i mistrza. Tak dobrze myślisz to była córka Lorda Voldemorta.Zesłano ją do Azkabanu na dożywocie za nic. A może za to, że w ogóle się urodziła? 

W końcu dotarłem na miejsce. Wielka Sala, która zawsze zachwyca swym wwyglądem i przyozdobieniem. Stół nauczycieli, cztery kolejne stoły Hufflepuffu , Ravencalwu , znienawidzonego Gryffindoru i oczywiście Slytherinu. Zająłem swoje miejce obok starego kumpla Blais'a. Jest to wysoki, dobrze zbudowany chłopak o dość ciekawej urodzie.

-Cześć, kumplu!- przywitałem się z uśmiechem na ustach. Sam do końca nie wiem dlaczego tak jest, nie umiem być przy nim poważny.

-Cześć, cześć. Jak minęły ci wakacje? - zapytał. Wydaje mi się, że coś go gryzie. Zawsze jest wesoły, pełny energii.

-Nic szczególnego się nie działo.- nie słuchał mnie. Nie denerwowało mnie to raczej jestem typem samotnika. Czasem spędzę czas z przyjaciółmi, lecz wolę wyjść na błonia usiąść, oddychać świeżym powietrzem i zwyczajnie rozmyślać nad sensem życia. Typowy wredny , dumny, dość przystojny, arystokratyczny Ślizgon za, którym szaleją dziewczęta,lecz on woli chłopców. Znów te chore przemyślenia.

Siedzieliśmy tak dość długo by zrozumieć, że mój przyjaciel wypatruje się w NIEGO. Naszą najważniejszą gwiazdę-Wybrańca. Zdenerwowałem się z tego powodu. Zawsze coś mnie przyciągało do tego chlopaka o pięknych zielonych oczach i kruczoczarnych włosach, które z największą chęcią bym dotknął. Zaraz czekaj co ja mówię!? To...to jest mój wróg! Ja nie mogę tak zwyczajnie zauroczyć się nim! Każdym innym tylko nie tym chłopakiem! Choć ta jego blizna jest całkiem ładna. Salazarze chroń mnie! 

Dopiero teraz przyłapałem się na przypatrywaniu się temu chłopakowi. Próbowałem się otrząsnąć z tego transu i zamyślenia, nic z tego. Nasze spojrzenia się spotkały. Przeszedł mnie dreszcz,żołądek podszedł do gardła.  Czas jakby się zatrzymał. Lekki rumieniec powoli pojawiał się na moich policzkach. Natychmiastowo odwróciłem głowę by nie zobaczył mojej twarzy. Wygłupiłem się w jego oczach. Spostrzegłem, że Ceremonia Przydziału chwilę temu się rozpoczęła. Pierwszoroczni stali w rządzie z przerażonymi wyrazami twarzy. Ciekawe czy też tak wyglądałem? Dwie osoby dołączyły do Puchonów,kolejne cztery do Krukonów, dwóch nowych Gryfonów co trochę mnie rozbawiło i sześciu Ślizgonów w tym mój kuzyn Felix Black. Domyśliłem się tego, że tu trafi, nic dziwnego w końcu Black. Dawno go nie widziałem, nieźle urósł i w końcu jakoś wygląda a nie jak niedokarmiane dziecko. Z wielkim entuzjazmem przybył do stołu obracając głowę w moją stronę i machając ręką na przywitanie. Uśmiechnąłem się do niego. Kurczę zapomniałem powiedzieć, że jestem prefektem, więc będę musiał wprowadzić młodych w nasze jakże mroczne klimaty. 

Po skończonym posiłku stary dyrektoroznajmił, że czas do łóżek bla ,bla, bla. Nigdy go nie slucham bo po co? Znam jego gadkę prawie na pamięć. No dobra czas na mega ważną i wyczerpującą pracę.

-Pierwszoroczni ze Slytherinu zamną!Nie osiągać się! No już!- zdarłem prawie gardło. No ale podziałało w końcu nasze słodkie maluszki ruszyły się z miejsc.

Wprowadziłem ich do Pokoju Wspólnego i podałem im hasło na ten tydzień i tak dalej. Nic ciekawego. Kiedy cały ten horror się skończył poszedłem do mojego dormitorium i padłem na łóżko z wyczerpania. Wróciły wszystkie wspomnienia z poprzednich lat w tej szkole. Zarówno te dobre jak i złe. Szczere rozmowy, kłótnie a nawet smutek. Smutek. To chore i nie zwykle głupie uczucie towarzyszy mi bardzo często. Spojrzałem na szafkę, leżała tam moja różdżka i zdjęcie rodziny. Chciałem coś sprawdzić, coś bardzo ważnego dla mnie i przynoszącego ukojenie na okropne dni, gdy czuję, że nie pasuje do tego świata. Otworzyłem, więc szufladę należącą tylko i wyłącznie do mnie. Nadal tam leżały- metalowe dwa przedmioty będące lekarstwem na smutek. Cholernie skutecznym lekatstwem. Myślę, że już się domyślasz. A jeśli nie to chyba nigdy nie upadłeś i nie miałeś depresji. Mugolskie żyletki. Nie używałem ich jeszcze. Jeszcze! Zbyt bardzo się boję, cholerny tchórz ze mnie nie prawdaż? Nie ważne to co powiedziałem. Pójdę już spać. Czuję, że szybko nie zasnę. A jeśli już się yo stanie to prześladować będą mnie koszmary. I to na prawdę te, których większość nie chciałaby by ujrzeć.  Wyobraź sobie, że spadasz w ciemności, nic nie widzisz i nagle BUM! Zostaje z ciebie tylko mokra plama. Straszne ale tak to najczęstszy koszmar jaki mi się trafia.W końcu położyłem się spać. 


Jesteś moim światłem w ciemnym tunelu.~DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz