Rozdział szósty

5.7K 449 52
                                    

Kto kogo zgubił?
Ty siebie?
Ja siebie?
A może...
...może my nas?
(Falco, „Jeanny")

Rozdział szósty

Nie jesteśmy już tacy, jacy byliśmy.
Nie sposób zmienić tego, co się stało.
Jak mam się dowiedzieć, kim teraz jesteś, jeśli ty sam tego nie wiesz?

Drżące palce obmacywały zimny mur, niepewnie i z niedowierzaniem, jakby nie chcąc się pogodzić z potężnym czarem, który przed chwilą objawił swą moc. Drzwi się jednak nie pojawiały, niezależnie od tego, jak silny był dygot szukających ich rąk.
Draco zamknął oczy, czując, jak echo przeżytego właśnie szoku nadal rozlewa mu się po ciele gorącą falą. Wydawało mu się, że słyszy skrzypienie paznokci Harry'ego, próbujących wbić się w lodowato zimną posadzkę kapliczki. Nie, to tylko złudzenie, podsuwane przez rozszalałą wyobraźnię. Gdy ponownie otworzył oczy, Harry już dawno opuścił ramiona.
Jakby kierowany wewnętrznym przymusem, młody auror odwrócił się i spojrzał w górę, prosto na niego, chcąc upewnić się, że to, co właśnie ujrzał, nie było iluzją. W jego wzroku widniał lęk, a skrzydełka nosa drżały lekko.
Draco poczuł nagły zawrót głowy i szum krwi w uszach. Bezwiednie schwycił poręcz schodów, obejmując ją tak kurczowo, że pobielały mu knykcie. To nie mógł być Potter. Przed nim musiał stać ktoś zupełnie obcy. Prawdziwy Potter nigdy, przenigdy nie okazałby strachu na jego widok.
Milczenie przytłaczało go niczym nieznośny, ważący całe tony ciężar. Chciał się odezwać, wytłumaczyć, że mu przykro z powodu tego, co zaszło. Powiedzieć cokolwiek, byleby tylko przerwać tę ciszę. Jednak żadne słowo nie mogło się wydostać z jego ust. Im bardziej się starał, tym większe miał trudności z wypowiedzeniem czegokolwiek.
Harry nie uczynił niczego, by ułatwić mu to zadanie. Sprawiał wrażenie przyrośniętego do podłoża, niezdolnego do najmniejszego ruchu ani do odwrócenia spojrzenia w bok.
Draco mocno zacisnął zęby. „Dumbledore", przemknęło mu przez głowę. Któż inny pozwoliłby im, nieświadomym niczego, wpaść w tę pułapkę? Im dłużej się nad tym zastanawiał, tym większa była jego złość. Absolutnie nie mógł zrozumieć, czego stary czarodziej spodziewał się po takiej konfrontacji.
- Harry Potter, sir! - Cienki głosik nadgorliwego skrzata przerwał rozważania Dracona. Zjawił się obok Harry'ego i energicznie ciągnął go za rękaw. - Niech pan wejdzie, Harry Potter. Paddy pokaże pana pokój. Harry Potter na pewno jest zmęczony po długiej podróży.
Oczy Harry'ego wyrażały wszystko co możliwe, tylko nie zmęczenie. Wyraźnie zaniepokojonym wzrokiem śledził skrzata, który, ze staromodnym lichtarzem w dłoni, wspinał się właśnie po schodach, po czym prześlizgując zwinnie obok Malfoya.
Draco widział, z jakim trudem przyszło Harry'emu ruszyć z miejsca. Unikając patrzenia na Dracona, niezgrabnie pokonał kilka pierwszych stopni.
Z każdym krokiem, który Harry robił w jego kierunku, napięcie stawało się coraz trudniejsze do zniesienia. Zdawało mu się, że coś zaczyna go rozrywać od środka. Od zbliżającej się postaci promieniowało coś niesamowitego, coś, co sprawiało, że włoski na przedramionach stanęły mu dęba.
Miał Harry'ego. Posiadł jego ciało. Ale to niczego nie zmieniało. W nagłym rozbłysku olśnienia pojął, że nadal czuje do niego ten sam pociąg, co dawniej. Że dalej go pragnie. I że nie wystarczyło mu zdobyć go raz, używając przemocy. Chciał mieć go na zawsze, całego, bez reszty.
Ta świadomość wybiła go z równowagi. Kilkakrotnie przełknął ślinę, pokonując skurcz suchego gardła. Wbił wzrok w podłogę, gdy Harry pospiesznie go mijał, starając się zachować przy tym jak największy odstęp.
Pozostał nieruchomo w tym samym miejscu u szczytu schodów nawet wtedy, gdy za Harrym dawno już zamknęły się drzwi pokoju na końcu korytarza. Usłyszał tylko dźwięk obróconego dwukrotnie w zamku klucza i oddalające się kroki Paddy'ego, rytmicznie klaszczące o posadzkę. A potem zapadła cisza.

***

Zamknąwszy drzwi na klucz i zabezpieczywszy je dodatkowo cicho wymruczanym zaklęciem, Harry opadł bezsilnie na szerokie łóżko, próbując zrozumieć, co tu się właściwie działo. Nie ulegało wątpliwości, że to Dumbledore zwabił ich obu w to miejsce. Ale co dyrektor obiecywał sobie po tej akcji, tego Harry nie był absolutnie w stanie zrozumieć.
Świadomość, że kilka następnych tygodni będzie zmuszony spędzić na niewielkiej, zamkniętej powierzchni, żyjąc i pracując obok Dracona, pozbawiła go niemal zmysłów. Nie dręczyło go przy tym samo wspomnienie strasznych chwil w kapliczce, zamieniające jego wnętrzności w lód, nie, bardziej lękał się emocji, jakie wywoływała w nim bezpośrednia bliskość Malfoya. Wyczuł to doskonale, przemykając obok niego na schodach. To było przerażające. W końcu chodziło o kogoś, kogo nienawidził od chwili pierwszego spotkania. O kogoś, kto go zgwałcił. Co prawda nie z własnej woli, ale czyż fakt nie pozostawał faktem?
Wystarczyła jedna myśl o urwanym oddechu Dracona, muskającym mu kark, żeby zadrżał. A wspomnienie własnej reakcji na jego dotyk sprawiło, że policzki stanęły mu w ogniu. Nie chciał sobie niczego przypominać, pragnął wymazać z pamięci zdarzenia tamtej nocy. Bezskutecznie. Widok Dracona na schodach przywołał wszystko ze zdwojoną mocą, sprawiając, że najdrobniejsze szczegóły stanęły mu znów przed oczyma. Zacisnął dłonie na prześcieradle. Powietrza! Koniecznie potrzebował świeżego powietrza. Zerwał się z łóżka, podbiegł do okna i jednym ruchem rozwarł ciężkie okiennice, odgradzające go od zewnętrznego świata.
Widok, który ujrzał, zaparł mu na moment dech w piersi, każąc zapomnieć, że znajduje się w samym sercu wielkiego miasta. Okno wychodziło wprost na zdziczały ogród, najwyraźniej magiczny. Wąska ścieżka wiodła do półukrytej, drewnianej altany w jego odległej części. Światło księżyca w pełni odbijało się srebrzystym połyskiem na powierzchni sprawiającego wrażenie zaczarowanego jeziora, którego woda z cichym pluskiem uderzała o brzeg. Łagodna, nocna bryza owiała mu twarz. Przymknął oczy. Dziko rosnące kwiaty rozsiewały intensywny, niemal mdlący, słodki zapach.
Wszystko zdawało się takie proste. Zwykłe zaklęcie lewitacji powinno wystarczyć do łatwego pokonania dziesięciometrowej przestrzeni, oddzielącej parapet okna od ogrodu. Jednak gdy tylko wyciągnął rękę, jego palce natrafiły na silny, niewidzialny opór, a spod ich opuszków wystrzeliło kilka syczących, czerwonych iskier.
Dumbledore najwyraźniej pomyślał o wszystkim, otaczając dom czarodziejską barierą. Harry uświadomił sobie z bólem, że został więźniem w dawnej posiadłości Blacków, i w dodatku wystawionym na pastwę Malfoya.

Czarne Zwierciadło [DRARRY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz