Rozdział siedemnasty

5.2K 368 50
                                    

gdybyś był królem, na tronie wysokim
Byłbyś dość mądry, by dać mi odejść?
Królowej, którą uważasz za swą własną?
(Dido, „Hunter")

Rozdział siedemnasty

- Zrobi się zimno, gdy odejdziesz.
- Więc czemu mi nie powiesz, żebym został?

- Panno Weasley. - Przenikliwe, błękitne oczy spojrzały na nią pytająco sponad połówek okularów, gdy tylko przekroczyła próg. Dumbledore nie wydawał się być zbytnio zaskoczony jej obecnością w Hogwarcie, a jeśli już, to nie okazał tego otwarcie. - Czym mogę pani służyć?
Było dla niej oczywiste, że doskonale wiedział, z jakiego powodu się tu zjawiła. Dlatego też jego pytanie podziałało na nią jak płachta na byka. Zacisnęła pięści ukryte w kieszeniach.
- Niech pan wreszcie wyciągnie Harry'ego z tego domu. - Zauważyła, że głos drżał jej nieznacznie, nie mogła jednak nad tym zapanować. - Nie wydaje się panu, że obaj dość się już nacierpieli?
Dumbledore westchnął. Jego twarz była dziwnie zapadła. W takich chwilach uprzytamniała sobie, jak bardzo był już stary.
- Nigdy nie zamierzałem sprawić Harry'emu i Draconowi dodatkowego bólu - wyrzekł niegłośno. - Wie pani, że zadecydowałem o tej formie terapii, gdyż uważałem ją za jedyny sposób szybkiego przezwyciężenia traumatycznych przeżyć. Voldemort niebawem odzyska siły. Nie pozostało nam zbyt wiele czasu, by przygotować kolejny kontratak.
Przymknęła oczy na kilka sekund, zmuszając się do zachowania spokoju. Powoli, nie czekając na zaproszenie z jego strony, opadła na skórzany fotel stojący po drugiej stronie biurka.
Nie pierwszy raz prosiła już Dumbledore'a o przerwanie tej, jak on to określał, terapii. Nie pierwszy raz słyszała już więc jego uzasadnienie, brzmiące tak logicznie i rozsądnie, jeśli nie brało się pod uwagę strony emocjonalnej. Ale na samą myśl o tym, jak straszne musiało być dla Harry'ego przebywanie sam na sam w zamknięciu z własnym oprawcą, jej wnętrzności skręcały się ze współczucia. Gdyby wówczas wiedziała o planach Dumbledore'a, nigdy nie pozwoliłaby wrócić Harry'emu na Grimmauld Place, tyle było jasne.
- Ale czy to nie trwa już wystarczająco długo? - Nerwowym ruchem założyła sobie za ucho długie pasmo rudych włosów. - Jak długo chce pan ich jeszcze tam trzymać?
- Nie trzymam ich tam - odezwał się, powoli splatając ręce. - Ten dom nie jest więzieniem. Sam... wypuści Harry'ego i Dracona, gdy nadejdzie odpowiedni czas - dodał po krótkiej chwili wahania.
Nienawidziła tych pozbawionych konkretów insynuacji, nie dających żadnej odpowiedzi na jej pytania.
- A kiedy to mniej więcej nastąpi? - Nie chciała podnosić głosu, ale musiała stwierdzić, że zaczyna tracić nad nim kontrolę. - Chcę tylko wiedzieć, że Harry czuje się dobrze. Czyżbym wymagała za dużo?
Spojrzał ponad jej ramieniem na ogień trzaskający w kominku.
- Niestety, nie jestem w stanie pani powiedzieć, czy Harry czuje się dobrze - wyjaśnił poważnie. - Posiadłość otoczona jest magiczną barierą, za którą nie mogę zajrzeć.
Jedyne, co Ginny była w stanie przez moment zrobić, to gapić się na niego w osłupieniu.
- Pan chyba nie mówi serio? - wybuchnęła w końcu, przerażona. - Skąd więc będzie pan wiedział, czy pańska genialna terapia odnosi skutek? Może obaj już dawno skoczyli sobie do gardeł?!
Dumbledore potrząsnął głową, uśmiechając się pobłażliwie.
- Jeżeli coś byłoby nie w porządku, wiedziałbym o tym z pewnością. Pod tym względem mogę panią uspokoić. - Jego uśmiech zgasł. Z zamyśloną miną zaczął układać pióra na swym biurku. Coś wydawało się go dręczyć, czuła to wyraźnie. Przyprawiało ją to o niepokój. - Nie mogę obserwować Harry'ego i Dracona, nawet bym tego nie chciał. Ludzie instynktownie wiedzą, gdy ktoś im się przygląda. Nie chciałem tym dodatkowo obciążać ich, i tak już dość trudnej, sytuacji. Pomijając fakt, że istnieje coś takiego, jak sfera prywatna - uzupełnił, unosząc brwi.
Ogarnęła ją rezygnacja i poczucie wypalenia. Była zbyt wyczerpana, by zmagać się z przywódcą Zakonu Feniksa.
- Niech pan jeszcze raz nad tym pomyśli - powiedziała wreszcie cicho, podnosząc się z fotela. - Dość nas już martwi, że jutro wieczorem nie będzie z nami Rona i Hermiony. I nie chcemy, żeby w dodatku zabrakło Harry'ego. W końcu on też jest częścią rodziny.
Zamrugała kilka razy, pragnąc odegnać cisnące się do oczu łzy. Jego milczenie było przytłaczające. Odwróciła się i postąpiła kilka kroków w kierunku drzwi.
- Panno Weasley?
Zatrzymała się na dźwięk głosu i powoli zwróciła w jego stronę. W oczach Dumbledore'a gościł trudny do odczytania wyraz.
- Spełnię pani życzenie. I tym samym życzenie pani Malfoy - wyrzekł miękkim tonem. - Mają panie rację. Nie możemy dłużej czekać.
Zalała ją wdzięczność, ale jednocześnie pojawił się też lęk. Zdawała sobie sprawę z tego, że przerwanie terapii mogło być ryzykowne.
- Uda im się? - wyszeptała ledwo słyszalnie. - Czy Harry i Draco będą mogli wrócić do aktywnej służby?
Ujrzała błysk w jego oczach. Możliwe, że był najpotężniejszym czarodziejem świata, ale zarazem i człowiekiem. Który po części dzielił jej lęk.
- Musi im się udać - odpowiedział zwięźle. - W innym przypadku nie wiem, jaką jeszcze moglibyśmy mieć nadzieję.

Czarne Zwierciadło [DRARRY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz