#3 Posiadłość Salvatore'ów

456 34 15
                                    

,,Drogi Pamiętniku! Dzisiaj po szkole wcielam mój plan w życie - jadę do posiadłości Salvatore'ów, na drugi koniec miasta. Szczerze? Cholernie się stresuję. Nikt nie będzie wiedział, gdzie jestem, jeżeli coś mi się stanie. Bądźmy dobrej myśli.
Doszłam do wniosku, że powiem Bonnie o Damonie jutro, kiedy już wszystko z nim wyjaśnię. Nie wiem, czy jest sens nawet cokolwiek wspomnieć Caroline. Każdy wie, jaka ona jest. Mój tajemniczy maczo mógłby szybko roznieść się po całej szkole.
A teraz wybacz, muszę kończyć. Napiszę później!
MRS.GILBERT"

15:30. Za pięć minut przyjedzie taksówka. Szybki przegląd w lustrze: nic wyzywającego, to dobrze. Czarne skinny z wysokim stanem, biały t-shirt, rozpuszczone włosy i niskie trampki. Telefon do kieszeni. Jestem gotowa.

O 16:00 jestem na miejscu. Taksówkarz za wjazd na ,,zakazaną ulicę" zażyczył sobie dwukrotnie większą sumę, niż zazwyczaj. No cóż, niech już stracę.
Dom wygląda znakomicie . Podwórze również zabiera dech w piersiach. ,,Damon pewnie jest dumny z tego mieszkania" mruknęłam do siebie.

Im bliżej drzwi wejściowych byłam, tym lepiej słyszałam krzyki dochodzące z wewnątrz:
- Nie ma takiej opcji, rozumiesz?! Mam już swoje lata i dotąd każde zauroczenie wychodziło idealne.
To był na pewno głos Damona.

- Nie pomyślałeś o tym, że może mieć werbenę?!
- Gdyby miała, to by o NAS wiedziała. A nie wie, jestem przekonany. W czasie naszej rozmowy była wystraszona... ale i zaciekawiona. Chłonęła każde moje słowo, ba, pragnęła jeszcze więcej. Czułem, ja... Ja widziałem to!
Czy oni mówią o mnie? Nie zważając na to, pukam z trudem ciężką, metalową kołatką. Ku mojemu zdziwieniu, drzwi samowolnie się uchylają.

- A jeśli to Ka...

Nastała cisza. Wystraszona daję krok do przodu. Przeszłam przez próg. Plus dla mnie. Kilkakrotnie wołam ,,Halo? Jest tu ktoś?". Niestety bez odzewu.
Wchodzę do salonu. Jest wielki i bajeczny. Na stole kilkanaście butelek bourbonu czeka na skonsumowanie. Obok dwie szklanki. Widać, że gospodarzami są mężczyźni. Myślą tylko o jednym. Stawiam jeszcze niepewne kroki. Znajduję się przy wielkich kanapach i tak samo dużym kominku.
Nagle słyszę czyjeś kroki na schodach. Spoglądam na lewo. Damon.
- Ooo, moja wczorajsza partnerka. Stęskniłaś się, czy może mam w czymś pomóc?
- Tak, a dokładnie to...
W tym momencie sparaliżował mnie stres i strach. Damon najwidoczniej to wyczuł. Przyszedł bliżej, oparł się o ścianę i z uśmiechem powtórzył:
- Tooo?
- Chciałam porozmawiać o wtorkowej nocy - spotkaliśmy się po raz pierwszy, pamiętasz? Wtedy bardzo dziwnie się zachowywałeś. I to zdanie: ,,A teraz odejdź i zapomnij o naszym spotkaniu". O co chodziło?
Jego zakłopotanie i niepewność dodało mi odwagi:
- A jeszcze ciekawiej było wczoraj, kiedy zaprosiłeś mnie do tańca, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Jakbyś mnie nie znał i...
W tym momencie Damon znów to zrobił. W mgnieniu oka stanął przede mną. Nie tak jak wczoraj, nie tak jak we wtorek.

Stanął tak blisko mnie, że czułam bicie jego serca. Wpatrywał się głęboko w oczy. Przeszywał nimi każdy milimetr mojego bezbronnego ciała. Zniknęła pewność siebie.
Damon bacznie śledził każdy mój ruch. Bałam się. Jakie ma zamiary? Co chce ze mną zrobić?

Jego wzrok utkwił na mojej bransoletce. Tak naprawdę nie mogłam tego nazwać bransoletką - zwykły sznurek z metalową kulką. Dostałam ją od taty, kiedy bałam się duchów. Tata wtedy powiedział, że ta kulka ma w środku zioła odstraszające nocne demony i kiedy ją zdejmę, już na zawsze przestanie mnie chronić. Więc jej nie zdjęłam. Tym bardziej teraz, kiedy rodziców już nie ma. Zawsze mi to o nich będzie przypominać.
- Wiedziałem - mówi weselnie Damon - Werbena. Skąd ją masz?
Znowu nabrałam odwagi:
- Nie muszę ci o wszystkim mówić. Vice Versa, Damon.
Odwróciłam się, skierowana ku wyjściu. Już miałam chwycić za klamkę, kiedy złapał ją ktoś inny.
- O nie, nie nie. Jesteś u mnie w domu i tu panują moje zasady. - gwałtownie, stanowczo, ale z uśmiechem Damon taranuje drogę - Chyba powinnaś zostać na herbacie - dodaje. Łapie za rękę bez żadnej biżuterii i wręcz ciągnie mnie do kuchni.

Delena - Nowa HistoriaNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ