1. Zagubione wspomnienia

388 41 15
                                    

W powietrzu unosił się duszący zapach potu wymieszany z męskimi perfumami. Mężczyzna, którego ciało opinał granatowy mundur, posiadający ledwie widoczny zarost wydawał mi się równie obcy, co spotkanie z nim należało do czegoś oczywistego. Czy ta chwila faktycznie trwała kilka sekund? Czy chciałam by trwała dłużej?
Czy spojrzenie szarych oczu należących do Mike'a Schmidta faktycznie było większą obawą niż ponowne starcie z animatronikami?
Mężczyzna nie mrugnął choćby raz. Ja również tego nie uczyniłam.
W tym zimnym spojrzeniu schowały się wszystkie zagubione wspomnienia, które ze zdwojoną siłą trafiły mnie niczym grom z jasnego nieba.
Człowiek może trwać w relacji dwa lata i nie poczuć nic. Może również trwać dwa miesiące i poczuć wszystko. Czas to nie miernik.

Ja i owszem poczułam wszystko, lecz co każde z nas odpowiedziałoby, gdyby zapytać czy jedenaście miesięcy temu między nami faktycznie coś było?
"Zaczynaliśmy się dogadywać"
To właśnie odpowiedziałby Mike.

Moja odpowiedź nie musi być dokładnie sprecyzowana. Za słowami "poczułam wszystko" kryje się więcej emocji, niż człowiek byłby w stanie nazwać.
Nienawiść, przywiązanie, obojętność wdzięczność, fascynacja. Ludzie często fascynują się czymś co jest dla nich nieosiągalne.
Mimo, iż szef zaczął swoje przemówienie, ja wciąż nie potrafiłam oderwać od niego wzroku, chodź on zdążył to już zrobić. Rozpoznał mnie, to wystarczyło.
Kiedy kolejnych kilkanaścioro mężczyzn weszło do sali, nie miałam już możliwości dalszego obserwowania. Słowa osób wokół odbijały się ode mnie niczym gumowa piłka, jednak jedno, jedyne zdanie wybudziło mnie z transu.
- Upadliśmy. Upadek był nieunikniony. Wszystkie dwanaście restauracji zostanie zamknięte w ciągu jednego miesiąca.
- ...
Że co ?!
Cała sala zawrzała od szeptów, które i tak rozbrzmiewały dość donośnie. Mina szefa chodź na pierwszy rzut oka obojętna, po dłuższym przyjrzeniu się zdradzała smutek.
Nie odzywał się przez chwilę. Chciał dać wszystkim czas na przetrawienie tej informacji, jednak sala równie szybko ucichła. Wszyscy oczekiwali wyjaśnień.
Starszy pan westchnął do mikrofonu, po czym ponownie zabrał głos.
- Moi drodzy, ja również jestem wstrząśnięty. Nie ja jestem tego pomysłodawcą. Siecią kieruje nie kto inny jak Fazbear Entertainment, jednak jego decyzja nie jest ani trochę niezrozumiała. Zostaliśmy wmieszani w morderstwo.
Znów pojawiły się zdziwione szepty, jednak tym razem szef nie urywał swojej wypowiedzi.
- Morderstwo przemawia samo za siebie . Nie jest to nic z czym może być kojarzona restauracja przyjazna dzieciom. Nasz kredyt zaufania do klienteli zakończył się właśnie dzisiaj.
Nie zrozumiałam kompletnie nic.
- To tyle. Za chwilę oczywiście odbędzie się gala wręczenia orderów. Wasze starania nigdy nie były mi oraz Panu Fazbear'owi obojętne.

Postanowiłam opuścić to pomieszczenie w tej samej sekundzie gdy ponownie utworzyło się zamieszanie. Nie w głowie był mi order, na który nawet nie zasługiwałam. Nie było mnie tutaj jedenaście miesięcy.
Gdzie ona może być...
Szukałam tablicy korkowej, gdzie zawsze wieszane były nowiny dotyczące pizzerii. Gdy moim oczom ukazała się sterta niedbale wyrwany z gazet artykułów wiedziałam już, że lepiej trafić nie mogłam.
Rzeźnia we Fredbear's Family Dinner
To zauważyłam jako pierwsze.
(...) Po wstępnej analizie zwłok, odnaleziono jedno ciało dziecka upchnięte w kostium złotego animatronika. Szczątki zostały zmasakrowane, sprawca wciąż na wolności.
Czytałam to zarówno z obrzydzeniem, jak i niedowierzaniem. Na samą myśl wzdrygnęłam się. Czym zawiniły te dzieci? Śmierć poprzez zmiażdżenie jak największym okropieństwem i bólem jakie może spotkać żyjącą istotę. Ból wbijania się w ciało ostrzy, sprężyn i kolców nie jest równy topnienia się, czy paleniu żywcem.
Jednak te ogłoszenie coś mi przypominało...
Jakbym już kiedyś czytała coś podobnego.
Następny nagłówek brzmiał " Koszmar sprzed kilkudziesięciu lat powrócił"
I wszystkie moje myśli oraz przypuszczenia ułożyły się w kompletną całość. Nadruki z gazet, afera o upadku pizzerii... To wszystko już kiedyś miało miejsce. To wszystko wydarzyło się już nie mniej niż czterdzieści lat temu. W tym samym miejscu miało miejsce sześć morderstw, które zainicjował (jak świetnie udało mi się zapamiętać) niejaki Vincent Slayer. Przeklęty stróż nocny a jednocześnie niezrównoważony psychicznie dzieciobójca.
Jednak umarł.
Tak donosiły media i prasa. O ile sięgam pamięcią z ust Mike'a Schmidta wypłynęło zdanie "Nie żyje, albo się skurwiel dobrze ukrywa."
Powiedział mi niegdyś przed szpitalem, do którego trafił z mojej winy. Obronił mnie wielokrotnie, a nawet ocalił życie. Mimo wszystko zawsze zachowywał wyczuwalny dystans .Ten dystans był potrzebny. Przyzwyczaił mnie do pustki, którą poczułam dzisiejszego dnia nie mogąc zamienić z nim choćby słowa. Nie mogąc podzielić się tym, co właśnie do mnie dotarło.
Vincent musiał mieć zastępcę. Osobę, która dostrzegła w nim wzór, mentora, twórcę zbrodni idealnej . Zbieżność miejsca i wydarzeń jest do siebie zbyt podobna.

Tomorrow is another trapOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz