Rozdział 8.

1.8K 146 1
                                    


Następnego ranka, gdy pełniłam wartę, rozległ się wybuch. Było około czwartej, więc to raczej oczywiste, że wszyscy spali. Byłam jednak pewna, że się obudzili i będę strzec pana Tazuny oraz jego rodziny. Ruszyłam samotnie w stronę źródła dźwięku.

Gdy dobiegłam do miejsca zdarzenia, ujrzałam płonące ruiny domu.

- Proszę, proszę... Kogo my tu mamy? - zapytał znany mi głos.

Odwróciłam się i ujrzałam za sobą Nazashi'ego.

- Moi podwładni nie umieją zrobić nic poprawnie. - Zaśmiał się.

- Przybyłeś więc osobiście - dodałam.

Skinął głową, uważnie obserwując każdy mój ruch.

- Prawie się nie zmieniłaś, Kamira. Nadal tak samo arogancka - powiedział kpiąco.

- Ty też się nie zmieniłeś. Dalej tak samo narcystyczny -odparłam takim samym tonem.

Staliśmy przez chwilę bez ruchy. W końcu zdecydowałam się zaatakować. Złożyłam pieczęcie w szybkim tempie.

- Doton: Dosekiryu!

Smok zrobiony z ziemi popędził w stronę szatyna. ten uśmiechnął się i złożył podobne pieczęcie.

- Raiton: Rairyu!

Identyczny smok stworzony z wyładowań elektrycznych uderzył w moje jutsu. Błyskawica ma przewagę nad ziemią. Mój smok został zniszczony, a osłabiona technika Nazashi'ego pędziła w moją stronę.

- Futon: Taifuikka.

Utworzyłam potężny podmuch wiatru, który rozwiał technikę wroga.

Musiałam jednak szybko odskoczyć, gdyż w moją stronę poleciały wybuchowe notki.

- Walcz na poważnie! Chcę zobaczyć twoją potęgę! - krzyknął Tamizura.

- Nie jesteś wart, by ją zobaczyć - odparłam i doskoczyłam do niego, atakując kunaiem.

Szybko sparował atak iw wyprowadził cios nogą. Uniknęłam go i uderzyłam w jego ramię sprawiając, że zawisło bezwładnie. Odskoczyłam, gdy chciał pochwycić mnie za koszulkę.

- Katon... - zaczął składać pieczęcie.

- Katon...

- Gokakyu no jutsu! - wykrzyknęliśmy razem.

Dwie ogromne kule ognia zderzyły się ze sobą, wywołując wybuch.

Nie chcąc tracić czasu, złożyłam pieczęcie i uderzyłam rękami w ziemię.

- Doton: Daichidokaku.

Stworzyłam wyrwę w ziemi, w której unieruchomiłam Nazashi'ego.

- Pożegnaj się ładnie - powiedziałam. - Yoton: Shakugaryugan!

Wypuściłam z ust dużą ilość lawy, która lecąc zmieniła się w kilka stopionych skał. Nim jutsu uderzyło w Nazashi'ego, usłyszałam:

- Dobrze cię nauczyłem, Kamira-chan.

Potem usłyszałam tylko jego wrzask, który szybko się urwał.

Nagle za mną pojawiła się drużyna Konohamaru wraz z rodziną Tazuny.

- Gdzie jest wróg? - zapytał Sarutobi.

Wskazałam głową na roztopioną ziemię.

- Zabiłaś go... W mniej niż piętnaście minut.

- Znałam go. Wiedziałam jakim arsenałem technik dysponuje - odparłam, wymijając ich.

- Kto to był? - zapytała Sarada.

Zatrzymałam się, zaciskając dłonie w pięści. On był jedyną osobą, oprócz Kuramy, która mogła wywołać we mnie jakieś uczucia.

- On... On był moim senseiem i przez krótki czas dowódcą. Był kimś, kogo mogłam nazwać rodziną. Uratował mnie od śmierci głodowej, gdy miałam cztery lata i podpadłam jakiemuś shinobi.

- Dlaczego zdradził? - spytał Boruto.

- Myślałam, że zginął na Czwartej Wielkiej Wojnie Shinobi. - Odwróciłam się, a w moich oczach zabłysły łzy.

- Kochałaś go - wyszeptała Sarada.

- Jak ojca, którego nigdy nie miałam.

Wyminęłam ich i złożyłam pieczęcie, znikając w czarno-czerwonym ogniu. Chcę być teraz sama.

Nieznana Legenda | Naruto FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz