Następnego ranka, gdy pełniłam wartę, rozległ się wybuch. Było około czwartej, więc to raczej oczywiste, że wszyscy spali. Byłam jednak pewna, że się obudzili i będę strzec pana Tazuny oraz jego rodziny. Ruszyłam samotnie w stronę źródła dźwięku.
Gdy dobiegłam do miejsca zdarzenia, ujrzałam płonące ruiny domu.
- Proszę, proszę... Kogo my tu mamy? - zapytał znany mi głos.
Odwróciłam się i ujrzałam za sobą Nazashi'ego.
- Moi podwładni nie umieją zrobić nic poprawnie. - Zaśmiał się.
- Przybyłeś więc osobiście - dodałam.
Skinął głową, uważnie obserwując każdy mój ruch.
- Prawie się nie zmieniłaś, Kamira. Nadal tak samo arogancka - powiedział kpiąco.
- Ty też się nie zmieniłeś. Dalej tak samo narcystyczny -odparłam takim samym tonem.
Staliśmy przez chwilę bez ruchy. W końcu zdecydowałam się zaatakować. Złożyłam pieczęcie w szybkim tempie.
- Doton: Dosekiryu!
Smok zrobiony z ziemi popędził w stronę szatyna. ten uśmiechnął się i złożył podobne pieczęcie.
- Raiton: Rairyu!
Identyczny smok stworzony z wyładowań elektrycznych uderzył w moje jutsu. Błyskawica ma przewagę nad ziemią. Mój smok został zniszczony, a osłabiona technika Nazashi'ego pędziła w moją stronę.
- Futon: Taifuikka.
Utworzyłam potężny podmuch wiatru, który rozwiał technikę wroga.
Musiałam jednak szybko odskoczyć, gdyż w moją stronę poleciały wybuchowe notki.
- Walcz na poważnie! Chcę zobaczyć twoją potęgę! - krzyknął Tamizura.
- Nie jesteś wart, by ją zobaczyć - odparłam i doskoczyłam do niego, atakując kunaiem.
Szybko sparował atak iw wyprowadził cios nogą. Uniknęłam go i uderzyłam w jego ramię sprawiając, że zawisło bezwładnie. Odskoczyłam, gdy chciał pochwycić mnie za koszulkę.
- Katon... - zaczął składać pieczęcie.
- Katon...
- Gokakyu no jutsu! - wykrzyknęliśmy razem.
Dwie ogromne kule ognia zderzyły się ze sobą, wywołując wybuch.
Nie chcąc tracić czasu, złożyłam pieczęcie i uderzyłam rękami w ziemię.
- Doton: Daichidokaku.
Stworzyłam wyrwę w ziemi, w której unieruchomiłam Nazashi'ego.
- Pożegnaj się ładnie - powiedziałam. - Yoton: Shakugaryugan!
Wypuściłam z ust dużą ilość lawy, która lecąc zmieniła się w kilka stopionych skał. Nim jutsu uderzyło w Nazashi'ego, usłyszałam:
- Dobrze cię nauczyłem, Kamira-chan.
Potem usłyszałam tylko jego wrzask, który szybko się urwał.
Nagle za mną pojawiła się drużyna Konohamaru wraz z rodziną Tazuny.
- Gdzie jest wróg? - zapytał Sarutobi.
Wskazałam głową na roztopioną ziemię.
- Zabiłaś go... W mniej niż piętnaście minut.
- Znałam go. Wiedziałam jakim arsenałem technik dysponuje - odparłam, wymijając ich.
- Kto to był? - zapytała Sarada.
Zatrzymałam się, zaciskając dłonie w pięści. On był jedyną osobą, oprócz Kuramy, która mogła wywołać we mnie jakieś uczucia.
- On... On był moim senseiem i przez krótki czas dowódcą. Był kimś, kogo mogłam nazwać rodziną. Uratował mnie od śmierci głodowej, gdy miałam cztery lata i podpadłam jakiemuś shinobi.
- Dlaczego zdradził? - spytał Boruto.
- Myślałam, że zginął na Czwartej Wielkiej Wojnie Shinobi. - Odwróciłam się, a w moich oczach zabłysły łzy.
- Kochałaś go - wyszeptała Sarada.
- Jak ojca, którego nigdy nie miałam.
Wyminęłam ich i złożyłam pieczęcie, znikając w czarno-czerwonym ogniu. Chcę być teraz sama.
CZYTASZ
Nieznana Legenda | Naruto Fanfiction
FanficMinęło kilkanaście lat od Czwartej Wielkiej Wojny Shinobi. Kamira Uzumaki przybywa do Konohy jako posłaniec z Kiri. Boruto jest nią zainteresowany, pomimo tego, iż jego ojciec - Naruto, obecny Hokage zakazuje mu z nią kontaktu. Naruto bowiem wiąże...