Prolog

103 8 0
                                    

Wiek XIX.

Dokładniej 20 czerwca 1819.

W pewnej rezydencji w środku lasu odbywał się bal z okazji pierwszego rejsu statku parowego przez Atlantyk. Choć w sumie nie do końca. Rodzina która tam mieszka kocha przyjmować gości. Zawsze szukają pretekstu do balu lub spotkania towarzyskiego. A wszytko dla córki. Państwo Wojciech i Zofia Olkowicz kochają oglądać gdy ich pociecha tańczy.

19-letnia Wiktoria jest przepiękną damą. O włosach czarnych jak heban. Nieskazitelnej cerze. Oczach zielonych jak soczysta trawa. Jednak jest podziwiana nie tylko za urodę. Sąsiedzi cenią Ją za czułość i cierpliwość do pilnowania ich dzieci kiedy rodzice muszą wyjść. Oraz za wytrwałość, gdyż do najbliższego sąsiada jest kilometr drogi. Jest też bardzo inteligentna jak na swój wiek. Rodzice są z Niej dumni.

Jest tylko jedna rzecz która zakłóca ten stan. Opiekunowie Wiktorii bardzo chcą by jak najszybciej wyszła za mąż. Nie chodzi o to, że nie ma za kogo. Kandydaci zjeżdżają się z wiosek oddalonych o kilka kilometrów. Tylko, że... dziewczyna oddała już swoje serce.

To właśnie z Nim tańczy od początku balu sprytnie wymijając innych panów. Jej sercem zawładnął 21-letni Antoni Urban. Przystojny i dobrze zbudowany blondyn. O oczach błękitnych jak niebo i sercu dobrym jak baranek Pana. Niestety. Był niższy statutem publicznym od Jej rodziny. W tamtej chwili ich miłość nie miała szans.

Jednak na balu nie miało to znaczenia. Byli razem i tylko to się dla Nich liczyło.

Koło północy udało im się w końcu uciec. Poszli do ogrodu różanego. Usiedli na ławce w alei całkowicie zakrytej różami. Są zainteresowani tylko sobą. Okazywali miłość każdym kolejnym pocałunkiem. Delikatnym i namiętnym.

Nad ranem gdy goście jeszcze spali służba zaczęła sprzątać. Swój poranny obchód zaczął także ogrodnik. Zawędrował w końcu do uliczki okrytej różami. Myślał, że ma zawał. Zaczął wołać o pomoc. W jednej chwili zjawiło się kilku służących. Wszyscy zbledli gdy ujrzeli dwójkę młodych leżących obok siebie. Trzymających się za ręce. Praktycznie przytulonych. Martwych.

Jak później stwierdził doktor umarli od pchnięcia sztyletem w serce. Miejscowa policja uznała to za samobójstwo kochanków. Wszyscy tak uznali. Nawet Jej rodzice.

Byli zrozpaczeni. Obwiniali siebie, że nie pozwolili córce wybrać sobie męża. Umarli krótko potem. Z żalu i bólu serca. Chcieli być duszą przy córce. Nie wiedzieli jednak, że Jej dusza została w domu...

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dosyć tajemniczy prolog z dość odległych czasów.

Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Jestem szczęśliwa jak przyjęła się moja poezja. Ciekawi mnie czy ten sposób pisania wykonany przeze mnie także przypadnie Wam do gustu. Miłego czytania :)

M.z O.

Dom tańcem przeklęty.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz