Rozdział 6

57 3 8
                                    

Zuz
Kurde coś tu jebie. To od którejś z dziewczyn?

A nie, GARNEK KURWA!

Zerwałam się z łóżka i wybiegłam z mojego i Cala pokoju. Wbiegłam do kuchni i zobaczyłam Ashtona.

- Nie garnek, tylko Ashton, miło mi. - odetchnęłam z ulgą.

- Czemu nie śpisz? - Zapytałam. Dopiero teraz zobaczyłam, że chłopak ma Hym... mokre włosy? I jest w samych bokserkach.

- Czy wy?! Cooo?! - zaczęłam piszczeć. A to oni tak się darli "tylko bez dzieci!"...

- Nie, przestań. To już sobie nie mogę kisielu zjeść o 9:30 rano? - zapytał i wskazał na kubek, stojący na blacie. Nagle z łazienki wyszła Juls w krótkich spodenkach i jakiejś za dużej bluzce.

- O hej. Co tak wcześnie? - zapytała.

- Myślałam, że garnek się pali.

- Nikt nic nie robił na garnkach, Zuz. Śniło ci się.

- Ale coś jebało.

- Śpisz z Calumem, czego się dziwisz. A właśnie ma jeszcze brwi? - zapytała z uśmiechem. Ruszyłam do naszego pokoju i delikatnie do niego weszłam. Calum leżał na łóżku z kołdrą w pasie i prawą dłonią wplecioną we włosy.

- Ty, kurde, on ma brwi! - krzyknęłam, kiedy już wyszłam z pokoju.

- Tak, ma. To nie moja zemsta na nim. To nie ja i Ashton pieprzyliśmy się na kanapie.

Juls(Ash)

- Prawie pieprzyliśmy. Ktoś nam przeszkodził. - z pokoju wyszła zaspana Juls w bluzce Michaela.

- Pojebały ci się bluzki. - zauważyła Zuz.

- Nie. One też się nie jebały i sama się pojebałaś.

- Przestańcie, chcecie kisiel? - zaproponował Ash.

- Zjadłabym śniadanie, a nie kisiel. Skąd masz kisiel? - zapytała Juls.

- Ona przywiozła. - Ashton pokazał na mnie brodą.

- Co ty kisiel z Warszawy przemycasz?

- Owszem. W majtkach przywiozłam. - rzuciłam sarkastycznie.

- Ale czajnika nie przywiozłaś. - dopytywała z nadzieją Zuz.

- Tak, pewnie, co ja za ojca robię?! - zapytałam.

- Tak, owszem. Mamy chorą rodzinę na to wychodzi. A że ty jesteś z Ashtonem czyli tatą zespołu. Więc No spada to na ciebie.

- Nie jestem z wami w rodzinie. To już sekta jest. - odwróciłam się do Asha. - Ja chcę kisiel.

Kiedy dziewczyny nadal pałętały się po domu, kłócąc się o to kto się pieprzył, a kto nie, ja i Ash zdążyliśmy zjeść kisiel i w sumie właśnie robiliśmy śniadanie dla naszej szóstki. Po jakiejś godzinie w drzwiach jednej z sypialni stanął Michael w dresowych spodenkach i bez bluzki. Mhym... Okey muszę przyznać wyglądał dobrze. Juls podeszła do niego.

- Przepraszam cię, skarbie, ale stoisz w drzwiach.

- I co? - zapytał zdziwiony.

- Chciałam przejść. Muszę się ubrać.

- Bilety. - dziewczyna delikatnie stanęła na palcach i pocałowała czerwonowłosego, co najwyraźniej mu się spodobało, bo chwycił ją w pasie i wszedł do pokoju zamykając nogą drzwi. Okey, czemu nie, tak też można. Poczułam oddech na karku i chwilę potem dłonie obejmujące mnie w tali.

San Francisco/Ashton Irwin,5sosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz