Rozdział 4

9.9K 727 38
                                    

Niewierze, że to się dzieje naprawdę. Po prostu nie wierzę. Już za trzy godziny ma rozpocząć się bal, a ja, jak gdyby nigdy nic, przechadzam się po wschodniej części mojego ogrodu. Tak zwyczajnie. Jak to robię niemal każdego dnia. Uwielbiam to miejsce. Wszędzie jak okiem sięgnąć widać kręte alejki poprzeplatane cudnymi kombinacjami egzotycznych kwiatów. Gdzie nie gdzie rosną fantazyjne drzewa, których gałęzie świecą delikatnym blaskiem. No cóż, tworzysz magicznie drzewa-one świecą, ale to w sumie to jest fajne. Nie musiałam chociaż montować oświetlenia ogrodowego. Rozmyślając nad tym co może przynieść dzisiejsza noc usiadłam na moim huśtawko podobnym tworze. Było to właściwie drzewo połączone z innymi gatunkami roślin. Gałęzie i dzikie pnącza formowały się w ławkę o zawiłym wzorze. Całość trzymała się razem dzięki lianom obrośniętych glicynią o cudownej fiołkowej barwie. Delikatna poświata wydobywająca się ze wszystkich moich dzieł sprawiała, że ten żywy mebelek wyglądał jakby był wyciągnięty z baśni. Tak cudownie było tu siedzieć i zapomnieć o wszystkim, o durnych władcach, o durnym balu, o durnym rodzeństwie, które to wymyśliło...

-Co ty tu jeszcze robisz?! - No i mój spokój ducha musiał szlak trafić, a wszystko dzięki okrutnemu demonowi noszącemu ludzką skórę. Niektórzy mówią na niego Elizabeth.

-Siedzę? – Spytałam niewinnym głosikiem, co chyba odrobinę zdenerwowało moją siostrzyczkę.

-Ale czemu? Zaraz zaczną schodzić się goście a ty- zawiesiła głos i bardzo teatralnie zmierzyła mnie wzrokiem-wyglądasz jak ty.

-Dzięki kochana zawsze potrafisz mnie dowartościować.- Mój głos wręcz ociekał sarkazmem.

-Oj kwiatuszku, wiesz że nie o to mi chodzi- zamruczała słodkim głosikiem- Nawet ja już jestem gotowa, a to przecież twój bal. – I rzeczywiście była. Nie wyglądała jak typowa księżniczka, to jest pewne. Miała na sobie steampunkową sukienkę z czarno-złotym gorsetem, jedno ramię pokryte różnymi rodzajami trybików, a na głowie swój charakterystyczny kapelusz z czarnymi goglami. Całość dopełniały wysokie koturny pokryte diodami. Wyglądała jak ultra seksowna córka szalonego kapelusznika i terminatora. Zwyczajna księżniczka na pewno nie, ale księżniczka Technikali? Zdecydowanie tak.

-W sumie masz rację... -Spuściłam głowę, delikatnie zażenowana.

-Oj kwiatuszku, nie martw się. Nie wszyscy władcy to egocentryczne dupki. Znajdziesz tego jedynego.

-Tak myślisz?-Podniosłam na nią wzrok, a ona usiadła obok mnie i wzięła za rękę.

-Jestem pewna.-Energicznie wstała ciągnąc mnie za sobą.- A teraz idziesz wbić swój zgrabny tyłeczek w kieckę i niech przedstawienie się zacznie!

***

Wszyscy władcy to egocentryczne dupki. Myślicie, że przesadzam? Nie, nie przesadzam. Schodzę do sali balowej pełna optymizmu, no bo jak inaczej można zareagować widząc przeogromną komnatę wypełnioną młodzieńcami w idealnie skrojonych garniturach. Niestety między nimi zabłąkało się kilku wiekowych delikwentów, ale to można było znieść. Po parkiecie, w rytm muzyki wirowały pary. Oprócz władców zastali zaproszeni wszyscy obywatele naszej planety. Czując się jak piękna i dumna księżniczka, którą zresztą byłam, weszłam do pomieszczenia. W przeciwległym krańcu sali na wspaniałym tronie zasiadł mój brat, a w jego okolicy kręciła się Elizabeth. Kreacja Markusa niemalże przyćmiewała strój mojej siostrzyczki. Wszystkie części garderoby były utrzymane w tym samym stylu, ale pół mechaniczne ramie dawało nieziemski efekt. Jako, że z natury nie jestem osobą nazbyt śmiałą od razu ruszyłam w kierunku rodzeństwa, aż tu nagle wpada na mnie dwumetrowy przystojniaczek. Odwraca się w moją stronę i mówi:

-Najmocniej panią przepra... -Zawiesił głos i przyjrzał się mi uważniej.- Jak śmiałaś na mnie wpaść?!- Wrzasnął oburzony. Stanęłam jak zamurowana.

-Racz łaskawie zauważyć, że to ty na mnie wpadłeś!

Oburzony księciunio cały się napuszył i rozpoczął swoją tyradę:

-Jak ty śmiesz się do mnie odzywać?! Czy ty wiesz kim ja jestem?! Jestem księciem Atlantów! Jak jakaś służka śmie w ogóle podnosić na mnie swój wzrok?!- Że co? Służka? Jak on miał czelność coś takiego powiedzieć? A nawet jeśli bym nią była to co? Tak właśnie przewspaniały Atlandzki dziedzic traktuje służbę? Zgadnijcie za kogo na pewno nie wyjdę...

-Służkę?

-A kim innym możesz być w tych łachmanach? Albo służącą albo dziwką! –Czy on właśnie powiedział, że moja cudna malinowa sukienka to łachman? Czekaj, czekaj czy on właśnie nazwał mnie dziwką? Jeszcze na dodatek wzrok tego padalca przejechał po moim ciele.-Chociaż patrząc na ciebie mam pewien pomysł jak mogłabyś wynagrodzić mi tą zniewagę.

Czy on właśnie zasugerował, to co ja myślę, że zasugerował? No i w tym momencie podjęłam decyzję. Pewnie będę jej żałować. Raczej wcześniej niż później. Uśmiechnęłam się niewinnie do pewnego siebie aroganckiego dryblasa i cichym, słodkim głosem powiedziałam:

-Ja chyba też, mój panie. –Dygnęłam lekko, a gdy na jego twarzy wymalował się zawadiacki uśmiech, zasadziłam mu kopa prosto w splot słoneczny. 

Być życiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz