Rozdział 8

277 15 10
                                    

*ten rozdział dedykuję LadyParis11 która motywuje mnie do pisania! Może rozdział nie jest  jakiś powalający ale chciałam jakoś się odwdzięczyć. Bardzo ci dziękuję !

*rozdział nie sprawdzany!

°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°~°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°

POV LUKE :
Gdy ujrzałem chłopaków całych zakrwawionych i poranionych wiedziałem co się stało. Nie musieli nic mówić. Położyłem Rey na łóżku w jej pokoju. Nic jej nie będzie. Ona tylko zemdlała. Wróciłem do chłopaków i pomogłem im wtaszczyć Caluma do środka. On z całej czwórki oberwał najbardziej i zemdlał. To chyba jest u nich rodzinne. Miał rozległą ranę po pocisku na prawym boku i wielką szramę na ramieniu. Ashton został postrzelony w ramię ale nie było to nic groźnego. Michael miał ranę na nodze i kilka zadrapan jak cała reszta. Polozylismy Cal'a na kanapie i pobieglem po apteczke. Usiadłem obok nieprzytomnego chłopaka, zdarlem z niego (i tak już podarta) koszulę i zacząłem wyjmowac z jego boku pocisk, który na szczęście nie przedarł się zbyt głęboko. Oczyscilem ranę, posmarowalem środkiem uśmierzającym ból i owinąłem bandażem. Szrama na ramieniu musiała zostać zadana nożem bo była cienka ale długa i głęboka. Nie byłem lekarzem, więc nie umiałem jej zszyc ale chyba nie było takiej potrzeby więc tylko ja przemylem i zdezynfekowałem i owinąłem bandażem. Przykrylem go kocem i zająłem się Ashton'em. Jak zwykle musiałem wyciągnąć pocisk ale chłopak zniósł to bez zająkniecia. Gdy oczyszczalem ranę spytałem :
- Jak to się stało i gdzie was dopadli?
- Było ich ośmiu. Nie mieliśmy szans. Cud że jeszcze żyjemy. Wychodzilismy z klubu tylnym wyjściem i złapali nas w zaułku. Muzyka była tak głośna że zagłuszała strzały. Próbowaliśmy walczyć ale nic nam to nie dało. Nke wiadomo dlaczego ale skupili się na Calum'ie. Przecież nikt nie wie że on jest... -  nie dałem mu skończyć :
- Ciszej. Ściany mają uszy a poza tym w każdej chwili Raven może się obudzić i wszystkiego dowiedzieć.
- Ale wiesz ze będziemy musieli jej wszystko powiedzieć? Po tym co się stało nie odpuści nam. Będzie chciała wiedzieć wszystko od samego początku. -  westchnąłem i kiwnalem głową przyznając mu rację. Ona musi się dowiedzieć. Będzie bardziej uważała i wiedziała że nikomu nie może ufać. Powiemy jej o tym. Ale później. Skończyłem opatrywac Irwin'a i zająłem się Michaelem. Jego rana była głęboka i pewnie zadana nożem tak jak rana Caluma. Zdezynfekowałem ja i oczyscilem. Nalozylem na nią maść uśmierzającą ból i zabandażowałem. Już miałem wstawać gdy chłopak złapał mnie za ramię i spytał :
- Co z Rey?
- Zemdlała ale powinna już się ocknąć. Pójdę sprawdzić. -  powiedziałem i odszedłem. Zostawiłem apteczke na stoliku w salonie i poszedłem umyć ręce które były całe we krwi. Wytarlem ręcznikiem i skierowałem się do pokoju dziewczyny. Rey dalej leżała na łóżku. Usiadłem obok i zacząłem lekko nią potrząsać mówiąc:
- Rey... Obudź się... Rey wstawaj... Rey... Po chwili odzyskała przytomność i spojrzała na mnie tępym wzrokiem.
- Co się stało... -  spytała ale za nim zdążyłem odpowiedzieć chyba wszystko jej się przypomniało bo spojrzała na mnie ze strachem w oczach i spytała :
- Co z nimi? Co z Calumem? Co im się stało? I jak, dlaczego? Powiedz ze wszystko jest w porządku. Ze oni żyją.
Położyłem jej dlonie na ramionach i patrząc jej w oczy powiedziałem :
- Rey spokojnie. Nic im nie jest. Calum jest nieprzytomny ale żyje. Odnieśli poważne rany ale wyjdą z tego. Wszystko wyjaśnimy ci później, aż Cal się obudzi i będą ma siłach. Obiecuję.
Chyba ją uspokoiłem bo odetchnela i wstała. Wyszła z pokoju a ja podazylem w ślad za nią. Gdy tylko weszła do salonu i zobaczyła chłopaków, przestraszyła się a oni uśmiechnęli się do niej blado. Jednak zaraz była przy każdym i obejmowała mówiąc żeby więcej jej tak nie straszyli. Lecz gdy zobaczyła Cala była na maksa przerażona i zaszklily jej się oczy.
- Co wam się stało? -  spytała.
- Rey. To nic poważnego... -  zaczął Ashton ale dziewczyna mu przerwała:
- Nic poważnego?! Nic poważnego?! Mój brat leży nieprzytomny jest cały we krwi a wy nie wygladacie lepiej i mówisz mi że to nic poważnego?!
- Ashtonowi chodziło o to że wyjdziemy z tego -  uściślił Mikey gromiąc Ashton'a wzrokiem.
- No dobra. Ale dlaczego? W co wyście się wpakowali? -  spytała.
- Mówiłem że wszystko ci wyjasnimy ale w swoim czasie -  powtórzyłem.
- A! No tak! W swoim czasie! Czyli kiedy?!  Za rok, za dwa albo może wcale co?! Potraficie tylko wszystko odwlekac! Ale wiecie co?! Tym razem się wam nie uda, bo... -  nie dokończyła bo od strony kanapy dobiegł nas jęk bólu, co oznaczało że Calum się ocknął, i dziewczyna zaraz klęczała przed bratem.
- Cal... Cal! Ej obudź się! - zaczęła nim potrzasac ale złapałem ją za ramiona i przestała uświadamiając sobie ze zadaje mu ból. Po chwili chłopak otworzył oczy i uśmiechnął się słabo do Raven, który zaraz zmienił się w grymas bólu. Spojrzałem na jego opatrunki. Rana na boku krwawila. Nie był to pierwszy raz ale i nie ostatni kiedy któryś z nas krwawil więc wiedziałem co robić ale Rey zaczęła panikować :
- O Boże.! On krwawi! Luke! Zróbcie coś bo on się wykrwawi!
- Rey spokojnie. Nic mu nie będzie zaraz zmienię opatrunek a ty idź po jakiś Paracetamol czy inny lek przeciwbólowy - rozkazałem a sam zacząłem odwijać bandaż. Nie wyglądało to dobrze ale jeszcze raz przemylem ranę i zrobiłem nowy opatrunek. Gdy Rey wróciła podałem chłopakowi leki.
- A teraz powiedzcie mi co wam się stało -  zażądała dziewczyna.
- Nie. Cal jest wyczerpany i musi... - zacząłem ale chłopak złapał mnie za ramię i powiedział :
- Nie Luke. Nic mi nie jest a ona musi wiedzieć.
- Dobrze. -  zgodziłem się -  Więc... Tak jakby mamy gang. Jest nas więcej ale nigdy ich nie widziałaś. Działamy od ponad roku.
Przez cały czas patrzyłem na dziewczynę. Była... W sumie sam nie wiem.
- Gang?  Ale jak?  Dlaczego go założyliście? I jak się spotykaliscie? -  spytała.
- Pamiętasz jak często wychodzilismy na imprezy a gdy wracaliśmy wcale nie byliśmy aż tak bardzo schlani? - spytał Ash a Raven kiwnela głową.
- Właśnie wtedy się spotykaliśmy. Nie chcieliśmy cię w to mieszać dlatego udawalismy że wychodzimy na imprezy. Ale to nie o to tu chodzi. Jakieś półtora roku temu Calum miał tak jakby dziewczynę. Miała na imię Jenna i była córką gangstera Winstona, o czym dowiedzieliśmy się później. Pewnego dnia poklocil się z nią i ją zostawił a ona w odwecie nasłała na nas ludzi swojego ojca. Rozpętało się piekło. Wielu ucierpiało. Parę osób zginęło, w tym brat Jenny. Dziewczyna była zrozpaczona a jej stary chciał zemsty i od tego czasu nas ściga. Już parę razy na nas napadł i zawsze ginęli jego ludzie, my nigdy nie zostaliśmy śmiertelnie ranni. Teraz wiesz już wszystko. Nie bądź na nas zła bo my tylko cię chronilismy. Ale teraz... Gdyby to się nie wydarzyło... Eh... Nie wazne. Po prostu boimy się o ciebie gdyż nie wiadomo co ten człowiek może zrobić. -  skończył Ashton. Raven siedziała osłupiała i spoglądała na nas ze strachem w oczach.
Gdy w końcu się odezwała jej głos drżał :
- Wy... wy jesteście... m... mordercami.
- Ray to nie tak -  powiedziałem i podszedłem do niej ale ona odsunela się raptownie i krzyknęła :
- Nie dotykaj mnie! Zostawcie mnie w spokoju!
Patrzyłem jak wybiegła z pokoju i zamknęła drzwi od swojego pokoju. Nie mogłem nic zrobić, nie mogłem się ruszyć, po prostu stałem i patrzyłem za nią, próbując ogarnąć co się właśnie wydarzyło. Ona się nas boi. Boi się... mnie i innych, nawet swojego rodzonego brata.
Stałem i patrzyłem się tępym wzrokiem w coś co nie istniało, w jakiś martwy punkt między mną a resztą otoczenia.
   Calum złapał się za głowę i zaczął powtarzać jak w transie :
- Co ja zrobiłem? Co ja zrobiłem? Ona się mnie boi. Mnie!
    Usiadłem obok niego. Nie powiedziałem nic, gdyż nie istniały żadne słowa mogące go pocieszyć, mogące nas pocieszyć. Wszyscy byliśmy przybici i zdruzgotani. Każdy przewidywał że coś takiego może się zdarzyć gdy wyjawimy prawdę ale nikt nie spodziewał się że będzie to aż tak bolesne.
   Nie mogąc dłużej znieść bólu po słowach dziewczyny, który zagnieździł się głęboko w moim sercu, i rozchodzil po całym ciele nie omijając żadnego ścięgna, mięśnia, tkanki czy nawet komórki, chwycilem bluzę i wyszłem...

POV RAVEN :
Gdy usłyszałam całą prawdę o tym kim są i co robią moi przyjaciele i brat, jakiś głos w mojej głowie krzyczał że powinnam się ich bać, że są mordercami, a ja byłam tak otumaniona, że poddałam się i naprawdę zaczęłam się ich bać. Wykrzyczałam to i uciekłam do siebie. Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Nie. To nie może być prawda. To tylko zły sen, koszmar z którego nie mogę się obudzić. Calum nikogo by nke zabił. Ale teraz... Już sama nie wiem czy znam jego i resztę tak dobrze jak mi się wydawało.
  Próbowałam wyciszyć umysł, ale natychmiast wracała do mnie wizja strzelaniny : broń, chłopaki, inni ludzie, krew, pociski, bezwładne ciała zabitych. W uszach rozbrzmiewały mi nigdy nie sluszane huki wystrzałow z pistoletów. Słyszałam je tak dobrze jak bym była w środku jakiejś strzelaniny. Zatkalam uszy, żeby odpedzic od siebie te straszliwe huki ale nic to nie dało. Wydobywały sie one z mojego wnętrza i paraliżowały strachem. Nie mogłam ich zagluszyc ani stlumic. Nacieraly na mnie i spychaly w bezdenna otchłań strachu i przerażenia. Nie wiem ile czasu trwało to wszystko ale w pewnym momencie zasnęłam wyczerpana wewnętrzną walką o zachowanie jasności umysłu.
  Obudziły mnie hałasy dobiegające z apartamentu i silne ręce które potrząsaly mną w celu obudzenia mnie. Przetarlam oczy ręką ale i tak były zaspane i widziałam wszystko lekko zamazane, jednak zdołałam zidentyfikować osobę przez którą zostałam obudzona.
   Calum stał nade mną. Na jego opalonej twarzy  malowało się przerażenie. Nie wiedziałam co go tak przeraziło ale przypominając sobie wczorajsze wydarzenia odsunelam się od niego aż po same wezgłowie łóżka. W jego oczach dostrzegłam ból i smutek ale mimo to powiedział spokojnym głosem :
- Rey... Spakuj do torby najpotrzebniejsze rzeczy i wyjdź do nas. Musimy uciekać z hotelu. Ludzie Winstona nas znaleźli.
- Nie. Nigdzie z wami nie ide! Jesteście mordercami i traktujecie to jak zwykłą, codzienną czynność! - krzyknęłam. Przez twarz Cala przemknal jakiś cień ale zignorowalam to.
Chłopak nic nie powiedział tylko podszedł do mnie, podniósł i przerzucił przez ramię jakbym była jakimś workiem. Złapał z krzesła torbę i wyszedł. Zaczęłam bić go pięściami po plecach i kopać ale on tylko wzmocnił uścisk. Gdy weszliśmy do salonu Ashton stał przy oknie a reszta siedziała na kanapie. Gdy zobaczyli Caluma niosącego mnie, wyraźnie posmutnieli.
- Musimy wychodzić. Właśnie wyszli z auta. Luke? -  Ash zwrócił się do chłopaka.
- Przy tylnym wyjściu czeka na nas auto. Musiałem przekabacic recepcjonistke, co nie było wcale takie trudne, żeby zaoszczędzila nam trochę czasu -  oznajmił Hemmo.
- Dobra to wychodzimy. Schodzimy schodami pozarowymi. Przykro mi siostra ale będę musiał cię nieść.  - zwrócił się do mnie Calum a ja tylko coś prychnelam.
  Przez następne parę minut zostałam zniesiona po schodach i wsadzona do auta. Przez całą drogę na dół z recepcji dobiegaly nas krzyki jakichś ludzi, które po chwili ucichly. Pewnie zdemoluja nam apartament. W samochodzie siedziałam między Calumem i Michaelem który co chwila spoglądał na mnie ze smutkiem ale go ignorowalam, Luke prowadził a Ashton siedział na miejscu pasażera. Jechaliśmy bardzo długo i sama nie wiem kiedy zasnęłam oparta o ramię brata...

HEJKA NAKLEJKA MISKI!
TU HAPPYGIRLS105!
Wiem wiem rozdział miał być najpóźniej w sobotę - nie bijcie proszę was -  ale hej! dzień się jeszcze nie skończył. Ale przynajmniej dodałam nie?! To opóźnienie wynika z braku czasu, ponieważ w czasie ostatnich dni mało bywałam w domu bo musiałam dokupić parę rzeczy do szkoły o których jakimś cudem zapomniałam. Z góry was informuję że jako iż rozpoczął się rok szkolny rozdziały będą się pojawiać rzadziej o ile w ogóle będę miała czas je pisać. Mam nadzieję że rozumiecie ale niestety druga gimnazjum to nie przelewki i jest najwięcej nauki, bo nauczyciele straszą już egzaminami, ale co ja się będę o tym rozpisywać. Wy też chodźcie do szkoły i wiecie jak to jest, w końcu nie ja jedyna muszę się uczyć.
  Tak jak pisałam rozdział jest dedykacją dla LadyPariss11 dzięki krócej mam ochotę pisać i wierzę że coś z tego będzie.
  Jest też druga sprawa o której pisałam. Mianowicie mam już pomad 230 odsłon w tej książce. Wiem że to nke dużo według was ale dla mnie to jest mega ważne i daje mi motywację do dalszego pisania. Dziękuję wam za to!
PAPATKI MISKI!

PS. ROZDZIAŁ MA 2024 SŁOW, WIĘC JEST TROSZKĘ KRÓTSZY OD INNYCH ALE TO Z BRAKU CZASU.

"Broken Life" |5SoS|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz