Rozdział 20 ✔

341 33 29
                                    

Balon powoli lądował na miękkiej trawie i po chwili mieliśmy już grunt pod nogami. Wyszliśmy z balonu, a Leon ujął w dłoń wiklinowy koszyk. Wyjął z niego puszysty, miły w dotyku koc i rozłożył go na trawie. Potem znowu sięgnął do koszyka i poukładał na kocu pożywne i smaczne kanapki, świeże owoce, sok i jakieś drobne przekąski.

- Skarbie, pomóc Ci? - zapytałam, stojąc obok i wpatrując się w to, co robi.

- Nie, spokojnie, poradzę sobie. Jestem już dużym chłopczykiem - zaśmiał się.

- Skoro tak twierdzisz... - zachichotałam, siadając na kocu.

On natomiast objął mnie ręką i pocałował delikatnie w usta.

- Dziękuję... - wyszeptałam cicho, kładąc głowę na jego ramieniu.

- Za co?

- Za to, co dla mnie zrobiłeś. To piękny gest. Nigdy w życiu nikt nie zrobił dla mnie czegoś takiego. Dzięki Tobie zrozumiałam, że prawdziwa miłość jednak istnieje. I jeśli dwoje ludzi darzy siebie szczerą miłością, to nie ma możliwości, by ona zgasła.

Uśmiechnął się i powiedział:

- Kocham Cię.

Kilka chwil później zaczęliśmy jeść przygotowane przez Leona jedzenie, przy czym się dobrze bawiliśmy. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, żartowaliśmy, okazywaliśmy sobie słodkie czułości.

Kiedy zjedliśmy już wszystko, Leon poprosił mnie, abym wstała. Zrobiłam tak, jak prosił. Złączył nasze dłonie razem i spojrzał mi głęboko w oczy, które błyszczały na jego widok. Zawsze patrzyłam na niego maślanymi oczami, bo na jego widok moje serce bije jeszcze mocniej.

Odchrząknęł cicho i zaczął swą przemowę.

- Wiesz jaki dziś dzień? Nasza rocznica. Mija już pół roku od naszego pierwszego spotkania. Pamiętam to jak wczoraj. Spotkałem Cię w parku, całą zapłakaną, załamaną. Nie lubię widzieć kogokolwiek, kto zalewa się łzami i traci sens życia, dlatego podszedłem do tej niewinnej istoty ludzkiej i zapytałem, co się stało. Początkowo nie chciała powiedzieć, ale potem zaufała mi i powiedziała to, co leżało jej na sercu. I to była najlepsza decyzja w moim życiu. Dziękuję Bogu za to, że Cię mam. Bo jesteś dla mnie wszystkim.

Przytuliłam go mocno. W uścisku trwaliśmy dobre kilka chwil.

- Powiedz mi, kochanie, jakie jest Twoje największe marzenie? - zapytał, gładząc mój policzek.

- Największe marzenie? Spotkać mamę choć na chwilę i przytulić ją.

- Ufasz mi?

- Skąd takie pytania?

Spoglądnęłam na niego zdziwiona.

- Odpowiedz.

- Ufam jak nikomu innemu na tym świecie.

- I to mi wystarczy.

Wtulił mnie w swoje rozgrzane, silne ciało, a moje ramiona otuliły jego potężne, białe skrzydła rodem z nieba. Prawdziwego nieba.

To był największy szok, jaki kiedykolwiek w całym moim życiu przeżyłam.

Trzymał cały ciężar mojego ciała dwoma, ogromnymi skrzydłami w odcieniu czystej bieli i razem unosiliśmy się w górę, podziwiając niebo otoczone pięknymi chmurami, które z bliska wyglądały jak wata cukrowa. Patrzyłam na to wszystko z niedowierzaniem, miałam wrażenie, że to jakiś piękny sen. Nie mogłam sobie wyobrazić, że to dzieje się naprawdę, że anioły istnieją. A jeden nawet był przez kilka miesięcy tuż obok mnie. Był moim ukochanym.

 ✖ Anioł, któremu zabrakło skrzydeł ✖Where stories live. Discover now