Słońce chyliło się już ku zachodowi a ja dalej stałem przywiązany do konara drzewa. Z mego, poranionego pyska spływały stróżki krwi. Czułem nadpływające zmęczenie ale zdawałem sobie sprawę, że zasnąć tu, przywiązanym, to istne samobójstwo. Jeszcze raz pociągnąłem za linkę z całej siły lecz tylko znów poczułem przeraźliwy ból całego pyska. Byłem głodny, spragniony, zmęczony ale nie mogłem się ruszyć bo olbrzymi, rzeźniczy kantar wbijał się jeszcze mocniej w olbrzymie już rany.
Czas płynął. Słońce już całkowicie zaszło za chmury. Zmęczenie zaczęło brać górę nad zdrowym rozsądkiem. Zamknąłem oczy i spuściłem luźno łeb. Sen przyszedł szybko. Aż za szybko.
Obudziły mnie dopiero blade promienie słońca rozpoczynającego swoją codzienną tułaczkę po niebie. Rozejrzałem się szybko do okoła. Lina przywiązana do drzewa była przegryziona tuż obok kantara. Poczułem ulgę. Jeszcze trochę pożyje, pomyślałem ruszając przez las. Musiałem odnaleźć jakąś łąkę, strumień, jaskinie... Coś gdzie będę mógł wreszcie spokojnie odpocząć i się najeść. Ostrożnie przyspieszyłem biegnąc powolnym kłusem wąską ścieżką.
***
Zielona trawa przykryta była warstwą wielokolorowych liści które co chwila spadały z prawie już gołych drzew. Tuż obok tego ogromnego pola złota i ognia płynął mały, leśny strumyk. Podskoczyłem kilka kroków i po napiciu się lodowatej wody ze strumienia odszedłem kilka kroków i zająłem się skubaniem trawy. Byłem szczęśliwy! Na prawdę szczęśliwy, a jeszcze nie wiedziałem jakie niebezpieczeństwa się tu kryją.
Usłyszałem szelest w krzakach. Podniosłem szybko łeb znad trawy. Nawet się nie zorientowałem kiedy zaszło słońce i las ogarnęła ciemność. To na pewno tylko moja wyobraźnia, pomyślałem wracając do skubania trawy. Lecz szelest nie ustawał. Nadstawiłem uszu. Zza krzaka który znajdował się najbliżej mnie wyskoczyło zwierze wyglądające jak duży, szary pies. Podobne zwierzęta znałem tylko z cyrku. Były one bardzo przyjazne. Zarżałem na powitanie lecz szybko zdałem sobie sprawę, że to zwierze nie ma pokojowych zamiarów. Wybiło się z tylnich łap i zatopiło kły w mej szyi. Chciałem od tego uciec lecz tuż za nim wybiegło całe jego stado. Odskoczyłem kilka kroków do tyłu cały czas z wilkiem uczepionym mojej szyi nie pozwalając się im otoczyć. Zacząłem się szarpać aby pozbyć się pasażera na gapę. Serce biło mi jak oszalałe. To już po mnie...~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I jak? Podoba się? Zaczyna się powoli rozkręcać ale rozdział średnio mi się podoba :/ ale nie ważne :) czekam na wasze opinie a ja lecę pisać dalej ;)
CZYTASZ
Końskim okiem
Cerita Pendek"Mój pysk znajdował się tuż przy piersi. Przybrany był w duże ogłowie udekorowane mocnym, ogromnym wędzidłem. Przy wędzidle działały podwójne wodze. A trzymała je Ona." Wzruszająca historia, pełna cierpienia i bólu. Pisana okiem konia. Konia, który...