Rozdział 2

275 16 2
                                    

- Myślisz że to wystarczy ? - zapytał lekceważąco chłopak.

- Nie mam benzyny - powiedziałam trochę speszona.

- A alkohol ? - przypomniał Jeff.

- No tak. Zapomniałam że coś takiego istnieje - zaśmiałam się, Jeff ze mną. Pobiegłam do dużego salonu i wyciągnęłam trzy butelki wódki z obszernego barku. Wróciłam szybko do psychopaty i poszliśmy na tyły domu, gdzie poleciłam Jeffowi rzucenie ciała na piasek. Podałam mu jedną butelkę i zaczęliśmy oblewać alkoholem trupa. Miałam już otwierać trzecią, ale chłopak mnie powstrzymał.

- Dwie wystarczą. Po co marnować trzecią? Można to zrobić w pożyteczny sposób - uśmiechnął się.

Posłusznie zostawiłam trunek w spokoju, wysiągnęłam zapalniczkę i rzuciłam nią w tupa. Miałam wrażenie, że Jeff wzdrygnął się w tym momencie. Odeszliśmy kawałek od ogniska i usiedliśmy na trawie. Podziwiałam płomienie, a chłopak w tym czasię dorwał się do wódki. Po dobrej godzinie Jeff oznajmił że musi wracać. Pożegnałam się z nim i wróciłam do śledzenia płomieni tańczących przedemną. Śiedziałam tak wpatrzona, dopóki nie zgasł ostatni płomień. Zakopałam potem prochy i wróciłam do domu. Umyłam się ponownie, przebrałam w świerzę ubranie, a zakwawione spaliłam w kominku. Byłam już mniej-więcej godzinę po świcie, a ja dopiero teraz kładłam sie spać. Opudiłam się wieczorem, gdy otwarłam oczy zobaczyłam otwarte dźwi, ale byłam pewna że przed snem je zamykałam. Wyszłam z pokoju i zamknęłam je za sobą, zeszłam na dół,żeby zrobić sobie śniadanie. Już na schodach słyszałam wesołe głosy. Kiedy stanęłam na parterze, od razu rozpoznałam gromadkę morderców i psychopatów, których znałam z creepypast. Zaczełam sie śmiać, a oni wtedy mnie zauwarzyli. Jako pierwszy pojawił się przedemnąnie kto inny, jak sam Slenderman.

- Witaj Chio. Jeff opowiedział nam o Waszym wczorajszym spotkaniu, wszyscy zapragneli Cię poznać.

- Dzień Dobry panu. Naprawdę mi miło z tego powodu. - powiedziałam rumieniąc się. Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek go spotkam. Do wczoraj nie wiedziałam nawet, że istnieje. Nagle znalazł się przy nas Jeff.

- Cześć. Przez to wszystko zapomniałem spytać cię o Twoje imię. - najwyraźniej nie słyszał mojej rozmowyz Slenderem.

- Chio. - odpowiedziałam z lekkim rumieńcem.

- Ładnie. - powiedział. - Chodź przedstawię cię reszcie.

Pociągnął mnie w kierunku salonu, zaraz wszyscy znależłi się przy nam.

- To jest Chio, o której wam opowiadałem - przedstawił mnie Jeff, a ja w tym czasie machałam do nich jak psychiczne dziecko.

-Najważniejsze pytanie! Co jest lepsze, gofry czy sernik? - wykrzyczeli chórem Masky i Toby.

- Lubie i to i to - odparłam

Nagle przez męską zaporę przepchnęła się mała dziewczynka.

- Pobawisz się ze mną? - syptała słodko.

Pochyliłam się nad małą i ujełam jej drobną rączkę.

- Oczywiście. W co chciałabyś się pobawić? - spytałam.

- Wprzyjęcie herbatkowe! - krzyknęła rodośnie dziewczynka.

Po godzinnej zabawie zobaczyłam, jak Sally zaczynają się zamekać oczka. Ziewnęła. Momentalnie zjawił się za nią Slenderman.

- Mam wiele wolnych pokoi, możnaby położyć ją w jednym z nich - powiedziałam

- Naprawdę nie będziesz miała nic przeciwko temu?

- Naprawdę - po tych słowach odwruciłam sie do Sally - Chodź, położymy cię spać.

Udałyśmy sie do jednego z pustych pokoi, za nami szedł Slender. Kiedy dziewczynka lezała już w łóżku, usłyszałam jego głos w swojej głowie.

- Ja się nią zajmę, idź do chłopaków.

Kiwnęłam głową i wróciłam do salonu. Ben siedział na podłodzę i grał w jakąś grę na konsoli. Puppeteer i Jason rozmawiali o lalkach i zabawkach, siedząc na fotelach. Eyeles Jack i Bloody Painter stali przy oknie i dyskutowali o sztuce. Masky i Toby jak zwykle się kłócili, a Hoodie próbował ich rozdzielić. Laughing Jack siedział na kanapie i zajadał się cukierkami, obok niego siedział Jeff wyraźnie znudzony. Kiedy mnie zobaczył wyrażnie ożył i zaproponował wszystkim gre w prawdę i wyzwanie. Niestety nie sptkało sie to z poparciem reszty.

- Mam lepszy pomysł. - powiedziałam. - zagrajmy w nigdy przenigdy. - zaproponowałam.

- Co to ? - zainteresował sie Ben.

- Wszyscy mają kubki z alkoholem i jedna osoba mówi coś, czego niezrobiła nigdy w życiu. Osoby, które to robiły, dają jej łyka ze swojego kubka. Kto ma najmniej grzechów na swoim koncie,najszybciej kończy pijany. - wyjaśniłam. Wszyscysię zgodzili, podekscytowani wizją poznania nowej gry. Wyjełam z szafki kubki, a Jeff przyniósł z barku wódkę. Nalałam trunek do kubków i każdemu wręczyłam po jednym. usiedliśmy w kole na podładze i gra sięzaczęła.

- Nigdy, przenigdy nie znecałam się nad nikim psychicznie, chociaż chciałabym to zmienić - przyznałam.

- Jak chcesz to możesz poznęcać się innych ze mną. - powiedział Ben, wręczając mi kubek. Graliśmy tak do płóki wszyscy nie byli pijani. Wyszłam na werandę sie przewietrzyć, i zobaczyłam piekny duży księżyc swiecący bardzo mocno. Po jakimś czasie wyszedł do mnie Ben i przytulił sie to mnie, stojąc chwiejnie na nogach.

- Podobasz mi się - wypalił sam z siebie Ben, a mi serce zaczeło walić jak szalone. Odwróciłam sie do niego i spojżałam mu prosto w oczy.

- Ty tez mi sie podobasz - słowa same uciekły z moich ust,gdy oczy same mi sie zaczęły zamekać. Wzioł mnie na ręce i zaniusł do pokoju, to ostatnie co pamietam. Widywałam się z nim i z resztą codziennie, tak mijały dni, tygodnie a nawet miesionce.

Wielka miłość - Ben DrownedWhere stories live. Discover now