Rozdział, w którym krasnaleupadają, czapkowy sekret wychodzi na jaw, smok pilnuje taty, a chleb musi być EKO!
Antek obudził się pełen energii. Za oknem była piękna pogoda – zupełnie odwrotna do wczorajszej! Idealny dzień, żeby wybrać się do ogrodu! Zawsze, kiedy było tak słonecznie, wyruszali z dziadkiem na tajną misję. Nagle Antka olśniło! Może dziadek jest w ogrodzie!! Zerwał się szybko z łóżka, ubrał swoje ogrodniczki, bo dziadek zawsze powtarzał, że jak do ogrodu, to tylko w ogrodniczkach i zbiegł po schodach.
- Synu, dokąd tak pędzisz? – powiedział siedzący przy stole tata, wyglądając zza gazety.
- Do ogrodu! Przecież mam ogrodniczki! – wykrzyknął podekscytowany Antek.
- Poczekaj! A śniadanie? Zrobiłem kanapki – tata wskazał ręką na talerz pełen kanapek. Chłopiec zatrzymał się i usiadł przy stole. Chwycił jedną z szynką i serem i zaczął zjadać w pośpiechu, wiercąc się przeokropnie.
- Co tak się spieszysz? Jedz wolniej, bo się zakrztusisz! Tu masz herbatę – powiedział tata, stawiając kubek z nadrukowanym na nim smokiem. Antek popatrzył na zwierza i przypomniał sobie, jak bardzo się go przestraszył, kiedy dostał ten kubek na Dzień Dziecka rok temu. I wtedy właśnie dziadek mu wytłumaczył, że nie ma się czego bać. Powiedział, że to jest tak samo jak z ciemnościami – jeżeli jest się dobrym, to nie trzeba się bać. A jak się nie okazuje strachu, to wtedy ani smok z kubka, ani straszydła z ciemności nic nam nie mogą zrobić. Chłopiec dotknął palcem smoka i się uśmiechnął. Nazwali go z dziadkiem Puszek, żeby nie był już taki straszny.
- Spieszę się, bo muszę coś sprawdzić w ogrodzie! – odpowiedział chłopiec po dłuższej zadumie – Dobra kanapka, tato. Mogę dokończyć na podwórku? – zapytał i upił ogromny łyk herbaty.
- Jasne, że możesz! Tylko melduj się, co jakiś czas, żebyś w tym ogrodzie nie wrósł w ziemię jak jakieś drzewo! – powiedział rozbawiony tata.
- Tato! Przecież to niemożliwe. Nie mam korzeni jak roślinka – odpowiedział śmiertelnie poważnie Antek.
- Nie ma rzeczy niemożliwych, synu! – tata puścił do Antka oczko.
- W sumie... - zastanowił się chłopiec. – To ja lecę! Obiecuję nie zostać drzewem! – wykrzyknął i wybiegł do ogrodu nie słysząc już odpowiedzi taty.
***
Antek biegał po ogrodzie i przeszukiwał każde ulubione miejsce dziadka oraz każdy krzak. Niestety nigdzie nie mógł go znaleźć. Dotarł do oczka wodnego. Wpatrywał się w spokojną wodę, a po chwili rzucił w nią kamieniem. Kamień odbił się raz i zatonął. Antkowi nigdy nie udało się sprawić, żeby kamień odbił się więcej niż raz. Dziadek zawsze mu powtarzał, że nie od razu Rzym zbudowano. Chłopiec długo zastanawiał się, jak ogromny musi być ten budynek, skoro nie mogli go zbudować od razu. Któregoś dnia dziadek mu powiedział, że to jest przysłowie, które oznacza, że czasami potrzeba dużo czasu, żeby coś się udało. Dlatego właśnie Antek przy każdej okazji ćwiczył rzuty. Właśnie szukał nowego kamyka, kiedy usłyszał jakiś szmer w pobliskich zaroślach.
Chłopiec podszedł bliżej i zauważył małe nóżki szamocące się w trzcinach. Zupełnie jakby ktoś się w nie przewrócił! Nawet się nie zastanawiając, złapał za nie i wyciągnął nieszczęśnika z zarośli. Uratowany wyglądał jak człowiek, ale był jakiś taki dużo za mały.
- Dzięki, chłopaki... - zaczął człowieczek, ale urwał, kiedy spostrzegł Antka – Ojej, niedobrze... - dodał po chwili i patrzył przerażony.
CZYTASZ
Gdzie jest dziadek?
AdventureKrótka przygoda małego Antka, który wyrusza na poszukiwanie odpowiedzi. W utworze podjęłam kwestię umierania i próbę wytłumaczenia jej najmłodszym w aranżacji typowo baśniowej na podstawie elementów mitologii slowiańskiej.