1. Welcome

324 13 4
                                    

Obudził mnie zdenerwowany głos Perły, która z niewiadomych powodów znalazła się w szopie. MOJEJ szopie. No może mojej i Perydot. Nie ważne, ale na pewno nie była to jej szopa i na pewno nie miała do niej prawa wstępu. Wyrwała mnie ze stogu siana i kazała się otrzepać. Nigdy nie byłam osobą, która się czemukolwiek sprzeciwiała, ale od kiedy ona miała nade mną jakąkolwiek władzę?

- Czemu? - Zapytałam obojętnym głosem.

- Czemu, co? - Nie zaprzestając czynności i nawet na mnie nie patrząc zdziwiła się.

- Czemu mam wstać, otrzepać się, czemu sprzątasz stodołę i chcesz mnie zawieźć do świątyni? -

- Och - spojrzała na mnie wzrokiem pełnym poirytowania - mamy dziś gości. - Uprzedzając moje dalsze pytania kontynuowała odpowiedź. - W ramach jakieś ludzkiego programu przyjmujemy pięć dziewczynek ze szkoły w Beach City. Mamy im pokazać kim jesteśmy i co robimy. Ludzie mają nas poznać, żeby się mniej bać, czy coś takiego. Same idiotyzmy...

- Czy będę mogła siedzieć w koncie i się nie odzywać?

- A czy jeśli ci nie pozwole zrobisz coś innego? - Pokiwała głową. - A teraz pakuj się do auta, bo zaraz wszyscy będą. - Rzuciła i poprowadziła mnie w stronę furgonetki Grega, wkótej czekał już Steven, Perydot i oczywiście właściciel maszyny. Po drodze Steven opowiadał mi o tym, że będzie między innymi Connie i jej koleżanka. Mówił też wiele innych, nieistotnych rzeczy, których nie słuchałam, gdyż uznałam to za niepotrzebne. Na prawdę bardzo go lubiłam, ale czasami dużo mówił. Zdecydowanie za dużo.

Nie musieliśmy długo czekać, bo po kilku minutach od przybycia rozległo się pukanie do drzwi. Otworzyła je Granat, równocześnie częstując gości świeżo upieczonymi ciasteczkami. Jako pierwsza przez drzwi wbiegła Connie witając się ze wszystkimi, a w szczególności ze Stevenem. Grupka dziewczyn stanęła i zaczęła się rozglądać. Każda wyglądała zupełnie inaczej, ale zarazem wszystkie były takie sam, nie tak jak klejnoty. Każda miała podobny kolor skóry, podobne rysy twarzy, sylwetki i wzrost. Poza jedną, stojącą na szarym końcu osobą. Była nieco wyższa, miała krótkie, białe włosy, na końcówkach pofarbowane na dwa kolory: po prawej stronie pudrowy róż, a po lewej ledwie widoczny błękit. Jej twarz wyrażała pozorne "nic mnie nie obchodzi", ale po głębszej analizie ogromny smutek i strach. Nie miałam się jednak czasu zastanawiać nad tą jedną osobą. Pewnie tylko tak wygląda, a jest kolejnym, identycznym człowiekiem.

- No, więc dziewczynki... Może... eem, tak. - Perła spróbowała coś powiedzieć, wykazać się umiejętnością kontaktowania z ludźmi, ale szybko odeszła i przekazała głos Granat.

- Przedstawcie się. - Burknęła i postawiła stołek na środku pokoju. - Wszyscy usiądźmy na kanapie i każdy po kolei się przedstawi. Najpierw wy, a potem my. Już. - Brunetka w rozpuszczonych długich włosach stanęła na tymczasowym podeście i zaczęła mówić:

- Ja jestem Joan. Musicie wiedzieć, że trzeba mnie szanować, bo jak nie to nie będzie dobrze. - Spojrzała jadowitym wzrokiem na każdą z obecnych osób po kolei. - No i to tyle. - Usiadła z powrotem na sofę i po kolei wstawali wszyscy.

- Jestem Connie i mnie znacie. - Dziewczyna spojrzała na Stevena, zarumieniła się i zaśmiała.

- Nazywam się Marie.

- A ja jestem Ellie i jestem siostrą Marie. - Rzeczywiście były do siebie uderzająco podobne, ale ubrane zupełnie inaczej. W stroju Marie jedynym kolorowym akcentem był napis "NO" na czarnej koszulce. Z kolei Ellie była w zielonej sukience, która bardzo przypadła do gustu Perydot.

Jako ostatnia, niechętnie ruszyła białowłosa.

- To ja jestem Opal. - Rozległy się szepty, zarówno klejnotów, co dziewczyn. - Ale możecie mówić mi Steve - dopowiedziała speszona - lub George. Przecież to tylko imię. - Uśmiechnęła się. - Connie namówiła mnie na przyjście tu i w sumie całkiem się z tego cieszę.

OPALOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz