Rozdział numer trzy

38 6 0
                                    

maraton #1

Podróż była długa i monotonna. Szczerze mówiąc nie wiem nawet jak długo jechaliśmy, ale z mojej wiedzy zaczerpniętej na geografii, droga dzieląca nas od Wodogrzmotów powinna zająć gdzieś około 12 godzin drogi. Bałam się. Muszę to szczerze przyznać - bałam się jak nigdy wcześniej. Że nie przyjmą mnie w Chacie, że rodzice mnie dogonią i zabiorą z powrotem, że rozbije się autobus. Wiecie ile jest procent szans, że autobus wypadnie z drogi, że się rozbije, że ktoś inny w niego wjedzie? Okrutnie dużo.

- Jak długo mamy zamiar tam zostać? - Dipper spytał trochę nieobecnym głosem. - Co w ogóle im powiemy? Hej, przyjechaliśmy, bo mieliśmy dość Kalifornii? No i będziemy się gdzieś uczyć? Przecież nie możemy zostawić tak sobie nauki, jutro zaczyna się rok szkolny. - Ta lawina pytać uświadomiła mi, że ten plan jest na prawdę mocno niedopracowany. Mimo to postanowiłam udzielić odpowiedzi.

- No to tak. Zostaniemy tam co najmniej do Gwiazdki, ale możliwe, że na dużo dłużej; Powiemy wszystko, tak jak było; Przecież w Wodogrzmotach Małych jest szkoła, nie wyjeżdżamy na Syberię, żeby nie było się gdzie uczyć. - Uśmiechnęłam się dumna z siebie. - Wszystko rozwiązane.

"Nie wszystko, moja droga" usłyszałam. Znałam ten głos, słyszałam go tylko raz, ale tego nie da się zapomnieć. "Brawo, to ja. Tęskniłaś?" Chciałam żeby się zamknął. Skąd on się tu wziął, ja go nawet nie znam. "Och... nie pamiętasz?"

- Przestań się ze mną bawić! CO mam pamiętać?! - Wykrzykuję w końcu.

- Tally? - Rodzeństwo spogląda na mnie pytająco. "Niech wszyscy sobie myślą, że jesteś chora psychicznie. Będzie śmiesznie." Próbowałam go jakoś wyłączyć, zabronić mu kontaktu ze mną. - Tall, wszystko OK?

- Tak, nic się nie stało. - Szybko odpowiedziałam, ale byłam pewna, że mi nie wieżą. - Wyjaśnię wam później. - Uśmiechnęłam się i wstałam. Przeszłam cały autobus, żeby w końcu dojść do kierowcy.

- Za ile czasu dojedziemy? - Nieśmiało spojrzałam na mężczyznę w średnim wieku.

- Nie wiem. Za pięć, może piętnaście minut, a może za trzy godziny. Od długiego czasu jedziemy przez las, który wygląda ciągle tak samo, więc nie umiem oszacować ile czasu nam to jeszcze zajmie. - Był poirytowany i zły. Chyba dopiero zaczął pracę i nie spodziewał się tak długiej trasy. Bez słowa odwróciłam się i odeszłam. Siadając zobaczyłam tablicę "Wodogrzmoty Małe witają!".

- Chyba jesteśmy! - Mabel zdecydowanie wstała i podniosła swoją wypakowaną walizkę. Zrobiłam to samo. Mój bagaż był cięższy niż mi się wcześniej wydawało. Kierowca krzyknął tylko coś o tym, że powinniśmy dać mu napiwek, ale my już dawno wyszliśmy.

Zaczerpnęłam wilgotnego powietrza, które pachniało sosnowym drewnem. Zamknęłam oczy, by móc w pełni poczuć magię tego miejsca. Było piękniej niż w opowiadaniach, staliśmy na wzniesieniu, a gdzie nie spojrzeć był tylko las. "Witaj w Wodogrzmotach Małych" usłyszałam głos Billa. Tym razem się go nie wystraszyłam, nie miałam czasu by o nim myśleć. Miasteczko leżało w dziurze; dookoła wznosiły się skaliste, strome zbocza. Nie było ono w idealnym stanie; niektóre budynki były jeszcze nieodbudowane, dookoła walały się cegły i inne budulce, wiele murów było też pokrytych graffiti, ale nie przeszkadzało to ani mi, ani żadnemu z mieszkańców. Skierowaliśmy się w stronę leśnej ścieżki, którą po chwili doszliśmy do polany, na której stała chata. Ale nie byle jaka chata, to była Chata Tajemnic. Na placu przed budynkiem stał dziwaczny totem, oraz zaparkowany był meleks. Nagle przez drzwi wybiegła kobieta cała umazana jakąś dziwną, czarną masą, a za nią mężczyzna, który był ubrany w czarny garnitur i na głowie miał fez. Mężczyzna był przy kości i miał stosunkowo małą głowę. Na jego widok Mabel i Dipper postawili walizki i zaczęli machać.

- Hej, Soos! To my! - Mężczyzna odwrócił się. Po okrzykach domyśliłam się, że to jedna z osób o której wcześniej mi opowiadali. Podobno przejął prowadzenie Chaty, po tym jak Stan i Ford popłynęli szukać przygód. Mówili też, że był miły, ale trochę niezdarny, no i strasznie zabawny. Jak tylko podszedł bliżej zauważyłam jego szeroki uśmiech, rzeczywiście wyglądał na kogoś przyjemnego.

- Ooo! Mabel i Dipper, skąd wy się tu wzięliście?! - Wykrzyknął ze szczerą radością. Potem spojrzał na mnie. - Ej, to was nie było dwoje? - Roześmialiśmy się we trójkę.

- Ich było dwoje, ale ja jestem Tally i...

- O, wiem! Ty jesteś dziewczyną Dippera! - Spojrzałam na bruneta, a ten się zarumienił.

- Nie, to zupełnie nie tak. Ja jestem ich przyszywaną bliźniaczką. - Wyjaśniłam, a on przymrużył oczy i chwilę się zastanawiał.

- To wasi rodzice się rozwiedli?

- Nie, to też nie tak, tylko... to skomplikowane, potem ci wyjaśnię, OK?

- Oki doki! - Jeszcze bardziej się roześmiał. - Tak w ogóle to chodźcie do środka, miśki. Zaraz zawołam Wendy, na pewno się ucieszy. - Soos wbiegł do chaty, bliźniacy poszli przodem, a ja podążałam za nimi. W pomieszczeniu spotkaliśmy rudowłosą dziewczynę, gdzieś piętnaście lat, była to Wendy, w której kochał się Dipper. Dużo o niej opowiadał.

- Hej, młody, część Mabs, hejka... - na chwilę ucichła - hej, hej, hej, ciebie nie znam mała.

- Jestem Tally. - Uśmiechnęłam się. Na prawdę nienawidzę się tak przedstawiać.

- Jesteś dziew...

- Nie nie jestem dziewczyną Dippera. - Przerwałam. Wendy spojrzała na mnie, potem na niego, potem przechyliła gowę.

- A szkoda...

- CO? - Zdziwił się Dipper, popatrzyłam na niego i się roześmiała.

- Nic, mówię tylko, że całkiem byście do siebie pasowali. - Mówiąc to przesunęła mnie w jego stronę, tak, że dotknęliśmy się ramionami. Potem wyszeptała coś na ucho Mabel, a ta się roześmiała.

***

Potem poszliśmy na strych. Wyglądał dokładnie tak, jak sobie go wyobrażałam. Pachniało tam strym drewnem. To znaczy do momentu, w którym Mabel rozpyliła swój truskawkowy odświeżacz powietrza.

- Mamy problem. - oświadczyłam - Brak nam jednego łóżka.

- Faaaktyycznie... ale zaraz coś znajdziemy. Nie ma rzeczy, której nie znajdziesz w tej chacie! - I wybiegła z pokoju. - Ej, pomorzecie!? - Usłyszeliśmy jej krzyk i szuranie czegoś ciężkiego. - No więc łóżko jest, ale nie mam najbledszego pojęcia jak je przetransportować. - To był duży problem, jednak po piętnastu minutach udało nam się je przenieść. Nie pytajcie jak, ale to było najcięższe łóżko, jakie kiedykolwiek widziałam. Ustawiliśmy je między łóżkami Mabel i Dippera, tak, że między każdym był trzydziestocentymetrowy odstęp. Jak już obwiesiliśmy ściany plakatami i nieco upiększyliśmy pokój uznałam, że to idealne miejsc, żeby spędzić resztę dzieciństwa.

_______________________

Napisanie tego zajęło mi cały dzień, więc nie narzekajcie, że mało. Jestem ostatnio strasznie rozkojarzona, a pomysły do głowy przychodzą mi tylko wtedy kiedy akurat pisać nie mogę. :'( No i muszę przyznać, że to taki przejściowy, nudny rozdział. Następne będą lepsze ♥

Życzcie mi weny i koniecznie piszcie czy wam się podoba!


PS Mój maraton jednak rozpoczął się wcześniej, jak widzicie. Mam nadzieję, że się nie obrazicie. :)

Reality is an illusionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz