Rozdział numer cztery

33 5 0
                                    

maraton #2


- Hej, przyniosłem ci koc. - Usłyszałam głos Dippera, kiedy siedziałam na dachu. - Pomyślałem, że może przyda ci się coś na rozgrzanie, więc mam też kakao. - Spojrzałam na jego twarz. Uśmiechał się, ale widziałam, że coś go trapi.

- Dzięki - Chrząknęłam tylko, biorąc od niego kubek z ciepłym napojem. Po chwili jednak stwierdziłam, że nie mogę tego tak po prostu zostawić. - Co się dzieje?

- Po prostu... nic. To głupie.

- Choćby miałaby to być najgłupsza rzecz pod słońcem chcę wiedzieć. Przez wasz wyjazd mamy już tyle tajemnic i niedopowiedzeń, a ja nie chcę tracić tej więzi, która jest między nami. - Starałam się wyrazić jak najwięcej współczucia. Chłopak przez chwilę się wahał, ale w końcu usiadł owijając się wraz ze mną kocem. Wziął głęboki oddech i zaczął:

- Pamiętasz co powiedziała dziś Wendy? Że bylibyśmy dobrą parą. - Byłam cholernie ciekawa do czego zmierza ten temat. Czy on chce mi powiedzieć, że mnie kocha? Nie. Nie, na pewno nie. - No i sam nie wiem co o tym myśleć. - napewnonie - No bo, nigdy nie myślałem tak o tobie. Zawsze byłaś moją przyjaciółką, siostrą, częścią mojego ułożonego życia.

- Tak jak ty jesteś jedną z rzeczy, która pozwala mi poczuć, że moje życie jest ułożone.

- No właśnie. No i... - Widziałam jak strasznie się denerwował. N A P E W N O N I E - Kiedy ludzie się zakochują, potem są parą...

- Lub nie są - Wtrąciłam biorąc pod uwagę przykład Dippera i Wendy.

- No tak. - Zaśmiał się, ale szybko spoważniał. - No to oni wtedy często zaczynają się nawzajem traktować tak inaczej. Już się razem nie wygłupiają, tylko ciągle próbują być... - znów się zatrzymał - sztucznie idealni. - Wbijałam w niego wzrok. Co ty chcesz mi przekazać? - Obiecaj mi, że nigdy się w sobie nie zakochamy. - Wypalił nagle, bardzo zdecydowanym głosem.

- Obiecuję. - Odpowiedziałam, ale w tym momencie poczułam coś dziwnego. Tak jakbym wypowiedziała wojnę sama sobie.

- Diiippeeer! - Krzyknął ktoś rozrywając tą wieczorną atmosferę na strzępy.

- Muszę lecieć. Rozumiesz, praca wzywa. - Roześmialiśmy się, a brunet szybko czmychnął do środka. Moja chwilowo uciszona wojna została wznowiona.

- Nie kochasz go. - Wyszeptałam sama do siebie mając ogromną nadzieję, że Dipper poszedł już wystarczająco daleko by mnie nie słyszeć.

- Och, pewnie że go kochasz, ale nie wiesz do końca w jaki sposób. - Bill. - No bo widzisz, ja to wszystko rozumiem. - Zaczął się głośno śmiać. - ŻARTUJĘ! Nikt tego nie ogrania. Nawet mój rozbudowany umysł nie zrozumiał jeszcze tego dziwacznego uczucia.

- Po co przylazłeś. Tak w ogóle, powinieneś być martwy, tam - wskazałam na jego kamienną rzeźbę - tam powinieneś być. - Trójkąt znów się roześmiał.

- Wcale nie. Ale nie chce mi się o tym opowiadać, OK? Pewnie, że OK. - Odpowiedział sam sobie. Był zdrowo rąbnięty. - Słuchaj dziecko, muszę ci wymyślić jakiś pseudonim... Jest już Sosenka, Gwazdeczka, więc ty... - Przymrużył oko i zaczął się intensywnie zastanawiać. - Ty, maja kochana będziesz Trójeczką. - Popatrzył na mnie jeszcze chwilę. - Ha! Jestem genialny, przecież to idealnie pasuje!

- Przepraszam bardzo, jakim sposobem ja ci przypominam trójkę? - Popatrzyłam pytająco na Billa, a ten spojrzał na mniej, jakbym nie była warta jego geniuszu.

- Numero uno, nie jesteś trójką, tylko Trójeczką. Czemu, bo tak brzmi bardziej... Po prostu tak. No i przecież jesteś TRZECIĄ bliźniaczką, no i trójkąt ma trzy rogi, trzy ściany no i w ogóle, a wiesz... - Nie dał mi czasu na odpowiedź. - Ja jestem trójkątem! HA! - Zaczął zanosić się śmiechem. - Czyż to, haha, nie jest... hahaha ...słodkie? - kolejna dawka śmiechu.

- Jesteś powalony. - Wyszeptałam z nadzieją, że mnie nie słyszy.

- Och, Trójeczko, ale nie bądź taka surowa, jeszcze mnie nie znasz.

- Nie muszę cię znać bardziej, żeby to stwierdzić. - Odparłam i wybiegłam z dachu wprost do pokoju na strychu. - Czy wszystkich dzisiaj coś napadło? - Rozpłakałam się. Nie wiedziałam czemu się tak czuję, ale bałam się, byłam zła, smutna. Musiałam się wypłakać. Słysząc, że ktoś wchodzi po schodach znów weszłam na dach. Nikogo już tam nie było. Stało tylko kakao i rzucony koc. Z powrotem usiadłam na brzegu i opatuliłam się materiałem. Oparłam się o ścianę i przymknęłam oczy, ale łzy nadal leciały mi po twarzy i nie umiałam nad nimi zapanować. Nie zauważyłam nawet, że ktoś koło mnie stoi i trzyma rękę na moim ramieniu.

- Co się dzieje? - Zapytał znajomy głos.

- Tak sobie tu wypłakuję oczy. - Zażartowałam ironicznie.

- To lepiej przestań, bo wypłaczesz ich cudny kolor. - Odwróciłam głowę i ujrzałam szeroki uśmiech. To nie był nikt kogo znałam. Chłopak w moim wieku; włosy w kolorze ciemnego blondu, który podchodził już pod brąz; niebieskie oczy; jasna, ale nie zbyt jasna cera, na której widniało parę piegów. Ubrany miał miał jasny T-Shirt z małą głową kosmity na piersi. Też taki mam. - Jestem Bill. - To słowo zmroziło mi krew w żyłach. Ale z drugiej strony, może to tylko przypadek. Przecież Bill to takie samo imię jak John, czy Arthur.

- Bill? - Upewniłam się

- Tak, dokładnie tak. W czym problem? - Zdziwił się. Ja na jego miejscu też bym się dziwnie poczuła. Może rzeczywiście przesadzam?

- W niczym, zero problemów. - Podał mi rękę, by pomóc mi wstać. Nagle wszystko zaczęło się rozpływać i cichnąć. A ja słyszałam tylko głos świdrujący w mojej głowie "Tally, wstawaj, Tall, nie żartuj!".

- Hej, już OK? - Ujrzałam twarz Dippera. - Przypraszam jeśli powiedziałem coś nie tak z tą obietnicą.

- C-co? Wszystko OK, ale co się dzieje?

- Zemdlałaś. Poszedłem na dół, bo Soos mnie wołał, a gdy wróciłem ty leżałaś nieprzytomna. - Odpowiedział zaniepokojonym głosem.

- Nie martw się, to nie twoja wina. Prawie nic dziś nie jadłam, no i przecież jest trzecia nad ranem. Zabrakło mi energii. - Sama nie byłam pewna czym była spowodowana ta utrata przytomności, ale wolałam nie brnąć w moje uczucia po raz kolejny. - Wiesz, muszę ci o czymś opowiedzieć. Miałam sen, wtedy, kiedy zemdlałam. Śnił mi się Bill. - Dotąd lekko nieobecny chłopak zaczął się bardziej interesować tym co mówię. - Nazwał mnie Trójeczką, powiedział, że wcale nie był zamknięty, a potem trochę pożartował i zniknął. A potem poszedł do mnie chłopak - też Bill i zaczął mnie uspakajać. Powiedział, że jestem piękna. Byłam wręcz pewna, że to nie ten demon, tylko zwykły, Bogu ducha winny chłopak, któremu trafiło się takie pechowe imię. No i wtedy się ocknęłam.

***

- Bill jest demonem snów, więc możliwe, że to on wywołał jej sny. - Podsłuchałam potem rozmowę Dippera z Mabel. - A może po prostu zazdrościła nam przygód, więc jej mózg wygenerował spotkanie z nim, żeby zaspokoić potrzeby. - Brunet bez przerwy pstrykał długopisem, jak zawsze gdy się denerwuje. - Nie uważam, że to źle, tylko przypuszczam taką opcję.

- Ja też bym nam zazdrościła. - Wtrąciła Mab.

- Na razie się tego nie dowiemy, ale przynajmniej mamy do rozwiązania nową zagadkę. - Dipper uśmiechnął się dumnie. - Idę jej o wszystkim powiedzieć.

________________________

Tadam! To już drugi dzień maratonu i muszę przyznać, że dziś pisało mi się znacznie lepiej. Co wy na taki rozwój wydarzeń? [czytasz mnie? napisz w komentarzu "maślane ciacha"] Co myślicie o shippowaniu Tally i Dippera? :3 Ja jestem na tak. Wymyślcie nazwę dla tego związku. XD

Ogółem jestem baaardzo zadowolona z początku tego rozdziału, na prawdę całkiem nieźle to wyszło. :)

Do jutra,

nondiet

Reality is an illusionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz