Siedzenie i płakanie podczas największej imprezy roku było na prawdę pasjonujące. Mogłam na przykład podpisać się na drzwiach permanentnym markerem, czy pocieszać się takimi beznadziejnymi tekstami, jak ten przed chwilą.
Po nieudanej próbie (a nawet trzech) zagadania do chłopaka, cała mokra od ponczu, którym jeden z kandydatów mnie oblał usiadłam w łazience i zaczęłam cicho popłakiwać. Cała ta agonia trwała jakąś godzinę, po czym do toalety weszła Mabel.
- Co ty tu robisz?!
- Siedzę i płaczę. - Dziewczyna przewróciła oczyma.
- To udało mi się zauważyć. - Uśmiechnęła się współczująco i podała mi rękę. - Pytanie to: czemu to robisz.
- No, więc był sobie chłopak i do niego podeszłam, ale on od razu sobie odszedł. Zobaczyłam kolejnego, więc zagadałam. Było całkiem okay, ale jak dowiedział się, że jestem z Groty Tajemnic odbiegł z niekrytym strachem. - Westchnęłam zanim zaczęłam ostatnią część mojej opowieści. - Trzeciego po prostu zapytałam, czy chce ze mną zatańczyć, no wiesz - leciała jakaś fajna muzyka, nie zobowiązująca, więc pomyślałam, że to dobry pomysł, ale on chyba pomyślał inaczej... Oblał mnie ponczem, zaśmiał się i odwrócił.
- Hmmm... - Mab patrzyła na mnie zamyślona. - Skołuję ci nową sukienkę, a potem was... ciebie gdzieś zabiorę. - Uśmiechnęła się i wybiegła w podskokach.
Spojrzałam na siebie w lustrze. W większości już brązowe pasemka włosów wypadły z koka. Zdjęłam solidne mocowanie z gumek i spinek, a na twarz opadł mi zielono-niebieski kosmyk, który odgarnęłam za ucho.
***
- No i pięknie! - Wykrzyknęła siostra, gdy już ubrałam nowy strój. Była to sukienka; znacznie krótsza, ale równocześnie bardziej wieczorowa. Czarna, na dole pokryta drobnymi, jasnymi plamkami, wyglądała jak nocne niebo. Właściwie była to spódnica i top, bo materiał kończył się razem z żebrami i zaczynał z powrotem dopiero w pasie.
- Nie mogę narzekać. Jest świetnie. - Przytuliłam ją. Założę się, że teraz jeszcze znajdzie mi chłopaka. - Jesteś mistrzynią! - Wykrzyknęłam i obydwie się roześmiałyśmy.
Po chwili szłam już korytarzem do wyjścia. Próbowałam dowiedzieć się czemu wychodzimy, ale zamiast odpowiedzi dostałam tylko "Ciii, o nic nie pytaj" i parę chichotów. Zahaczyłam nogą o korzeń drzewa, bo Mabel nagle się zatrzymała, żeby odebrać telefon.
- Hej Wendy, co tam? - Nie byłam w stanie rozszyfrować bełkotu, który docierał ze słuchawki, ani dowiedzieć się niczego z odpowiedzi Mabel. - Już idziemy, czekaj tam z nim. - znów chwila ciszy - Nie wiem! Weź z nim o czym pogadaj, ale spróbuj zdradzić plan, to po tobie. - Ze słuchawki dobiegał śmiech i nagle koniec połączenia. Potem Mab kazała mi się wdrapać na drzewo, na którym jak się okazało był domek. Taki zwykły, drewniany domek na drzewie, taki w jakim bawiłam się, gdy byłam mała. Przypomniały mi się zabawy z bliźniakami do późnej nocy. Bywało nawet, że zasypialiśmy kołysani delikatnym, letnim wiatrem. Moje wspomnienia przerwała Mabel zeskakująca z drabinki i zbiegająca z niej Wendy. Zostałam sam na sam z... Dipperem.
- Najwyraźniej los chciał, żebyśmy się tu razem znaleźli. - Westchnęłam.
- Los i dwie uparte dziewczyny. - Przysunęłam się do niego z uśmiechem na twarzy. Ostatnio zdarzało mi się zapominać, że to ciągle ten sam chłopak. Ten, którego znam od dziecka, ten, który zawsze potrafił mnie pocieszyć i rozśmieszyć. Pierwszy chłopak z jakim gadałam, który pomalował się w kropki, żebym nie czuła się tak źle podczas ospy. To wciąż Dipper, któremu mówiłam wszystko, niezależnie od tego czy miało to jakikolwiek sens i znaczenie. To ten Dipper, którego twarz widziałam każdego dnia. W reszcie przestałam się tremować i stresować tą sytuacją.
Panowała cisza. Nie taka niezręczna, jak jeszcze pięć minut temu. To była przyjazna cisza, która była miła dla moich uszu.
- Alkaid, Alcor, Alioth, Megrez, Phekida, Merak, Dubhe.
- Co to jest? - Spojrzał ze zdziwieniem chłopak? - Zachowujesz się jak Bill. - Zaśmiałam się.
- To nazwy gwiazd składających się na Wielki Wóz. - Wskazałam palcem na gwiazdozbiór, który był dobrze widoczny. - Widzisz? To Alkaid, Alcor, Alioth, Megrez, Phekida, Merak i Dubhe. - Wymieniłam ponownie, ale tym razem pokazałam każdą na czole Dippera. - Obydwoje w śmiechu położyliśmy się na podłodze i patrząc na niebo przez dziurawy dach złapaliśmy się za ręce.
- Niesamowite! Znasz te wszystkie nazwy z powodu na mnie, czy masz jakieś astronomiczne hobby, o którym nie wiem?
- Nudziłam się jak was nie było. Iiii... może trochę ze względu na ciebie. - Poczułam jak na chwilę mocniej ściska moją dłoń i po chwili się podnosi ciągnąc mnie za sobą do góry.
- Słyszysz muzykę? - Przytaknęłam bezgłośnie. - Musimy znaleźć się w takim miejscu, żeby jej nie słyszeć. - Znów pociągnął mnie za rękę, ale tym razem na drabinkę. Szybko z niej zeszliśmy i skierowaliśmy się w stronę chaty. Idąc wciąż rozmawialiśmy, śmialiśmy się, szturchaliśmy i nie wiedzieć czemu nie umiałam puścić jego dłoni.
- A co tu się dzieje? - Zatrzymał nas siedzący przed telewizorem Stan.
- A nic, jesteśmy sobie słodcy i uroczy. - Wtedy zastanowiłam się skąd pan Stanley się tu wziął, ale kolejne pytania nie dały mi się nad tym zastanawiać.
- Nie to że coś, ale jednak... kim ty jesteś?!
- Długa historia, Soos ci, wujku opowie. - Krzyknął brunet wbiegając już po schodach.
- Tylko nie róbcie głupot, pryszcze! - Usłyszałam słowa pana Stanleya, ale nie zważając na nie wyszłam na dach. Stanęliśmy i wsłuchaliśmy się w nocną ciszę. Nie było już słychać muzyki z ratusza, tylko rytmiczne pohukiwania sów i szelest sosnowych igieł. W powietrzu wciąż unosił się ten leśny, wilgotny zapach, na który już przestałam zwracać uwagę.
- Masz. - Dipper podał mi puszkę Pitt Coli i objął mnie od tyłu. Oparłam głowę o jego ramię i popijałam chłodny napój. Trwało to może pięć minut, po czym powiedział "zaraz wracam, nigdzie nie idź". Po chwili wrócił z uśmiechem na twarzy i podszedł do mnie.
- Wszystkiego najlepszego. - Wyszeptał i ubrał mi naszyjnik z trzema wisiorkami. Gwiazdka ze sweterka Mabel, sosna z jego czapki i liczba trzy z mojego znamienia. - Chciałem zaśpiewać ci "Sto lat" razem ze wszystkimi, na balu, ale jak widać coś poszło nie tak. - Uśmiechnął się i mnie pocałował.
Tak.
Nie.
Co tu się w ogóle dzieje?!
Stop.
Nie przestawaj.
Nie rozumiem tej sytuacji!
- Umm... to może ja pójdę na dół.
- A ja zostanę na górze.
- Tak.
- Świetnie. - Uśmiechnęłam się. Nie mogłam się powstrzymać, więc po prostu padłam na ziemię i zaczęłam się śmiać.
- Hej, ej, no... - Dipper próbował mnie uspokoić, ale zamiast tego sam zaczął hihotać. - No weź, co ty robisz? - Widziałam, że już nie może się opanować. - Ja tu chcę poważnie, a ty... a ty się śmiejeeesz!
- Tu ode mnie wymagasz powagi? - Spojrzałam na niego. - Mam trzynaście lat, nie licz, że wykażę się elokwencją i teraz będę romantyczna.
___________________________
Macie tutaj swoje 1100 słów. Cieszcie się. Nic więcej nie powiem - cieszcie się puki możecie, bo niebawem wszystko się zmieni. (takie tam, spojlerki od autorki)
♥
CZYTASZ
Reality is an illusion
Fiksi PenggemarTally jest "trzecią bliźniaczką". Może to nie do końca prawda, ale wszyscy to akceptują. Może nie do końca wszyscy, ale ona się tym wcale nie przejmuje. Może nie wcale, ale przynajmniej się stara. Więc wyjeżdża do Wodogrzmotów, by odkryć to, o czym...