Rozdział numer osiem

35 3 0
                                    

Cześć Robaczki!

Dzisiaj słowa ode mnie będą na początku. OK, ten rozdział będzie dziwny, inny, ale sami zdecydujcie co o nim myślicie. Mi bardzo miło się to pisało, taka odmiana jest ciekawa. Nie, taki rozdziały raczej nie będą się powtarzać, no chyba, że za jakiś (długi) czas. Chodzi o to, że treść jest poprzeplatana fragmentami piosenki "Wild Youth" Daughter.

U góry macie szkic Tally wykonywany na szybko przeze mnie, wiem nie jest idealny, ale zawsze coś.

Miłego czytania ^^

---------------------------------------------

Shadows settle on the place that you left , our minds are toubled by the emptiness.

Dzisiaj wyjątkowo nie obudził mnie zapach owsianki. Nie obudził mnie też zapach naleśników, dżemu, czy nawet herbaty z cytryną. Wstałam, bo usłałam trzask drewna. To był mój pierwszy i ostatni poranek w domu rodziny Corduroy. Dziś idę wszystko wyjaśnić i... albo się wyjaśni, albo wracam do domu. Nie chce mi się wierzyć, że jeszcze przedwczoraj byłam tak szczęśliwa, że byłam zakochana, obchodziłam urodziny... Dziś nie pozostał po tym nawet ślad, nawet mała kropelka szczęścia. gdyby była tu Mabel, ona mogłaby mi pomóc, naprawiłaby wszystko, tak, jak to zrobiła z sukienką, tak jak robiła to wiele razy. Uśmiech na twarz i wszystko zaraz będzie lepiej. Zadręczałam się myślami o tym czemu tak się stało, ale nie było żadnego logicznego wytłumaczenia. Albo stał za tym Bill, albo cały świat oszalał. Moje myśli to ciągłe "albo, albo". Mogłabym przysiąc, że robię to nieświadomie, wszystkie kwestie po prostu sprowadzają się do tego ostatecznego pytania.

From the perfect start to the finish line.

Jako że mam dużo czasu na myślenie, próbowałam sobie przypomnieć pierwsze spotkanie z Pinesami. Wydaje mi się, że to Mabel pierwsza do mnie podeszła, chyba na placu zabaw, w przedszkolu. Zapytała dlaczego bawię się sama, a jako małe dziecko nie myślałam nad tym, więc odpowiedziałam tylko "nie wiem". Wtedy podbiegł Dipper, powiedział Mabel, że muszą już wracać do domu. Zmartwiłam się tym i dostałam propozycję nie do odrzucenia - czy chciałabym przyjść do nich i kontynuować zabawę u nich w domu. Okazało się, że z ich domu widać mój dom, więc podeszli tam i poinformowali o wszystkim opiekunkę. Wszystko było świetnie. Było też super przez następne 10 lat, aż do lipca tego roku. Wyjazd, który pozornie nic nie zmienił przerodził się w jedną wielką katastrofę. Złamane serca, łzy... Mówiłam, że miłość wszystko psuje? Mówiłam, ale nikt mnie nie słuchał - wszyscy chcieli tylko romantycznej historii, żeby dwoje przyjaciół było parą. Muszę przyznać, że mi chwilowo też się to podobało, ale pewna Pacyfika się pojawiła i wszystko zniszczyła.

And if you're still breathing, you're the lucky ones

Zaczęłam płakać, dusić się. Wpadłam w spazmy, nie umiałam przestać, moje gardło ściskało się coraz bardziej. Nagle zaczęłam tracić przytomność. Gdy otworzyłam oczy stała przy mnie Wendy. Była bledsza niż zazwyczaj, wystraszona.

- Żyjesz?! Nic ci nie jest? - Jej źrenice były duże, jej serce biło prawie tak szybko jak moje. Zrobiło mi się głupio, że przez moje problemy musiała najeść się strachu.

- Jeśli wszystko mnie boli, to prawdopodobnie żyję, ale trudno jest powiedzieć, że jest okey.

- Powiesz mi wreszcie o co chodzi? Jeszcze na balu wszystko było pięknie, ba, jeszcze wczoraj było dobrze, a potem nagle tu przybiegłaś.

- Wiem, że powinnam ci powiedzieć co się stało, zwłaszcza, że dzięki tobie nie śpię na dworze, ale jeszcze nie teraz. Powiem ci wszystko jak już się wyjaśni. - Uśmiechnęłam się z trudem i wstałam z łóżka. Skierowałam się do wyjścia, a potem poszłam do lasu. Usiadłam na trawie, przy chłodnym strumyku.

Reality is an illusionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz