Rozdział numer dziewięć

26 2 0
                                    

- Czy mam się zatrzymać? - Zapytał kierowca autobusu.

- Nie - zmęczona nie chciałam się interesować tym, co skłania go do tego pytania. Po chwili jednak pojazd się zatrzymał, a do środka wparowała Mabel. Rozglądała się chwilę aż w końcu mnie dostrzegła.

- Wstawaj, nie możesz wyjechać! - Spojrzałam na nią pytająco. - Kto nas nakłonił do tego bezmyślnego wyjazdu?

- Ja, ale...

- Więc teraz zostaniesz tu, puki my nie zdecydujemy się wrócić. - Pociągnęła mnie za rękę z taką siłą, że musiałam wstać. - Wiem, że na razie wszystko się wydaje trudne, ale damy radę, tak?

- Ale ona umarła. - Odpowiedziałam wlepiając w nią wzrok. Patrzyłam na nią bez wyrazu, myślami byłam na miejscu wypadku. - Przeze mnie.

- Ej - uderzyła mnie pięścią w ramię - nikt z nas jej nie lubił. - Próbowała mnie pocieszyć, ale tu nie chodziło o lubienie, chodziło o jej życie, a właściwie jego brak. - Damy radę. - Uśmiechnęła się i wskazała na wyjście z busa. Postawiłam jeden krok, ale nie byłam pewna tego co robię, więc się zatrzymałam. Brunetka spojrzała na mnie i się zaśmiała. - No chodź! Wszyscy cię tu lubią. - Wyskoczyłam z pojazdu i pierwszy raz od wczoraj szczerze się uśmiechnęłam.

Po drodze Mabel wyjaśniła mi czemu wujkowie wrócili. Powód nie był tak tajemniczy jak mi się wydawało, bo po prostu złapała ich infekcja, więc nie chcąc ryzykować zakażeniem wrócili do domu. Gdy weszłam poczułam zapach gotowanego mleka, a to musiało oznaczać, że ktoś robi owsiankę.

- Cześć wszystkim - krzyknęłam szczęśliwa - znów. - Dodałam po chwili, bo przypomniałam sobie, że parę godzin temu weszłam tu, żeby się pożegnać.

- Hej! - Odpowiedziało mi równocześnie parę głosów. Podeszłam do stołu przy którym siedzieli Stan i Ford i nieśmiało się odezwałam:

- Przepraszam - wzrok mężczyzn skierował się na mnie - panie Stan i panie Ford, czy mogę zostać tutaj, z Mabel i Dipperem?

- Co to za głupawe pytanie? Pewnie, że możesz! - Zaśmiał się pan Stanley i mnie uścisnął. - No i mów mi wujku. - Uśmiechnął się. - Ford, czy masz coś przeciwko, żeby mówiła ci wujku? - Zapytał swojego brata, a ten tylko pokiwał głową pochłonięty jakimiś obliczeniami.

- Dziękuję - zawahałam się chwilę - dziękuję, wujku.

Gdy już uwolniłam się z jego uścisku, a potem wysłuchałam radosnych pisków Mabel udałam się do kuchni.

- Puk, puk? - Zapytałam wchodząc, a gdy Dipper odwrócił się, by na mnie spojrzeć odgarnęłam włosy za ucho i się uśmiechnęłam. Mój uśmiech wyrażał "przepraszam, byłam głupia", ale równocześnie wyglądał jak uśmiech, który słałam mu za każdym razem, gdy go widziałam.

- Cześć. - Byłam pewna, że jego "cześć" nie wyraża nic. Jest mu obojętne, czy tu jestem, czy nie. Podeszłam do chłopaka, a mleczno-zbożowy zapach uderzył mnie ze zdwojoną siłą.

- Porozmawiamy? - Zapytałam, ale zamiast mi odpowiedzieć machnął na mnie ręką. Wyszłam ze łzami w oczach. Nie chciałam, żeby ktoś zobaczył jak bardzo mnie to obchodziło, więc wzięłam walizkę i wniosłam ją po schodach pod pretekstem rozpakowania się.

Po pewnym czasie do pokoju weszła Mabel. Nie była świadoma tego co stało się w kuchni, ale jak tylko zobaczyła mnie, siedzącą na torbie podbiegła i mnie przytuliła. Nie musiała nic mówić, żeby być dla mnie oparciem. Ja nie musiałam nic mówić, żeby zrozumiała co się dzieje. Siedziałyśmy tak przez jakiś czas. Słyszałyśmy jak na dworze zaczyna się burza*, jak wuj śmieje się z jednego z seriali, które ogląda każdego wieczoru, jak ktoś wchodzi po schodach i otwiera drzwi. Dipper bez słowa podał nam po miseczce z ciepłym posiłkiem. Szepnął coś na ucho Mabel, a potem opuścił pokój równie bezszelestnie jak wszedł. Dostałam owsiankę z napisem "Kocham cię, ale wszystko zepsułaś" ułożonym z jagód. Gorzkie łzy popłynęły mi po twarzy.

- Och - westchnęła Mab, gdy zobaczyła jagodowe zdanie - kochana, nie martw się.

- Ale to moja wina! - Krzyknęłam poprzez łzy. - To tak strasznie boli, a najgorsze w tym wszystkim jest to, że sama sobie na to zasłużyłam. - Patrzyłam na dziewczynę, a ona po raz pierwszy nie wiedziała co powiedzieć, żeby mnie pocieszyć. - Zasłużyłam na to, żeby ktoś mnie zranił tak mocno, jak ja ją.

- Ale to nie ty, to Bill ją skrzywdził.

- Co z tego, skoro to JA go o to prosiłam? JA zawarłam układ.

- Wszystko się ułoży - zająknęła się brunetka - obiecuję. - Owinęła mnie kocem i usiadła. Płakałam już cały wieczór robiąc tylko przerwy na zjedzenie płatków owsianych, których smak kojarzył mi się z chłopakiem. Z chłopakiem, któremu obiecałam kiedyś, że go nigdy nie pokocham.

* Gdy pisałam to zdanie akurat zaczęło padać. Perfekcja.

______________________________

Nie bijcie za ten rozdział. Krótki i nie do rzeczy. Ale ciiii. Cieszcie się, to znaczy będzie wam trudno, bo trochę depresyjnie ostatnio w tym moim ff się zrobiło. No nie ważne. ♥ Przepraszam też jeśli w tekście są jakieś błędy, czy powtórzenia. Niby czytałam dwa razy, ale jestem tak roztrzęsiona, że mogłam coś przeoczyć.

Reality is an illusionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz