-1-

27 0 0
                                    


Cześć. Opowiem Ci historię, która na zawsze pozostanie w moim sercu.

Nazywam się Marcelina, mam 19 lat. W wakacje pojechałam z rodziną na Kaszuby, aby trochę odpocząć od codziennego życia. Właśnie tam wydarzyło się coś niebywałego.

Wszystko zaczęło się 73 dni temu, a ja pamiętam to jak dziś.

#Za oknem wschodziło słońce. Tej nocy ani na chwilę nie mogłam zmrużyć oka. Miałam dziwne przeczucie, że wydarzy się coś wyjątkowego. Nie pomyliłam się.
Byruś, bo tak ma na imię mój pies, wdrapał się na moje łóżko.

- Dzien dobry Byruś, mordko Ty moja. Pewnie jakiś spacerek, co?
Merdanie ogonkiem jest lepsze niż tysiąc słów, właściciele psów to zrozumieją ;)

Wyszliśmy przed dom, w którym na czas wakacji mieszkałam z rodzicami i młodszą siostrą. W oddali widziałam jezioro, nad które chodzę co wieczór, by podziwiać piękny zachód słońca, odbijający się w tafli wody. Dzisiaj obiecałam siostrze, że zabiorę ją ze sobą.

Wróciliśmy z Byrkiem do domu. Tata był już w kuchni, bo jak co tydzień z samego rana wybierał się z kolegami na ryby. Zamieniliśmy parę słów i wróciłam do pokoju.

Po niespełna godzinie mama wołała mnie na śniadanie. Przywitała mnie pięknym uśmiechem i całusem w policzek - tak bardzo to lubię. Po śniadaniu wyszłyśmy z siostrą na spacer, opowiadała mi o swoich koleżankach, zabawach i książkach, jakie ostatnio przeczytała.

Jak dotąd żadnej rewelacji, dzień jak co dzień..

Jednak to, co wydarzyło się wieczorem zmroziło krew w moich żyłach.

Zgodnie z obietnicą o godzinie 19.00 wraz z siostrą byłyśmy gotowe do drogi. Mama spakowała nam biało-czerwony koc w kratę, ciepłą herbatę w termosie i kilka owoców.
Dotarłyśmy na miejsce, rozłożyłyśmy koc i podziwiałyśmy przepiękny widok na horyzoncie, który łudząco był tak blisko nas. Niebo było bezchmurne, a słońce bardzo powoli chowało się za drzewami.

Po kilkunastu minutach nad jezioro przybyła grupka młodych ludzi. Byli w doskonałych nastrojach, śpiewali, tańczyli, cieszyli się życiem. Usiedli na plaży po lewej stronie. Wyglądali na bardzo pogodnych i uradowanych. Mogę powiedzieć, że trochę im zazdrościłam, bo przecież nikogo tu nie znałam, a przyjaciół zostawiłam daleko stąd. Na Kaszubach jestem pierwszy raz, ale na pewno nie ostatni. Czuję, że na pewno tu wrócę, jest tu tak pięknie...

- Marcelina, może podejdziemy bliżej? Wydają się być sympatyczni - mówi do mnie siostra.
- Marysiu, poczekaj chwilę, przecież to niekulturalne - no tak, mój nieufny instynkt daje o sobie znać.
- No chodź, będzie fajnie, może zaproszą nas do zabawy. Proszę zgódź się.

Po 10 minutach byłyśmy już w towarzystwie nieznajomych. Okazali się bardzo fajną paczką. Michał, Tomek, Agata, Oktawia i Paweł, bo tak się nazywali, opowiedzieli nam o fajnych miejscach niedaleko stąd, strasznych historii też nie zabrakło. Na szczęście jestem odporna na ten rodzaj opowiadań.

Chłopcy wpadli na pomysł, aby ochłodzić się w jeziorze. Paweł i Tomek bez wahania wskoczyli do wody. Dziewczyny z początku stawiały opór, ale Oktawię udało się namówić. Sprawiała wrażenie odważnej dziewczyny. We trójkę urządzili zawody pływackie - kto pierwszy na drugi brzeg!

- Dawaj, dawaj Tomek! - krzyczy Michał. 

- Oktuś, pokaż na co stać płeć piękną!! - dopinguje Agata. 

3... 2... 1... Wypłynęli! 

Po pokonaniu 1/4 dystansu idą łeb w łeb, nikt się nie poddaje. Po odbiciu się od brzegu pierwszy wypływa Tomek, za nim Oktawia, ale na ogonie wciąż mają Pawła. To będzie ciężki wyścig. Może przed metą któreś z nich odpuści.

Zaraz, zaraz... 

Gdzie jest Oktawia?! Nigdzie jej nie widać! Chłopaki już prawie dopływają do brzegu, a ona wciąż nie wyłania się nad taflę jeziora. 

- Paweł, Tomek! Zawracajcie! - krzyczy Agata. 
- Ratujcie Oktawie! Musicie po nią wrócić! - wydusił z siebie Michał, wskakując do wody.
- Marysiu, biegnij do domu. Musisz powiadomić rodziców i wezwać pomoc! - krzyknęłam do siostry.

Zdjęłam buty i nie czekając ani chwili popłynęłam za Michałem, który wraz z kolegami poszukiwał Oktawii. Warunki były ciężkie, gdyż powoli zapadał zmrok. Wysokie drzewa zasłaniały promienie słoneczne, które oświetlały jezioro. Byłam przerażona.

Na szczęście Michał, jak się później okazało, od dziecka trenuje pływanie i przeszedł kurs ratownika wodnego. To dało mi nadzieję, że sytuacja skończy się happy and'em. 
Po chwili zauważyłam jak Misiek wraz z Oktawią płyną w moim kierunku. Pomogłam mu dotransportować koleżankę na brzeg. Lekarz wraz z ratownikami medycznymi właśnie się pojawili i przejęli dziewczynę. Zaczęła się walka o jej życie. Te minuty trwały całą wieczność. Nigdy w życiu nie bałam się tak jak wtedy, tam... W głowie powtarzałam "Nie, nie.. to nie może tak się skończyć, proszę nie..." 


- Koniec części pierwszej - 

Wciąż w moich myślach..Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz