Od czasu przyjazdu do Anglii mam pełne ręce roboty.
Sprawdzanie dokumentów dotyczących firmy.
Wymyślenie nowych słodyczy.
Kontrola sklepu w Londynie.
Odpisywanie na zaproszenia na bale.
Tyle tego jest, że nawet nie wiem co olać pierwsze.
Lecz najpierw murze starannie się gdzieś schować przed Sugilis, która przez cały czas meczy mnie obowiązkami i próbuje zamęczyć. Tylko gdzie? Za każdym razem gdy się schowam, ona znajduje mnie bez najmniejszego problemu. Zupełnie jakby posiadała urządzenie namierzające, które zaczyna świecić jej w głowie, gdy jestem w pobliżu.
Aktualnie udało mi się ukryć w lesie na jakimś losowym drzewie. Dlaczego te gałęzie są takie niewygodne? Jak zwykle martwię się o to co nie powinnam. Mam gorszy problem. Jeśli gałąź pęknie będzie po mnie. Wolałabym nie chodzić przez kilka tygodni ze złamanymi kośćmi.
Usłyszałam jak ktoś się zbliża. Bardziej ukryłam się między liśćmi i przestałam ruszać. Był co raz bliżej, aż w końcu ujrzałam różową czuprynę, rozglądającą się wokół.
- Panienko! To nie czas na zabawy w chowanego! Za niedługo się ściemni, a panienka nie zna drogi!
Zawsze jest czas na zabawę w chowanego.
Jeśli chodzi o drogę powrotną to doskonale ją pamiętam.
Urywałam się jeszcze jakieś kilkadziesiąt minut, po tym jak kobieta znikła mi z oczu i przestałam słyszeć kroki. Rozejrzałam się, po czym ostrożnie zaczęłam schodzić na ziemie.
Jak to dobrze, że miałam na sobie spodnie i rękawice. Byłam ubrana w długie kozaki, białą bluzkę z długim rękawem i gorset z materiału. Dodatkowo miałam dwa miecze na plecach (zawsze noszę ze sobą jakąś broń) oraz czarną pelerynkę, sięgającą do bioder z dużym kapturem.
Gdy już zeszłam, otrzepałam się z kurzu i ponownie rozejrzałam. Czysto. Uśmiechnęłam się do siebie.
- Co jest takiego zabawnego? - Usłyszałam przy swoim lewym uchu. Odskoczyłam z prędkością światła na jakieś kilka metrów z okrzykiem przerażenia. Przede mną stała Sugilis ze swoim głupawym uśmieszkiem na twarzy.
Nie czekając dłużej, zaczęłam biec w głąb lasu. Zagwizdałam mając nadzieję, że mój rumak mnie usłyszy z tej odległości. Nawet się nie odwracałam. To nie miało sensu, bo i tak wiedziałam, że jest tuz za mną.
Sprawnie wymijałam drzewa i unikałam potknięcia o leżące patyki. W pewnym momencie zauważyłam ją przede mną. Ten uśmieszek nie schodził jej z twarzy, aż miałam ochotę go zetrzeć tarką do warzyw. Gwałtownie skręciłam w lewo z okrzykiem na ustach.
- NIE JEDZ MNIE! JESTEM ŁYKOWATA! - Przebiegłam jeszcze kilka metrów i zobaczyłam mojego wybawiciela. Wskoczyłam na jego grzbiet, od razu poganiając go do cwału.
Jednak mnie usłyszał.
Jechałam byle jak najdalej od służki. Nie zwracałam uwagi na nieznajomość trasy i otoczenia.
***
Jechałam tak długo, aż całkowicie zrobiło się ciemno. Tym razem NAPRAWDĘ ją zgubiłam. Uśmiech zawitał na mojej twarzy, ale po chwili szybko zniknął, gdy uświadomiłam sobie pewną bardzo ważną rzecz.
Gdzie ja kurwa jestem?!
Jaka ja jestem głupia! Urządzać sobie wycieczki krajoznawcze nie znając terenu!

CZYTASZ
Child of the Moon - Kuroshitsuji [Wolno Pisane]
FanfictionLuna przez wojnę w swoim rodzinnym kraju, została zmuszona do przeprowadzenia się do Anglii. Kontynuuje rozwój swojej firmy oraz... niezwykłą, niebezpieczną prace, którą kocha nad życie i ani myśli z niej zrezygnować. Jak to bywa z obcokrajowcem, cz...