2. Straciłam was obu

340 33 11
                                    

Nie zamierzam pogodzić się z biegiem wydarzeń, to właśnie wynikiem mojego buntu będzie nowa, lepsza rzeczywistość.

Robiło się coraz ciemniej. Nie wróciłam bezpośrednio do domu, lecz włóczyłam się bez celu po miasteczku. W ręku trzymałam mój upragniony dowód służby u Fazbeara, lecz w głowie gościła pustka i w pewnym sensie poczucie winy.
Poczucie winy, a wręcz wyrzuty sumienia spowodowane Jeremy'm.
Słowa Mike'a akurat tym razem nie były owocem jego ironicznego stylu bycia, niestety nie. Niejaki Jeremy Fitzgerald faktycznie trafił do szpitala z objawami schizofrenii paranoidalnej i bynajmniej dobrze wiedziałam z jakiej i czyjej winy.

Była to jedna z upiorniejszych nocy w Fazbear Fright the Horror Atracttion. Szef dostał sygnał, iż zabezpieczenia w restauracji zostały zerwane. Tak jak wszyscy się spodziewali - był planowany napad. Ja, Mike oraz Jeremy udaliśmy się na miejsce by w ciszy przyłapać bandytów na gorącym uczynku. Słabo zaplanowali swoją zbrodnię, na szczęście. Chcieli wykraść animatronika, który przejawiał niecodzienne, a wręcz paranormalne zdolności. Wstawał, ruszał się, groził i myślał. Był nim Springtrap. Mechaniczny królik o zgniłozielonej karnacji i mrożącym krew w żyłach, wyszczerbionym uśmiechu. Wiedziałam o nim ja, wiedział o nim Mike, a również jakimś cudem oni. Niestety Jeremy po raz pierwszy był zmuszony zobaczyć żywe oczy Springtrapa oraz jego samego w pełnej okazałości i stanie, w którym spotykałam go każdej nocy - w stanie żywym. Tamtej nocy po raz ostatni widziałam Jeremy'ego. Przyjacielskiego, czasami leciutko roztrzepanego rudzielca mierzącego dwa metry wzrostu, który jako jedyny wierzył w moje możliwości odnośnie pracy na służbie nocnej. Jednak nigdy nie żywiłam do niego nic większego prócz przyjaźni. Moje serce powędrowało gdzie indziej, do zupełnie odmiennej bajki.

Był tutaj tylko jeden szpital psychiatryczny. Oddział zamknięty również nie pozostawał niezauważony na tle innych okien budynku. Szare, malutkie okienka oplatały potężne kraty, przez które sama nie wiem czy dałoby radę wyciągnąć choćby rękę.
Tam miał znajdować się Jeremy?
Nie potrafiłam się cieszyć z powrotu do pracy, z ponownego spotkania Mike'a, ani czegokolwiek skoro wiedziałam, że mój dawny przyjaciel wylądował w szpitalu na żółtych papierach. 

Nie lubiłam takich miejsc, jednak sumienie nie pozwalało mi po prostu stąd odejść

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Nie lubiłam takich miejsc, jednak sumienie nie pozwalało mi po prostu stąd odejść. Przejść obojętnie i spokojnie iść spać.
Otworzyłam wielkie, szklane drzwi szpitala, gdzie na wejściu przywitał mnie specyficzny i odrzucający zapach. Nie dało się go opisać ani nazwać - tak po prostu pachniały takie miejsca. Ze smutkiem patrzyłam na starsze osoby, w których oczach nie gościło już nic innego niż  wyczekiwanie na sąd boży. Żadnego życia. Choroby, śmierć, paranoja.
Z tego co wyczytałam, paranoja znajdowała się na najwyższym piętrze. Nawet pielęgniarki nie zwracały na mnie uwagi, ponieważ pochłonięte były swoimi codziennymi, smutnymi sprawami.
Gdy powolnym krokiem zbliżyłam się do windy, nagle zauważyłam jak stojąca zaledwie dwa metry ode mnie kobieta w pielęgniarskim fartuszku, patrząc się na mnie wskazywała na automat z woreczkiem na buty i włosy. Westchnęłam głęboko i niechętnie podeszłam wydać pieniądze na "najpotrzebniejsze" mi w dzisiejszym dniu rzeczy.
Po założeniu zielonego woreczka na głowę czułam się jakbym była łysa. Z czuciem dyskomfortu i niechęci do wszystkiego wybrałam jednak drogę schodami. Gdy przemierzałam kolejne stopnie miałam coraz większy mętlik w głowie, do której non stop napływały utrapiające pytania:
W jakim jest stanie?
Czy mnie rozpozna? A jeśli tak, to czy w ogóle będzie chciał mnie widzieć?

Tomorrow is another trapOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz